Motoszaleńcy

Ryk silników, kurz, piach i kłęby spalin przez 24 godziny na dobę to miód na serce motoryzacyjnych maniaków. A gdzie jest ich najwięcej? Na wyścigach.

Le Mans, Bol d'Or, TT na wyspie Man to na czerwono zaznaczone dni w kalendarzach tych, którzy mają w żyłach benzynę zamiast krwi. W niektórych z tych imprez można samemu wziąć udział, a nie tylko przyglądać się z trybun.

Elita na torze

Od ponad 80 lat niewielkie francuskie miasteczko przeżywa w jeden czerwcowy weekend oblężenie. Z całego świata zjeżdżają do Le Mans fani najszybszych samochodów na świecie.

W "24 heures du Mans" trzeba przejechać jak najdłuższą odległość; jedno okrążenie ma 13,650 km. Przez cały czas jedzie ten sam samochód, wymieniać mogą się tylko trzej kierowcy. Dotychczasowy rekord wyniósł 379 okrążeń, a średnia prędkość ponad 215 km/h (audi R8 w 2002 r.).

Reklama

Do 1970 roku charakterystyczny był start - samochody stały w szeregu, na znak startera kierowcy dobiegali do aut, odpalali silniki i ruszali na trasę. Wśród honorowych starterów były takie znakomitości jak Alain Delon, Luc Besson, prezydent Georges Pompidou.

Motocyklowe 24 h

Motocykliści także mają swoje kultowe imprezy. Motocyklowe Le Mans organizowane jest od 1978 r. Zawodnicy startują zgodnie z tradycją, czyli biegną do stojących motocykli. W tym roku najlepszy zawodnik jadący hondą CBR 1000RR uzyskał 817 okrążeń toru. Najstarszym wyścigiem 24-godzinnym jest rozgrywany na torze Bol d'Or w miejscowości Magny Cours we Francji. W tym roku odbędzie się jego 70. edycja.

Wielogodzinna jazda to sprawdzian dla kierowców, mechaników i maszyn. Wszystko musi być idealnie zgrane - tankowanie, naprawy, wymiana opon (jeden wyścig to ok. 20-25 zmian opon), zmiany kierowców itp. Zawodnicy zmagają się nie tylko z własnym zmęczeniem i napięciem nerwowym, ale także z techniką. Adam Badziak w 2003 roku linię mety minął, pchając zespołowe suzuki z zepsutym silnikiem, w motorze yamaha innego polskiego teamu zepsuło się sprzęgło.

Amatorzy z gazem

Isle of Man Tourist Trophy Races to pełna nazwa wyścigu, w którym może wziąć udział każdy motocyklista - nie ma podziału na amatorów i zawodowców. Wystarczy sprawny motocykl i odrobina szaleństwa, wyścig bowiem odbywa się na drogach brytyjskiej wyspy Man. Trasa wiedzie po płaskim i górzystym terenie, jest wiele ślepych zakrętów, stoją słupy i znaki drogowe. - Po powrocie z tej imprezy nie pojechałem na żadne zawody torowe, bo zanudziłbym się na śmierć - zwierzał się na internetowym forum jeden z polskich uczestników TT.

W blisko 100-letniej historii TT zginęło ponad 200 motocyklistów. Jak to możliwe, że w dzisiejszych czasach, w cywilizowanym państwie, możliwy jest taki wyścig? Otóż wyspa ma autonomię i gdy w Anglii tworzono przepisy ograniczające prędkość i wyścigi, Tynwald, czyli lokalny parlament wyspy, zdecydował, że tu... nie będzie takich regulacji. Wyspiarze zrobili świetny interes, bo wyścigi przyciągają rzesze kibiców i uczestników. Największy, TT, ogląda ok. 50 tys. ludzi, a każdy musi coś zjeść i gdzieś spać. A że czasami u kogoś w ogródku ląduje zmasakrowany motocyklista? No cóż, nikt go do niczego nie zmuszał...

Tomasz Kunert

GDZIE I KIEDY

• Le Mans: 17-18 czerwca (samochody), www.lemans.org
• Bol d'Or: 16-17 września (motocykle), www.boldor.com
• Isle of Man Tourist Trophy Races: 27 maja - 9 czerwca (motocykle), www.iomtt.com

Zawziąłem się

Mówi Paweł Szkopek, mistrz i wicemistrz Polski, uczestnik wyścigów Le Mans i Bol d?Or: Największym problemem całodobowego wyścigu jest zwykły fizyczny ból, bo motocykl prowadzi się całym ciałem, mięśnie są przez cały czas napięte i boli dosłownie wszystko. W pierwszym moim Le Mans w 2003 r. podnóżek motocykla wbijał mi się w stopę przez but. Pod koniec wyścigu, gdy gonił nas czwarty zespół, zdecydowaliśmy, że jako najszybszy będę jechał dwie zmiany naraz. Zawziąłem się, że dam radę. Łzy mi leciały z bólu, ale dowiozłem nasze drugie miejsce.

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: wyścig | MAN
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy