Ambasador Egiptu: Polacy automatycznie kochają nasz kraj

Chcemy przełamywać stereotypy i doprowadzić do tego, żeby Egipt nie kojarzył się tylko z piramidami i Sfinksem - mówi w rozmowie z Interia.pl Reda Bebars. Ambasador Egiptu w Polsce rekomenduje nam nowe miejsca na mapie swojego kraju, które warto odwiedzić, chwali demokratyczne wybory i opowiada o perspektywach "krainy bogów" w nadchodzących latach.

Panie ambasadorze, co po trzech latach pracy w Warszawie może pan powiedzieć o Polakach?


- Na pewno wiele dobrego. Są bardzo grzeczni, tolerancyjni, cierpliwi, potrafią ciężko pracować i nie są snobami. Poza tym podoba mi się ich sentymentalizm i respektowanie więzów rodzinnych. No i jeszcze jedno - właściwie wszyscy Polacy lubią Egipt. Bezwarunkowo i automatycznie. Nawet jeśli nigdy tam nie byli (śmiech)

Polacy Egipt lubią, ale boją się tam od jakiegoś czasu przyjeżdżać...


- To nie do końca tak. Przed rewolucją przyjeżdżało do nas około 600 tysięcy Polaków rocznie. Potem ta liczba spadła drastycznie i w zeszłym roku było już tylko ćwierć miliona osób z Polski. Są dwa aspekty tej sprawy. Po pierwsze media międzynarodowe, z których polskie agencje kopiują newsy i podają je bardzo wyolbrzymiając każdy incydent. Po drugie - alert ministerstwa, który mówi wprost "Polacy, nie jedźcie do Egiptu". Uważam, że ten alert nie był potrzebny. Rząd powinien go jak najszybciej znieść. Zresztą statystyki pokazują, że Polacy nie wierzą w oficjalne komunikaty. Wielu z nich wraca do nas nawet po 5-6 razy.

W takim razie uważa pan, że Egipt jest bezpiecznym miejscem dla turysty z Polski?


- Oczywiście! Przez ostatnie trzy lata nikomu z Polski nie spadł nawet włos z głowy. Naprawdę nie potrzebuję lepszego argumentu, żeby to potwierdzić. Więcej ludzi ginie w Chicago w przypadkowych strzelaninach i jakoś nikt nie odradza wyjazdu do USA.

Podróżując wzdłuż wybrzeża widziałem czołgi przewożone ciężarówkami przez autostrady. Na rogatkach miast wciąż obecni są uzbrojeni żołnierze. Czy to oznacza stabilizację?


- Sytuacja jest stabilna. Armia musi być wszędzie, chociażby z tego powodu, że nasz sąsiad - Libia to kraj pogrążony w chaosie. Mamy z nim długą granicę i istnieje groźba przemycania broni i przerzucania terrorystów. 

Egipt wybrał właśnie nowego prezydenta, został nim generał Sisi. Jak pan ocenia te wybory?


- Te wybory oddają nastroje całego społeczeństwa, które chce mocnego prezydenta. Sisi wygrał wybory z miażdżącą przewagą. 96 procent głosowało właśnie na niego. Co ważne, wybory przebiegły wzorowo. Przyglądały się im Unia Europejska i Liga Państw Arabskich, a także fachowcy ze Stanów Zjednoczonych. I nikt nie miał zastrzeżeń. Sisi miał po prostu bardzo silne poparcie, a teraz czeka go niezwykle trudna misja. Chce pokazać, że za słowami stoją czyny.

Co w pierwszej kolejności chce poprawić Abd el-Fatah es-Sisi?


- W Egipcie jedna rzecz do poprawy oznacza od razu 10-20 kwestii. Na pewno jest to bezpieczeństwo. Ale bardziej chodzi o sprawienie, by ludzie czuli się tu dobrze, a w kraju panowała pokojowa atmosfera. Jest to ekonomia, gdyż przez ostatnie lata kraj bardzo ucierpiał. To także edukacja, służba zdrowia, infrastruktura, inwestycje lokalne i zagraniczne no i w końcu bezrobocie, które sięga 12 procent.

Podobno generałowi bardzo zależy na prężnym rozwoju turystyki. W tej branży pracuje aż kilka milionów Egipcjan.


- Zgadza się. Prezydent chce stworzyć wiele projektów, które dźwigną tę gałąź gospodarki i przyciągną turystów. Turystyka to 11 procent naszego produktu krajowego brutto. Istnieje niezwykle ambitny plan, który zakłada znaczne zwiększenie liczby turystów odwiedzających Egipt. W tej chwili jest to 10 milionów turystów rocznie, ale my celujemy w 40 milionów. Dlaczego tak dużo? Bo mamy potencjał i możemy zaoferować coś praktycznie wszystkim miłośnikom turystyki.

Czyżby odejście od stereotypowego postrzegania kraju przez pryzmat piramid i Sfinksa?


- Tak, mamy plan, aby walczyć ze stereotypami. Taka promocja przez wiele lat to był nasz błąd. Teraz musimy pokazać wszystko, co tak naprawdę mamy do zaoferowania. Kair, ale także Luksor, Asuan, kurorty nad Morzem Śródziemnym, Morzem Czerwonym, pustynię. Musi nastąpić dywersyfikacja promocji Egiptu, a rozsławianie swojego kraju na cały świat to praca każdego Egipcjanina.

- Do tej pracy zaprosiliście także mistrzynię świata w kitesurfingu, Karolinę Winkowską, która zawody wygrywa jako reprezentantka Polski, ale po trosze reprezentuje też Egipt. Na czym to polega?


Karolina jest naszą ambasadorką, sponsorujemy ją i dajemy możliwość trenowania na naszych obiektach kiedy tylko tego potrzebuje. Pod koniec maja zorganizowaliśmy pierwsze zawody pucharu świata w kitesurfingu, a Karolina wygrała w kategorii kobiet. To dla nas powód do dumy.  

Egipt to kraj o historii liczącej ponad 5000 lat, tymczasem my rozmawiamy w miejscowości Al-Dżuna, wybudowanej niespełna 30 lat temu, wcześniej gościliśmy w Soma Bay, kurorcie który wciąż dynamicznie się rozwija. Czy takie miejsca to wizytówki nowej polityki kraju?


- Poniekąd tak. Chcemy przyciągnąć młodych ludzi, miłośników aktywnego trybu życia. Uważam, że mamy doskonałe warunki do uprawiania sportów wodnych i nie tylko takich. Golf, kitesurfing, windsurfing, wakeboarding, nurkowanie, snorkeling - to wszystko można robić w Egipcie. Myślę, że skorzystają na tym też nasi obywatele i za jakiś czas egipski surfer to nie będzie już tylko fatamorgana...

W Al-Dżuna rozmawiał
Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy