Od zera do kitesurfera - recepta na sukces w sportach wodnych

Sam talent nie wystarczy by osiągnąć sukces w sportach wodnych, zwłaszcza zaś w kitesurfingu. Oprócz hartowania mięśni podczas treningów trzeba jeszcze uważać, co trafia na nasz talerz.

Dbałość o sylwetkę i kondycję, a także zmiana nawyków żywieniowych i dobrze zbilansowana, są naszymi sprzymierzeńcami w walce o sportową sławę. Oto kilka porad jak zmaksymalizować swoje szanse by zostać obiecującym kitesurferem. Udzielają ich zawodnicy ze światowej czołówki kitesurfingu: Tomek Janiak i Maks Żakowski, którzy na co dzień pływają pod latawcem Blue Media Team.

Amatorskie uprawianie kitesurfingu nie wymaga jakiegoś długotrwałego przygotowania fizycznego. Na tych, którzy chcą pominąć przygotowawczy etap kondycyjny i od razu wskoczyć na deskę kitesurfingową czeka dobra wiadomość od Tomka Janiaka, mistrza Polski kiteracing w kategorii Masters i instruktora kitesurfingu.

Reklama

- Bez przeszkolenia się nie obędzie. Usiłując pływać samemu, bez wiedzy i doświadczenia, można tylko zrobić sobie kuku. Z reguły wystarczy już 8-10 godzin, by średnio wysportowany człowiek, o przeciętnej koordynacji ruchowej, był w stanie wykonać najprostsze manewry. Po piętnastogodzinnym kursie można już spokojnie wypróbować pierwsze podskoki, następnie wyższe skoki, aby po następnych kilkudziesięciu godzinach spędzonych na wodzie zacząć w końcu fruwać. Przy sprzyjających wiatrach i odpowiednim doborze sprzętu można wznieść się ponad fale na wysokość nawet 20 metrów i zawisnąć w powietrzu na około 10 sekund.

Jeśli po pierwszym rejsie z latawcem w ręku i deską pod stopami złapiemy jednak bakcyla i zapragniemy uprawiać ten sport "na serio", to trzeba już ustalić wyprofilowany pod nas plan treningowy. Jeśli poważnie myślimy o fruwaniu w chmurach z latawcem w ręku, to trzeba najpierw wyrobić sobie odpowiednią kondycję, żeby nie schodzić z wody tuż po pierwszej godzinie, bo się nie ma już sił - na to szkoda kraść innym wiatr.

- Na dzień dobry należy zaprzyjaźnić się z siłownią lub basenem. I koniecznie zapisać do szkółki kitesurfingowej! Na "kajcie" sunie się przecież po wodzie rozwijając prędkość nawet do 80 km/h, więc to nie są przelewki. Trzeba się odpowiednio przygotować! Dwa dni w tygodniu po godzinie powinny wystarczyć, by wzmocnić nasze mięśnie pleców, a także kręgosłup, który będzie obarczony największym wysiłkiem podczas wykonywania podniebnych ewolucji. Ćwiczymy także stawy kolanowe oraz ramiona. Oczywiście kajt to sport techniczny, a nie siłowy, więc z tą siłownię nie ma co przesadzać - radzi Maks Żakowski, mistrz Polski w kiteracingu.

- Praktykowanie innych niż sam kajt aktywności fizycznych pomaga zminimalizować ryzyko kontuzji. Ja dla utrzymania równowagi psychofizycznej podczas całego sezonu uprawiam yogę - mówi zaś Tomek Janiak.

Dla zaczynających swoją przygodę ze sportami wodnymi idealnym rozwiązaniem na pierwszy start jest Zatoka Pucka, ze względu na różnorodność akwenu, zmienne, umiarkowane wiatry oraz dość płytką i ciepłą wodę. Znakomite warunki do pływania z latawcem w ręku panują też na plażach w okolicach Rewy, Sopotu czy Juraty. Cenne pierwsze doświadczenia można też zebrać w Krynicy Morskiej lub na Zalewie Wiślanym. Dlatego nic dziwnego, że szkółki wind- i kite-surfingowe na wybrzeżu opuszcza rocznie średnio kilka tysięcy nowych, młodych adeptów tego sportu.

Polskie wybrzeże bogate jest zresztą w kilka dobrych terenów do eksperymentowania. W Polsce nie ma co prawda regularnych, równych wiatrów termicznych, ale nie ma też rekinów, jeżowców, parzących meduz i niebezpiecznych raf koralowych, z którymi trzeba się liczyć w bardziej egzotycznych rejonach świata. W dodatku woda w okolicach półwyspu helskiego jest po kolana. Słowem - idealne i bardzo bezpieczne warunki do nauki i treningu - zachwala polskie morze Tomek Janiak.

Najlepiej przygodę z kajtem zacząć na początku czerwca, ze względu na odpowiednią siłę wiatru oraz sporą ilość wietrznych dni, optymalną temperaturę wody i otoczenia. Ilość kursantów na wodzie jest wówczas jeszcze niewielka, a co za tym idzie - komfort pływania jest duży. Po 15 lipca, gdy sezon wakacyjny w pełni, z miejscem na wodzie do nauki już nie jest tak różowo.

Spada też ilość wietrznych dni. Można za to przyjechać po 15 sierpnia i popływać do 15 września, kiedy poprawiają się warunki wiatru. Po zakończeniu sezonu, gdy wciąż nie będziemy mieli dość, niektóre szkoły kitesurfingowe oferują możliwość wyjazdu na akweny w ciepłych i wietrznych zakątkach Europy, więc przygoda z kajtem może potrwać dłużej.

PAP life
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy