Jerzy Nałęcz-Sosnowski - polski James Bond

Wywiad II Rzeczpospolitej zanotował szereg spektakularnych sukcesów, zwłaszcza w potyczkach ze służbami zachodnich sąsiadów. Niewątpliwie najsłynniejszym i zarazem najskuteczniejszym polskim szpiegiem działającym w Niemczech był major Jerzy Nałęcz-Sosnowski (1896-1942).

Oficjalnie dymisjonowany oficer kawalerii, w rzeczywistości cenny pracownik II Oddziału Sztabu Generalnego WP, szef tajnej komórki IN-3. W przeszłości legionista Piłsudskiego i uczestnik wojny polsko-bolszewickiej, czterokrotnie odznaczony Krzyżem Walecznych.

Niemcy znali go jako barona Georga von Nałęcz-Sosnowskiego, arystokratę i utracjusza, zamożnego ziemianina, który w marcu 1926 roku pojawił się w Berlinie. Od razu podbił serca zwłaszcza damskiej części miejscowej socjety - młody (29 lat), czarujący, uwodzicielski, miłośnik koni (przywiózł ze sobą sześć wyścigowych wierzchowców), a przede wszystkim hojny dla przyjaciół i wybranek serca.

Reklama

Świetnie mówił po niemiecku (także po rosyjsku i francusku) i bez problemu dostał się na berlińskie salony. Jego pierwszą - i jak się okazało najważniejszą - zdobyczą była Benita von Falkenhayn, żona oficera i krewna generała wsławionego podczas I wojny światowej. Dzięki niej Sosnowski uzyskał dostęp do niemieckich kręgów wojskowych. A tym samym do najważniejszych ministerialnych i sztabowych tajemnic.

Polskiemu majorowi udało się stworzyć coś w rodzaju pracującej na jego rzecz kobiecej konspiracji (wspomaganej przez oficera Abwehry, kapitana Günthera Rudloffa, któremu pożyczał ogromne sumy). Dzięki Benicie zwerbował Irene von Jena, sekretarkę w ministerstwie obrony. Ta córka pruskiego generała wciągnęła do siatki Renate von Natzmer, swoją koleżankę z pracy.

Nowy nabytek okazał się szczególnie cenny, bo kobieta miała dostęp do danych dotyczących niemieckiej broni pancernej. Sosnowski z premedytacją uwodził żony niemieckich wysokich wojskowych, wiedząc, że dzięki nim pozna sekrety ich mężów.

Jego siatka zaliczyła kilka spektakularnych sukcesów. Dostarczyła dowodów na łamanie przez Niemcy narzuconych przez traktat wersalski ograniczeń w budowie czołgów i samolotów. Sosnowski dowiedział się, że prototypy pojazdów pancernych, myśliwców i bombowców niemieccy inżynierowie konstruują w... Związku Radzieckim i testują na poligonach nad rzeką Kamą.

Jednak największą wagę miało wykradzenie z dowództwa Reichswehry planów wojny z Polską (Organisation-Kriegsspiel), które w 1932 roku trafiły do Warszawy.

Major pracował naprawdę intensywnie, wysyłając do przełożonych setki raportów z wieloma cennymi informacjami. Niemiecki kontrwywiad coś już o nim wiedział i próbował zdemaskować, ale Sosnowskiemu zawsze udawało się zmylić tropy. Działał nieprzerwanie aż do połowy lat 30. Lecz każda passa musi się kiedyś skończyć.

Zgubiła go słabość do pięknych kobiet - wpadł przez tancerkę używającą pseudonimu Lea Niako. Próbował ją zwerbować, ale ta wydała go gestapo. W lutym 1934 roku został aresztowany.

W czasie śledztwa długo nic nie chciał mówić, w końcu, skonfrontowany z zeznaniami złamanych współpracowniczek, przyznał się do działalności agenturalnej. Stwierdził z udaną beztroską, że dla niego szpiegowanie to rodzaj sportowej gry. Ten "sport" skończył się jednak tragicznie dla Benity von Falkenhayn i Renate von Natzmer - obie kobiety zostały skazane i stracone.

Samego Sosnowskiego w 1936 roku oddano stronie polskiej, wymieniając go na niemieckich agentów ujętych przez kontrwywiad. Niestety, nie oznaczało to dla niego wolności. Oficerowie II Oddziału oskarżyli go o podwójną grę, twierdząc, że przeszedł na stronę Niemców. Trafił do więzienia, gdzie poddano go żmudnemu i wyraźnie tendencyjnemu śledztwu - najprawdopodobniej padł ofiarą walk frakcyjnych w polskim wywiadzie. Skazano go na 15 lat więzienia i dużą grzywnę. Sąd Najwyższy na początku 1939 roku wyrok uchylił, ale do ponownego procesu już nie doszło. Wybuchła wojna.

Sosnowski został wraz z innymi więźniami "dwójki" ewakuowany na wschód, tam go uwolniono, został ranny i wpadł w ręce Sowietów. Istnieją poszlaki wskazujące, że poszedł na współpracę z NKWD, jako ekspert od polskiego podziemia i wywiadu. Ale i to nie zapewniło mu wolności. Oficjalnie zmarł w 1942 roku na Łubiance, w wyniku wyczerpania i zapalenia żołądka. Nie wiadomo, gdzie go pochowano. 

Andrzej Goworski

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy