Takeo Yoshikawa: Szpieg z Pearl Harbor

Takeo Yoshinkawa nawet nie krył się ze swoją działalnością szpiegowską /materiały prasowe
Reklama

Japonia i USA już od zakończenia I wojny światowej konkurowały o wpływy w Azji Wschodniej. Rywalizacja obu mocarstw przybrała na sile w drugiej połowie lat 30. To wówczas wywiad Kraju Kwitnącej Wiśni zwrócił uwagę na Hawaje, a dokładniej na amerykańską bazę Pearl Harbor, w której stacjonowała Flota Pacyfiku, stanowiąca potencjalne zagrożenie dla japońskich planów zdominowania obszaru Oceanu Spokojnego.

Do działalności agenturalnej Tokio wykorzystywało pracowników konsulatu w Honolulu oraz liczną mniejszość japońską, której członkowie dostarczali informacji na temat amerykańskich baz wojskowych na Hawajach. Ich dane uznano jednak za niezbyt przydatne i postanowiono przysłać profesjonalnych agentów wywiadu. 

I tak w marcu 1941 roku zjawił się na Hawajach nowy pracownik służb dyplomatycznych, Takeo Yoshikawa, 28-letni oficer marynarki, który z powodu złego stanu zdrowia musiał zrezygnować ze służby w armii - ale nie w charakterze szpiega, gdyż przeszedł szkolenie wywiadowcze i posiadał sporą wiedzę na temat Floty Pacyfiku. Na miejscu postanowił ją poszerzyć.

Reklama

Yoshikawa nie stosował zbyt wyrafinowanych metod wywiadowczych, może dlatego, że Amerykanie niespecjalnie ukrywali swój potencjał obronny. Japończyk port w Pearl Harbor obserwował z okna taksówki, jeżdżąc sobie po nabrzeżu i licząc okręty.

Często przesiadywał na piętrze herbaciarni prowadzonej przez rodaków, skąd rozpościerał się znakomity widok na zatokę i bazę lotniczą Hickam Field. Gdy potrzebował przyjrzeć się dokładniej interesującym go obiektom, w przebraniu robotnika pracował na położonych w ich pobliżu polach uprawnych.

Kiedyś wybrał się na wycieczkę krajoznawczą statkiem ze szklanym dnem, co pozwoliło mu ocenić głębokość wód na podejściu do portu. Skwapliwie też skorzystał z dni otwartych w bazie sił powietrznych Wheeler, gdzie wykonał z ukrycia zdjęcia najnowszych amerykańskich myśliwców i przyjrzał się funkcjonowaniu lotniska. Mimo że FBI podejrzała go o pracę dla wywiadu, nie został aresztowany - Japończyk działał bardzo ostrożnie i nie zdołano go złapać na niczym nielegalnym.

Od września 1941 roku centrala w Tokio zaczęła się domagać coraz więcej informacji na temat dyslokacji, liczebności i składu Floty Pacyfiku. Mocodawców Yoshikawy szczególnie interesowało, kiedy okręty przebywają w porcie i czy są wśród nich lotniskowce. Raporty miały być nadsyłane dwa razy w tygodniu. Szpieg miał coraz więcej roboty, np. udając turystę, odbył nad wyspą Oahu lot krajoznawczy, przy okazji fotografując port i lotniska.

Domagano się od niego, aby ustalił sposób ustawienia jednostek floty amerykańskiej podczas pobytu w bazie. Polecono mu też, aby wciągnął do współpracy uśpionego niemieckiego agenta, dr. Bernarda Kühna, który od połowy lat 30. przebywał na Hawajach i dysponował własną radiostacją.

2 miesiące przed planowanym atakiem Japończycy wysłali do Honolulu statek pasażerski Taiyo Maru, naszpikowany agentami. Mieli oni zbadać szlak morski, którym zamierzała później popłynąć w kierunku Hawajów cesarska flota. Ludzie ci przywieźli też instrukcje dla działającej na wyspach siatki. Od tej pory informacje aktualizowano codziennie.

Aktywność wywiadu potencjalnego przeciwnika nie uszła uwagi Amerykanów. Przechwytywano coraz więcej depesz z konsulatu w Honolulu, rzecz jasna kodowanych. Niestety na Hawajach nie pracowali żadni spece od deszyfracji, meldunki przesyłano dalej - i tak 3 grudnia z Tokio przyszedł rozkaz, aby codziennie informować o tym, jakie jednostki stacjonują w porcie, czy wiszą nad nim balony zaporowe i czy okręty są chronione sieciami antytorpedowymi. To była już zapowiedź bezpośredniego ataku, lecz nie została na czas rozszyfrowana i przekazana dowództwu Floty Pacyfiku.

6 grudnia Yoshikawa wybrał się taksówką do portu i policzył okręty znajdujące się w bazie. Stwierdził, że wszystkie krążowniki i lotniskowce opuściły Pearl Harbor. Taką wiadomość przesłał do Tokio, sprawiając wielki zawód dowodzącemu atakiem admirałowi  Nagumo. Ten zdecydował jednak o nieodwoływaniu operacji i zbombardowaniu tych celów, które są w zasięgu. Świtem 7 grudnia japońskie maszyny wystartowały z lotniskowców i obrały kurs na Hawaje. Dla Ameryki zaczynała się II wojna światowa. 

Jacek Inglot

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy