Nieznana historia Kopalni Soli w Wieliczce

Zwiedzanie podziemnego zakładu zbrojeniowego, opuszczonego przez Niemców, z zachowanymi na dodatek elementami wyposażenia, jest zapewne marzeniem wielu z was. Marzeniem nie do końca spełnionym. Okazało się, że tuż po wojnie była taka sposobność. I to nie w mitycznych Górach Sowich czy Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. Gdzie? W zachodniej Małopolsce, w Wieliczce, w tamtejszej Kopalni Soli. Szkoda, że to już przeszłość. Zostały ciekawe relacje prasowe, z których można dowiedzieć się pewnych szczegółów.

Historia bywa przewrotna. W minionych latach gospodarze podziemnych tras turystycznych w Górach Sowich, czy na MRU, włożyli sporo wysiłku, aby odtworzyć wygląd oryginalnego wyposażenia podziemnych tuneli i pomieszczeń. Dzięki odkrytym i wydobytym spod skał eksponatom, często w mocno nadwyrężonym stanie, próbowali przybliżyć atmosferę, niejednokrotnie grozę, panującą podczas robót podziemnych. 

Wydrążone w soli kamiennej komory

Zabezpieczenie wejść do podziemi, oczyszczenie terenu, wycięcie zbędnej roślinności, przygotowanie ścieżek dydaktycznych itp., wymagały znacznych nakładów finansowych. Przede wszystkim jednak czasu i ogromnego poświęcenia różnych osób zaangażowanych w dzieło zawodowo lub z racji pasji i zainteresowań. W Wieliczce, dosłownie, nic nie trzeba było robić. Pozostałości niemieckiej fabryki lotniczej znajdowały się w kopalnianych komorach, poprzez które przebiegała podziemna trasa turystyczna. Choć większość wyposażenia Niemcy zdążyli wywieźć, pozostało tam kilka urządzeń i półfabrykatów. Wystarczyło ustawić barierki i tablice informacyjne...

Reklama

O tym, co działo się w małopolskiej kopalni soli podczas II wojny światowej, zwiedzający tę trasę turyści praktycznie się nie dowiadują. Z kolorowej broszury opisującej poszczególne komory na trasie turystycznej, można wyczytać parę ogólnikowych zdań na ten temat. Statystycznemu turyście pewnie to nie przeszkadza. Ale miłośnikom historii warto przypomnieć o tym epizodzie. Myśl, aby podziemia wielickiej kopalni wykorzystać do celów strategicznych, nie była specjalnie wyszukanym konceptem. Wcześniej od Niemców, krótko przed wybuchem II wojny światowej, na ten pomysł wpadli Polacy. Wydrążone w soli kamiennej komory i korytarze jawiły się miejscem bezpiecznym od wszelkich bombardowań. 

Kopalnia Soli w Wieliczce była obiektem znanym w Polsce, jednak raczej ze słyszenia. Pod koniec przerwy międzywojennej przyjeżdżały tu głównie wycieczki szkolne. W 1934 r. wielickie podziemia odwiedziło ponad 39 tys. turystów, w tej liczbie było tylko 16 tys. dorosłych. Krótko przed wybuchem drugiej wojny światowej czynione były próby zdeponowania w podziemiach wielickiej kopalni różnych polskich zbiorów muzealnych. 

Cenne eksponaty w kopalni

Pisał o tym w 2007 r. Wojciech Kowalski na łamach Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej: "Tam miał powstać rodzaj magazynu, depozytu, ale ponieważ była to chaotycznie podjęta decyzja, zbiory tam zwiezione zostały rozkradzione". Nie tylko dzieła sztuki zamierzano w ten sposób ocalić. W internetowej encyklopedii dziejów Krakowa można znaleźć informację o tym, że pracujący podczas II wojny światowej w krakowskim oddziale Archiwum Państwowego archiwista Włodzimierz Bułka, pełniący tam funkcję kustosza, ukrył najcenniejsze akta ze zbiorów w kilku miejscach - w tym w Kopalni Soli w Wieliczce.

Wybuch II wojny światowej oznaczał kres panowania Polaków w Wieliczce i częściową zmianę profilu działalności kopalni, która odtąd miała służyć tylko celom produkcyjnym. Zamknięto więc podziemną trasę turystyczną, tylko sporadycznie niemieccy oficerowie zwiedzali podziemia. Gdy losy wojny wydawały się być przesądzone, Niemcy postanowili wykorzystać wielickie podziemia w sposób, w jaki wcześniej zamierzali to zrobić Polacy. W latach panowania niemieckiego planowano przechowywać w kopalni cenne eksponaty muzealne pochodzące z krakowskiej siedziby Hansa Franka. Do tego celu miały być przystosowane komory w rejonie podłużni Ferdynand d’Este.

Podłużnia znajduje się w pobliżu komory Jezioro Wessel, w której ponad pół wieku później, w 1997 r., otwarto podziemny ośrodek kondycyjno-rehabilitacyjny. Na początku 1944 r. pojawił się pomysł wykorzystania wielickich podziemi w roli skarbca depozytowego dla zbiorów lwowskich galerii obrazów. Jak pisał Maciej Matwijów, "za przewiezieniem do Krakowa zbiorów Galerii opowiadały się też tamtejsze niemieckie władze muzealne, planując umieszczenie ich następnie w szybie kopalni soli w Wieliczce".

Wynędzniali żydowscy więźniowie

Rok 1944 nie był zbyt udany dla armii niemieckiej. Niemcy poszukiwali wtedy kolejnych lokalizacji do produkcji cudownej broni mającej odmienić losy wojny, jak również miejsc produkcji standardowych rodzajów uzbrojenia. Nic dziwnego, że wybór padł m.in. na schowane głęboko pod ziemią komory wielickiej kopalni. Tak opisywał to ponad ćwierć wieku później korespondent Turystycznej Agencji Prasowej:

"Jest styczeń 1944 roku. Do Wieliczki zjeżdżają wypełnione wynędzniałymi żydowskimi więźniami «budy». Dla «pasażerów» są już przygotowane mieszkania - urządzone z iście hitlerowskim smakiem drewniane baraczki w zasiekach z drutu kolczastego. Do rampy kolejowej, obok szybu «Daniłowicz», podjeżdżają pierwsze transporty z materiałami, z jakimiś tajemniczymi maszynami, które potem szybko znikają w czeluściach szybów «Daniłowicza», «Kingi», «Kościuszki». Przy wyładowaniu i opuszczaniu urządzeń do kopalni pracuje ok. 1500 Żydów. Nadto w każdą niedzielę pomaga im przymusowo górnicza załoga".

Nie zdążyli uruchomić podziemnej fabryki

Ponad ćwierć wieku po wojnie w wielickiej kopalni pracowało jeszcze kilku górników pamiętających tamte wydarzenia. Inni byli na emeryturze. Jeden z nich, A. Cieślik, wspominał, że w czasie okupacji niemieckiej był technikiem górniczym. Dlatego też on i jego koledzy po fachu mieli prawo "(...) wchodzić do komór: «Staszica», «Warszawy», «Wisły», «Lebzeltern», do zespołu komór «Witos». To tam właśnie Niemcy, przy pomocy swoich, skazanych z góry na zagładę niewolników, montowali zwiezione urządzenia, maszyny i obrabiarki. Skąd wiadomo, że miały one produkować śmiercionośne aparaty i broń?

W komorze «Witos» był ustawiony model samolotu. Kopalnię w tym okresie wizytowało wielu wysokich oficerów; zjawił się tu kiedyś nawet sam minister uzbrojenia, Speer. Modernizacja komór i chodników, budowa sztolni dla wykwalifikowanych górników, nie nasuwały żadnych wątpliwości co do militarnego charakteru poczynań. Jeszcze dziś w komorze «Staszic» stoi kadź, w której w owym czasie mieściła się woda dla potrzeb produkcji. Wytrawny znawca bez trudu dostrzeże, iż podszybie szybu «Daniłowicza» na III poziomie jest jakoś nadmiernie poszerzone i zbyt wysokie. Nic więcej nie zostało z «inwentarza» kopalnianego tego okresu. Hitlerowcy nie zdążyli uruchomić podziemnej fabryki. W lipcu 1944 r. uciekając przed ofensywą radziecką zdemontowali i wywieźli wszystkie urządzenia". Dostęp do wymienionych wyżej podziemnych komór jest możliwy z międzypoziomu "Kazanów".

Spąg tych komór leży mniej więcej na głębokości od 122 do 124 metrów. Komory "Staszica", "Warszawa" i "Wisła" od dawna wchodzą w skład podziemnej trasy turystycznej. Tak było przed wojną, tak było też po wojnie.

Tępił wszelkie oznaki polskości

Pozostałości podziemnej fabryki lotniczej jeszcze przez pewien czas po wojnie były widoczne dla zwiedzających. Wspominał o nich Tadeusz Lipski, który na łamach wydawanej w Katowicach "Gazety Robotniczej", w kwietniu 1948 r., poświęcił im kilka zdań. Pisał, że Niemcy: "w okresie okupacji urządzili w kilku podziemnych komorach fabrykę samolotów, najprawdopodobniej rakietowych. W podziemiach umieszczono dziesiątki precyzyjnych maszyn. (...) Gdy jednak na wschodzie ruszyła potężna ofensywa wojsk radzieckich, okupant (...) rozmontował urządzenia, wywożąc je w głąb Rzeszy. Z całej fabryki pozostał jedynie jakiś niekompletny kadłub samolotu czy rakiety". 

Bardzo szybko podziemna fabryka lotnicza odeszła w zapomnienie. Wielicka kopalnia była tematem licznych publikacji w prasie turystycznej, ogólnej i branżowej, jednak najczęściej pomijano w nich wątek II wojny światowej. Jeśli już wspominano o tych czasach, to akcent padał gdzie indziej. Przykładem może być urywek z reportażu zamieszczonego w 1949 r. w katowickim "Dzienniku Zachodnim": "Jesteśmy 270 metrów pod powierzchnią ziemi. Na ścianach widać ślady zatartych napisów. To pamiątka po hitlerowskim okupancie, który nawet tu (...) zaciekle tępił wszelkie oznaki polskości". Ani słowem w tekście nie wspomniano o niemieckiej fabryce części lotniczych. Ważniejsze były osiągnięcia przodowników pracy...

Tuż po wojnie wielicka kopalnia traktowana była przede wszystkim jako zakład produkcyjny. Rola soli w przemyśle spożywczym i chemicznym była wówczas znacznie większa, niż jako zimowego topnika śniegu. Turystyczna trasa podziemna zaczęła być traktowana jako zło konieczne, które w niczym nie pomaga w walce o wykonanie zobowiązań i norm produkcyjnych. Taki stan rzeczy można odczytać z relacji opublikowanych w latach 50. Andrzej Kijowski, który zwiedzał w 1953 r. podziemną trasę turystyczną w Wieliczce, pisał, że przewodnik mało mówił o historii, o okupacji nie opowiadał w ogóle - taką miał instrukcję.

Nieznaczący epizod

Z czasem zaczęły znikać pozostałości po podziemnej fabryce, wraz z porządkowaniem trasy i nadawaniem komorom nowego wystroju. Przykładowo, pod koniec 1956 r. w komorze "Warszawa" na pewien czas urządzono kort tenisowy. Na początku lat 60. przeprowadzono znaczącą modernizację trasy turystycznej w kopalni, polegającą m.in. na wymianie zużytych elementów obudowy chodnikowej, reperacji schodków i drewnianych poręczy. Wspomnienie o podziemnej fabryce zostało zdegradowane do roli nieznaczącego epizodu. Oddajmy raz jeszcze głos korespondentowi Turystycznej Agencji Prasowej, który w 1970 r. tak o tym pisał: 

"W znajdującej się na trasie zwiedzania komorze «Staszica» niekiedy przewodnik prowadzący grupę turystów wspomni: «Tu w czasie okupacji Niemcy urządzili zakłady Luftwaffe. Prawdopodobnie mieli zamiar produkować również rakiety V-3». Wycieczkowicze rozglądają się wokół sceptycznie, kręcą głowami z niedowierzaniem, węszą legendę, których już wiele nasłuchali się w czasie podziemnej wędrówki". Przez pewien czas turyści zwiedzający podziemia wielickiej kopalni mieli okazję zetknąć się na trasie zwiedzania z komorami, których wystrój nawiązywał do tematyki wojennej, ale w żaden sposób nie był związany treścią z podziemną fabryką lotniczą.

Położona na międzypoziomie "Kazanów" komora z solankowym jeziorkiem, w czasach PRL nosiła nazwę komory "Świerczewskiego". Ozdabiała ją od 1966 r. rzeźba generała. To już przeszłość - obecnie w górnej części komory stoi wyrzeźbiony w 1997 r. pomnik jej aktualnego patrona, Józefa Piłsudskiego. Jeszcze większa monumentalna płaskorzeźba powstała w komorze "Izabela", którą po remoncie i przygotowaniu wystroju oddano do użytku 23 II 1970 r. pod nazwą komory "Braterstwa Broni". Płaskorzeźbę przedstawiającą postacie żołnierza radzieckiego i polskiego wykonał zatrudniony w wielickiej kopalni artysta Władysław Hapek. 

Bez połączenia kolejowego

W uroczystości otwarcia komory wzięli udział m.in. przedstawiciel Północnej Grupy Wojsk Radzieckich stacjonujących przejściowo w Polsce, płk Nikołaj Biełowoł i konsul ZSRR Władimir Niespieriowicz. Nieprzypadkowo wybrano to miejsce. Była to ostatnia komora na trasie zwiedzania, skąd już tylko kilka kroków do podszybia szybu "Daniłowicza" na trzecim poziomie kopalni. Naturalnie po tym, jak polsko-radzieckie braterstwo broni straciło rangę historycznego dogmatu, komorze przywrócono dawną nazwę "Izabela". Przechodzący przez nią turyści nie mają pojęcia o jej ideologicznej przeszłości.

O ile braterstwo broni czy zasługi wiceministra obrony narodowej Karola Świerczewskiego dla Wieliczki mogą być dyskusyjne, to fakt krótkotrwałego istnienia niemieckiej fabryki lotniczej jest bezsprzeczny. W Wieliczce istniała niepowtarzalna szansa, aby zaakcentować ją jako miejsce martyrologii - przymusowej pracy Żydów na rzecz niemieckiego programu zbrojeniowego. W Wieliczce nie ma także śladu po torze kolejowym, którym w 1944 r. przewieziono przymusowych robotników do kopalni. To się nie mieści w głowie, żeby kopalnię, wymagającą nadal dostawy różnorakich materiałów, pozbawić połączenia kolejowego! 

W maju 2006 roku rozebrano przyczółki dawnego wiaduktu kolejowego, po którym w przeszłości kursowały składy w stronę szybu "Daniłowicza". Przeobrażeniu ulegały również kolejne komory solne wchodzące w skład niemieckiej fabryki lotniczej, uzyskując nowe przeznaczenie. W komorze "Staszica" 31 V 2003 r. uruchomiono przeszkloną windę, umożliwiającą wjazd na taras widokowy w górnej części wyrobiska. W komorze "Witos Górny" ma powstać plac zabaw dla dzieci. We wrześniu 2011 r. kopalnia ogłosiła przetarg na wykonanie w komorze "Lebzeltern" zimnej kuchni z zapleczem magazynowym...

Tomasz Rzeczycki

Od redakcji "Odkrywcy":

W artykule pojawia się relacja przewodnika, który w 1970 roku sugerował, że w kopalni w Wieliczce Niemcy mogli produkować "rakiety V-3". Z perspektywy czasu takie uproszczenie nie dziwi - w tym czasie każdy nieznany projekt niemiecki z czasów II wojny wrzucano do worka z "tajnymi broniami". Dzisiaj jednak wiemy, że projekt V-3 zakładał w rzeczywistości stworzenie wielokomorowego działa segmentowego dalekiego zasięgu.

Zostało ono rzeczywiście opracowane w latach 1943-1945, jednak wobec niewielkiej skuteczności i olbrzymich kosztów, V-3 nigdy nie weszła do powszechnego użycia. Jedynym miejscem związanym z tą bronią na terenie dzisiejszej Polski jest były poligon w Zalesiu k. Międzyzdrojów. Najprawdopodobniej zakładem przeniesionym w głąb Wieliczki były niemieckie zakłady lotnicze w Mielcu (Flugzeugwerk Mielec).

Odkrywca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy