Bieg po sukces

Prawie każdego dnia wychodzą z domu i dają sobie w kość. O swoim biegowym uzależnieniu specjalnie dla Men's Health mówią: Robert Kubica, Maciej Kurzajewski, Tomek Sianecki i Paweł Sawicki.

Robert Kubica - kierowca teamu BMW-Sauber startującego w Formule 1. Biega codziennie, jeśli tylko nie siedzi za kierownicą. Jego organizm musi wytrzymać przeciążenia prawie 5 G.

Serce kierowcy wyścigowego narażone jest na szczególny wysiłek. W kokpicie bolidu Formuły 1 panuje niezwykle wysoka temperatura, średnio około 60 st. C, na niektórych wyścigach nawet więcej.

Kierowca poddany jest silnym obciążeniom fizycznym podczas dwugodzinnego wyścigu i sprostanie im wymaga ode mnie wysokiego poziomu ogólnej sprawności i wytrzymałości. Przeciążenia na najszybszych zakrętach i podczas hamowania dochodzą do 4,5 G, co oznacza mniej więcej tyle, że głowa kierowcy wraz z kaskiem w takich warunkach waży około 40 kg, a nogi kierowcy podczas hamowania mogą ważyć nawet 80 kg. Takie obciążenia, wysoki poziom stresu i adrenaliny sprawiają, że serce kierowcy w decydujących momentach wyścigu może bić nawet do 200 uderzeń na minutę.

Reklama

Dlatego bieganie jest istotną częścią mojego treningu. Pomaga mi to również w utrzymaniu koncentracji przez dłuższy czas. Z reguły biegam długie odcinki, ponieważ taki rodzaj treningu bardziej sprzyja zbudowaniu wytrzymałości. W trakcie biegu nie wykonuję raczej innych ćwiczeń, ale regularnie spędzam dużo czasu na siłowni, usprawniając grupy mięśniowe narażone na największy wysiłek podczas jazdy. Takie długie odcinki spokojnego biegu są jakby przeciwieństwem do jazdy na maksymalnej szybkości w bolidzie F1.

Ale biegania nie można przyrównać do wyścigów. Wyścigi zapewniają mi wyzwania i adrenalinę, których potrzebuję. Bieganie traktuję jako nieodzowną część przygotowania do startów, zadanie w drodze do celu.

Paweł Sawicki - dyrektor domu mediowego. Biega 4 lata, ukończył 3 maratony.

Zacząłem 4 lata temu. Dostaliśmy psa, a ponieważ staram się zagospodarować każdą chwilę, pomyślałem, że można to jakoś spożytkować. Mam stresującą pracę, nie ruszam się, trochę utyłem więc zrobię coś dla czworonoga i dla siebie.

Po kilku miesiącach udało mi się biec 30 minut. Ale chciałem być lepszy. Postawiłem sobie cel, który wydawał się niemożliwy: "Przebiegnę maraton". Okazało się, że jeśli potrafisz biec kilkanaście minut bez przerwy, to po 4 miesiącach pokonasz 16 km. Mieliśmy z kumplem rozpisane plany na każdy dzień tygodnia. To bardzo pomaga; lubię mieć wszystko zaplanowane, no i głupio jest zostawiać puste miejsca w planie treningowym.

W pierwszym roku ukończyłem półmaraton w Budapeszcie. Na drugi rok znowu 5 miesięcy przygotowań (od kwietnia do września) i start w Berlinie. Ludzie tysiącami siedzą przy trasie, jedzą śniadania, zapraszają na piwo, co kilkaset metrów gra jakiś zespół. Prawie nie czuć pokonywanych kilometrów. 42 km 195 m pokonałem w czasie 4 godzin 20 minut. I już wiedziałem, że złapałem bakcyla na całe życie.

W zeszłym roku miałem czas 4 godziny 4 minuty, więc teraz muszę zejść poniżej czwórki. Przekroczenie linii mety maratonu jest fantastyczne, ale suma codziennych chwil zadowolenia z samego siebie po porannym biegu jest chyba warta więcej.

Maciej Kurzajewski - dziennikarz sportowy TVP. Biega 50 km tygodniowo.

Do biegania skłonił mnie sąsiad, a właściwie to, jak kipiał energią po każdym treningu. Mimo że wcześniej nie lubiłem pokonywać kilometrów na własnych nogach, na rok przed olimpiadą w Atenach spróbowałem. Miałem też dodatkową motywację. Kiedyś ważyłem 95 kg i odchudziłem się dzięki diecie. Ale w 2003 r. znowu waga ruszyła do góry i wiedziałem, że tym razem dieta nie pomoże. Bieganie, jak widać, okazało się skutecznym rozwiązaniem.

Po pół roku wystartowałem na historycznej trasie maratonu w Grecji udało mi się ukończyć ten bieg. Dzięki temu nabrałem wiary, że w życiu nie ma rzeczy niemożliwych. Od tego czasu co roku startuję w dwóch maratonach: wiosną i jesienią. Teraz w kwietniu uzyskałem czas 4:01:33 godz. Ale zawody są dodatkiem do codziennego wyjścia w las. Mam wyznaczone cztery trasy: od 5 do 15 km, które pokonuję przez 5 dni w tygodniu.

Najfajniejsze jest to, że po treningu nie mogę się doczekać następnego - to najzdrowsze uzależnienie, jakie znam. I to niezależnie od pory roku. Może dlatego nie choruję od kiedy biegam. Kontuzje też mnie omijają, ale też nie stosuję zasady "ból - bólem". Kiedy czuję, że coś jest nie tak, to odpuszczam. Dzięki temu mogę na drugi dzień pobiegać, może mniej, wolniej, ale mam tę godzinę dla siebie.

Tomek Sianecki - dziennikarz TVN. Biega od 25 lat, każdego dnia 5 kilometrów.

Dla mnie najważniejsza w bieganiu jest regularność. Samo w sobie to nudne zajęcie - patrzę tylko pod nogi. Ale dzięki temu mam zaliczony wysiłek, którego potrzebuje organizm i dlatego ta powtarzalność jest dla mnie taka istotna. Od 20 lat zapisuję sobie każdy bieg: ile trwał, jaka była trasa. To mobilizuje. Gdybym to przerwał, choćby na kilka dni, miałbym do siebie pretensje.

Wstaję za pięć szósta, zakładam przygotowane wcześniej dresy i wychodzę. Dopiero na zewnątrz dociera do mnie, jaka jest pogoda, i kiedy porazi mnie śnieg albo deszcz, mówię do siebie "Co ja robię?" Ale już jestem na zewnątrz, więc ruszam. Wybrałem bieganie bo jest najprostsze. Mogę to robić każdego dnia, przy każdej pogodzie, nie muszę z nikim się umawiać, jak np. przy tenisie.

W ciągu tych 30 minut myślę o domu, o tym, co za chwilę będę robił w pracy. To taki moment na załatwienie w głowie paru spraw. Jestem palaczem, więc usprawiedliwiam siebie, chociaż nie ma to pewnie wytłumaczenia medycznego, że wentyluję płuca. Jakaś część trucizn musi wypływać z potem. Nie biegam dla rekordów, a ponieważ nie rzucałem palenia, to nie wiem, jak papierosy wpływają na formę. Za to wiem, że dużo gorzej biega się po imprezach. Bieganie na drugi dzień to wtedy obowiązek, no i świetny sposób na kaca.

W Polsce coraz więcej ludzi biega, ale na świecie to jest jak mycie zębów. Największe wrażenie zrobiła na mnie Australia. Z każdego miejsca, w którym tam mieszkałem, wystarczyło przejść tylko jedne światła, by dojść do ścieżki biegowo-rowerowej, w dodatku pełnej ludzi. Miłe, ale ja najlepiej czuję się po powrocie z porannego treningu. Mówię wtedy do siebie: "Widzisz, Siano, znowu się przełamałeś".

Men's Health
Dowiedz się więcej na temat: kierowca | Robert Kubica | kierowcy | bieganie | bieg
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy