Życiorys Helenki

Urodziła się w Krakowie, na Kazimierzu, na ulicy Szerokiej 14. Jej tata najpierw handlował naftą (ul. Józefa 13), a następnie trudnił się skupem jaj. Helenka, najstarsza z rodzeństwa, pobierała nauki w VI Szkole Ludowej, pomagając równocześnie ojcu w geszeftach, ściślej: geszefcikach, bo interes szedł tak podle, że pan Herzli Naftali poważnie myślał nad powrotem do rodzinnej Dębicy.

Urodziła się w Krakowie, na Kazimierzu, na ulicy Szerokiej 14. Jej tata najpierw handlował naftą (ul. Józefa 13), a następnie trudnił się skupem jaj. Helenka, najstarsza z rodzeństwa, pobierała nauki w VI Szkole Ludowej, pomagając równocześnie ojcu w geszeftach, ściślej: geszefcikach, bo interes szedł tak podle, że pan Herzli Naftali poważnie myślał nad powrotem do rodzinnej Dębicy.

Mądry upór małżonki, pani Gitel, spowodował jednak, że rodzina postanowiła dalej klepać bidę na "Kaźmirzu". Z pomocą przyszedł wuj Luis, deklarując zaproszenie do Australii jednej z pięciu siostrzenic. Wysłano Helenkę, jako najstarsza i najbardziej - wydawałoby się - odporna na zgorszenie. Wyjechała na antypody w 1890 roku, zabierając z sobą, prócz kilku połatanych kiecek, trzynaście słoików kremu kosmetycznego, sporządzonego przez krakowskiego dermatologa dr. Jacoba Lykusky'ego, z pochodzenia Węgra. To był ostatni prezent od matki, zaniepokojonej nieładną, suchą cerą pierworodnej córki.

Reklama

Pomada okazała się rewelacyjna: - Przez tydzień wypiękniałaś nie do poznania - mówiły z zazdrością współtowarzyszki morskiej podróży, a mądra Helenka opyliła im natychmiast część zabranych z Krakowa zapasów.

Z Australii napisała do doktora Lykusky'ego, a ten przyjechał natychmiast, wietrząc dobry interes. Wspólnie zarobili pierwsze tysiące, potem miliony na produkcji kosmetyków. Potem Helenka (no, już wtedy Helena) zbudowała na wszystkich kontynentach swe olbrzymie imperium kosmetyczne (30 tys. fabryk, sklepów i salonów, 100 mln dobrych, starych dolarów).

Wzięła z Krakowa jedną z najpiękniejszych tamtejszych cech: oszczędność. Nie potrafiła tylko okiełznać swej dzikiej namiętności do pereł. Mimo to, jak sama skrupulatnie wyliczyła, jej imperium miało trwać 300 lat. Póki co, istotnie trwa, choć jej samej już nie ma: światowa królowa kosmetyków, urodzona w 1872 roku w rodzinie galicyjskich nędzarzy żydowskich, Helena Rubinstein zmarła w roku 1965.

Przed śmiercią, jak każda prawdziwie wielka dama, napisała pamiętniki. Wynika z nich, że pochodziła z zamożnej rodziny galicyjskich nafciarzy (z naszych Karpat pochodziło wtedy - na przełomie wieków - 5 proc. światowego wydobycia ropy), otrzymała staranne i wszechstronne wykształcenie w Szwajcarii, po czym wróciła do pałacu w Krakowie, gdzie o jej rękę zabiegali najbogatsi ludzie Europy i obu Ameryk. Matka trzymała ja krótko, nie pozwalając na żadne romanse. Aliści, serce nie sługa, osobliwie u młodej, pięknej (żadnych tam kłopotów z cerą) panienki.

Zaniepokojona jej "poważnym i niebezpiecznym" romansem z zabójczo przystojnym krakowskim amantem operowym rodzina wysłała Helenkę co rychlej na antypody. Tam jej uroda rzuciła na kolana bez wyjątku wszystkich panów, zaś sława tajemniczej bogatej przybyszki z jakiegoś, jak mu tam? - Krakowa? - dotarła szybko aż do Nowego Jorku. Reszty możemy się domyślić.

Trochę trudniej pogodzić się z faktem, że ani na jednej stronie memuarów Helenki nie ma mowy o jej ucieczce przed głodem i nędzą. Szkoda, bo to dopiero byłoby romantyczne, a w dodatku prawdziwe. A cała historia przypomina mi się, nie wiedzieć czemu, gdy czytam dziś w gazetach życiorysy niektórych znanych mi od lat polityków.

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: Kraków
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy