UFO w Polsce. Kto ukrył „Teczkę Grundmana”?

Jak często polscy piloci stykali się z UFO? W teczce znalazło się kilkadziesiąt raportów /East News
Reklama

W latach 80. powstała tzw. „Teczka Grundmana” – zbiór raportów dotyczących kontaktów z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi. Na początku lat 90. teczka zaginęła. Co zawierała?

Autor teczki, płk dypl. pil. Ryszard Grundman, zmarł w 2015 roku. Był jednym z najbardziej doświadczonych pilotów myśliwskich w Polsce. Ogółem wylatał 3051 godzin za sterami różnych typów samolotów oraz trzy loty bojowe w celu przechwycenia samolotów rozpoznawczych naruszających polską przestrzeń powietrzną. Przez 9 lat dowodził 1.Pułkiem Lotnictwa Myśliwskiego "Warszawa". Od 21 sierpnia 1980 roku przez kolejne 11 lat był szefem Służby Ruchu Lotniczego. To wówczas zaczął zbierać informacje o kontaktach z niezidentyfikowanymi obiektami latającymi.

Do teczki trafiały wszystkie raporty dotyczące niezidentyfikowanych kontaktów. Ostatnie wpisy były w niej umieszczone w grudniu 1992 roku, kiedy płk Grundman odchodził do rezerwy. Po jego odejściu ze służby teczka zaginęła, według pułkownika nikt później nie prowadził obserwacji UFO. Co zawierała teczka?

Reklama

Raporty pilotów

Piloci myśliwscy bali się meldować spotkania nierozpoznanymi obiektami podczas wykonywania zadań. Wynikało to z obawy o utratę prestiżu i możliwość narażenia się na drwiny kolegów. Jedne z pierwszych raportów, jakie oficjalnie powstały dotyczył wydarzenia z nocy 27 marca 1968 roku. Około godziny 22.30 z Siemirowic startuje na lot treningowy UTMiG-15 z załogą kmdr ppor. pil. 1 klasy Tadeusz Szostek i kmdr ppor. pil. 1 klasy Jerzy Kawecki. W połowie trasy pomiędzy Siemirowicami a Pruszczem Gdańskim obaj piloci równocześnie zauważyli na prawym skrzydle nieruchomy, świecący obiekt w kształcie kuli, który po 90 sekundach zniknął z zawrotną prędkością.

Dowódca kmdr ppor. pil. Tadeusz Szostek rozkazał zameldować o obserwacji na stanowisko kontroli lotów. Jednak zestresowany Kawecki meldował bardzo nieprecyzyjnie i na ziemi nie znano sytuacji. Piloci zastanawiali się nad przerwaniem zadania, jednak doszli do wniosku, że doprowadzą zadanie do końca i wylądują w macierzystej bazie. Po drodze oficerowie uzgodnili, że nie będą meldować o zauważonym obiekcje.

Po wylądowaniu faktycznie nie wspomnieli w raporcie o niespodziewanym spotkaniu. Temat jednak wrócił, gdyż podobne obserwacje zameldowali piloci z Pruszcza Gdańskiego i obsługa naziemna tego lotniska. Uznano zjawisko za niewyjaśnione i odłożono ad acta.

Szalone lata 80.

Choć piloci wojskowi wspominali o dziwnych spotkaniach już w latach 40., to najwięcej takich spotkań miało miejsce na początku lat 80. W 1980 roku siedem MiGów-21 z 39 Pułku Lotnictwa Myśliwskiego w Mierzęcicach natknęło się na świecący obiekt w kształcie spodka. Obiekt krążył wokół formacji, podlatując do niej na bliską odległość. Piloci jak najszybciej chcieli wylądować. Byli przerażeni. Jeden z żołnierzy zrobił zdjęcia fotokarabinem. Według wspomnień płk. Grundmana na zdjęciach widać jedynie czarno-biały punkt. Po wylądowaniu żaden z pilotów nie wspomniał o wydarzeniach w powietrzu. Dopiero po dłuższej chwili przerwali milczenie.

11 grudnia 1982 roku niezidentyfikowane obiekty latające postawiły na nogi cały system obrony przeciwlotniczej krajów Europy Środkowej, nie tylko państw Układu Warszawskiego, ale też NATO. Nad terenem Polski radary wykryły 16 szybko poruszających się obiektów. Poderwane zostały pary dyżurne. Uruchomiono cały system obrony. Najpierw w NRD, potem w Polsce, Czechosłowacji i we wschodniej części ZSRR. Podobnie stało się po drugiej stronie Żelaznej Kurtyny. Obie strony sądziły, że zaczęła się inwazja wrogiego obozu. Wysłane w powietrze pary dyżurne nie znalazły żadnego przeciwnika. Do przechwyceń nie doszło. Dziesiątki pilotów meldowało o szybko poruszających się światłach poza zasięgiem rakiet.

Podobne zgłoszenie meldował mjr pil. Roman Harmoza, następca Grundmana na stanowisku dowódcy 1 PLM. Podczas nocnego lotu na MiGu-21U, zwanym popularnie "Szparką", wychodząc z trzeciego zakrętu podczas podejścia do lądowania, zauważył podłużny obiekt z rzędem świateł. Harmoza wiedział, że w powietrzu nie ma żadnego innego samolotu. Obiekt przeleciał nad myśliwcem i oddalił się z dużą prędkością. Obiekt widziany był także z ziemi. Radary z kolei go nie wykryły.

Tajne łamane przez śmieszne

Takich raportów w teczce znalazło się do końca 1992 roku kilkadziesiąt. Oficerowie zajmujący się bezpieczeństwem lotów zbierali je nie tylko ze względu na zainteresowania pozaziemską cywilizacją, ale głównie przez procedury bezpieczeństwa. Co prawda nie obejmowały one pojęcia kosmitów i obejmować nie mogły, bo wówczas wojsko musiałoby uznać istnienie obcych cywilizacji.

Tego typu sprawy lądowały ostatecznie w teczce spraw niewyjaśnionych. Płk. Grundman wraz z przełożonym, płk Jerzym Topolnickim, zdecydowali, że może w przyszłości ktoś będzie potrafił znaleźć wytłumaczenie dla zjawisk, które prawie 40 lat temu były zupełnie niezrozumiałe.

Na początku lat 90. teczka zaginęła. Według pułkownika nie było to celowe działanie, czy próba ukrycia tajemnic związanych z kosmitami. Nikt w ówczesnym dowództwie Wojska Polskiego nie traktował tego poważnie. Jakie UFO? Jakie niezidentyfikowane obiekty? Wojsko w 1993 roku miało znacznie poważniejsze problemy, niż pilnowanie jakiejś teczki.

W jednym z wywiadów pułkownik Grundman stwierdził, że prawdopodobnie ktoś wziął sobie teczkę na pamiątkę, jako ciekawostkę. Od tamtej pory w Siłach Zbrojnych RP oficjalnie nikt nie zbiera informacji dotyczących spotkań z nierozpoznanymi obiektami. Takie rejestry prowadzą m.in. Amerykanie i Rosjanie. Czy polscy piloci napotykają jeszcze niezidentyfikowane obiekty w polskiej przestrzeni powietrznej? Tego nie wiemy.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama