Muszkieterzy - najbardziej tajemnicza z polskich organizacji podziemnych

Stoją od lewej: płk Pluciński, NN, inż. Michał Gonczaruk, kpt. Stefan Witkowski. /Z archiwum Narodowego Archiwum Cyfrowego
Reklama

We wrześniu 1939 roku Niemcy zadali polskiemu wywiadowi dotkliwy cios - przejęli jego archiwum zdeponowane w warszawskim Forcie Legionów, niezniszczone na skutek karygodnego niedbalstwa. W efekcie siatka polskich agentów działających w III Rzeszy uległa dekonspiracji. Wielu z nich przypłaciło to życiem.

Premier rządu emigracyjnego, Władysław Sikorski, zdawał sobie sprawę, że należało bezzwłocznie odtworzyć służby wywiadowcze. Już w październiku 1939 roku zajął się tym... inżynier i wynalazca, kapitan rezerwy Stefan Witkowski.

W zdumiewającym tempie do tworzonej od podstaw organizacji - działającej pod kryptonimem Muszkieterzy - zaangażował kilkaset osób, przeważnie młodych oficerów, inteligentów, techników, naukowców, a nawet arystokratów (bazował na licznych przedwojennych znajomościach). Agenci szybko nawiązali kontakty w Niemczech i przystąpili do zbierania informacji, działali również na terenach zagarniętych przez Sowietów, stworzono także placówkę w Budapeszcie.  

Reklama

Muszkieterzy nie próżnowali i gdy w pierwszych miesiącach okupacji z mozołem tworzyły się polskie organizacje konspiracyjne, ludzie "Doktora Zet" (jeden z pseudonimów Witkowskiego) przesyłali do Paryża (gdzie miał siedzibę rząd Sikorskiego) liczne meldunki. Spektakularne sukcesy odnosili w dziedzinie tzw. wywiadu głębokiego, czyli w infiltrowaniu szeregów wroga i umieszczaniu tam agentów.

Udało im się nawet dotrzeć do biura szefa Abwehry, admirała Canarisa (więcej na jego temat dowiesz się stąd: Wilhelm Canaris - Brutus Hitlera), a także do niemieckiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, nawiązali też ciekawe kontakty z pracownikami kwatery głównej Hitlera.

Zdobyte informacje okazały się przydatne zwłaszcza dla Brytyjczyków, którzy np. otrzymali plany portu w Hamburgu z pozycjami okrętów Kriegsmarine, co pomogło zorganizować precyzyjne bombardowanie. Muszkieterzy dostarczyli też plany konstrukcyjne niemieckich U-bootów. Szczególnie zajmowały ich ruchy Wehrmachtu. To oni ostrzegli o koncentracji niemieckich jednostek na granicy Belgii i Holandii, co poprzedziło inwazję na Francję wiosną 1940 roku.

Od nich pochodzą pierwsze doniesienia o planie "Barbarossa", dotyczącym ataku na Związek Sowiecki. Nie brakowało również brawurowych akcji, np. sam Witkowski poruszał się po Niemczech przebrany za oficera SS wysokiej rangi.

Stworzona przez niego siatka cieszyła się znaczną samodzielnością i bezpośrednio nie podlegała Związkowi Walki Zbrojnej (późniejszej Armii Krajowej) dowodzonemu przez gen. Stefana Roweckiego "Grota". Z czasem zaczęło to powodować konflikty między oboma organizacjami. Przywódcom Polski Podziemnej nie podobała się bezpośrednia podległość Muszkieterów rządowi emigracyjnemu oraz bliski kontakt z brytyjskim wywiadem Intelligence Service. W 1941 roku dobra passa ludzi pana inżyniera zaczęła się jednak kończyć. Co znamienne, największych kłopotów doczekali się nie ze strony Niemców, lecz... rodaków.

ZWZ wysunął zarzuty, że Muszkieterzy - a dokładniej ich szef - wchodzą w zbyt bliskie relacje z hitlerowcami, wykraczające poza przedsięwzięcia wywiadowcze. Trwała już wojna na wschodzie i miało chodzić o współpracę skierowaną przeciwko Sowietom. Konflikt między konspiracyjnymi organizacjami zaogniła pomoc okazana przez Witkowskiego marszałkowi Edwardowi Rydzowi-Śmigłemu, który w październiku 1941 roku wrócił do Polski z Węgier.

Podobno - choć wygląda to na wymysł - ten były dowódca Wojska Polskiego wydał rozkaz przejścia tworzonej wówczas armii Andersa przez linię frontu i podjęcia wspólnej walki z Niemcami przeciwko Rosjanom. Rozchodziły się pogłoski, że Witkowski wraz z Rydzem zamierzał zaproponować stworzenie kolaboracyjnego rządu polskiego, który dogadałby się z Hitlerem.

Nie wiadomo, ile było prawdy w tych pogłoskach. W każdym razie w grudniu 1941 roku doszło do scalenia Muszkieterów z ZWZ. Przesądzono też o losie twórcy siatki. W połowie następnego roku Komenda Główna AK oskarżyła Stefana Witkowskiego o niesubordynację i współpracę z Abwehrą i Gestapo - czyli de facto o zdradę. A za to wyrok mógł być tylko jeden.

8 września inżynier został zastrzelony przez konspiracyjny oddział egzekucyjny. Tym samym zabrał do grobu sekrety tej najbardziej tajemniczej polskiej organizacji podziemnej.

Jacek Inglot

Przeczytaj również:

Bradl - polski bohater, którego wypada znać

***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama