Bracia Jabłonowscy. Polscy poszukiwacze złota

Bracia Krzysztof i Jarosław Jabłonowscy poszukują złota w Afryce /INTERIA.PL/materiały prasowe
Reklama

Bracia Jabłonowscy ruszyli do Afryki w poszukiwaniu złota. W jaki sposób znaleźli się na Czarnym Lądzie i co tam odkryli? Tego próbował się dowiedzieć Sławek Zagórski.

Jak w Polsce można zostać poszukiwaczem złota? To dość karkołomny pomysł?

Krzysztof Jabłonowski (KJ): - W Polsce każdy może zostać poszukiwaczem złota. Podobno złoża złota w Polsce są największe w Europie. Wokół Złotoryi, Lubomierza znajdują się złoża złota o potężnej masie kilku ton! Nawet niektóre amerykańskie firmy są zainteresowane wydobyciem złota w Polsce. My też zaczynaliśmy od poszukiwania złota w Lubomierzu, Złotoryi, tam właśnie geolodzy uczyli nas jak to robić.

Jarosław Jabłonowski (JJ): - O tak, staliśmy godzinami po kolana w zimnej wodzie i płukaliśmy płuczką piasek mając nadzieję, że coś znajdziemy i czasami się udawało (śmiech).

Reklama

A teraz szukacie złota w Afryce. Co było najtrudniejsze w przeniesieniu biznesu na Czarny Ląd?

JK: -mMy nie przenosiliśmy biznesu do Afryki, zaczęliśmy tam zupełnie nową działalność.  Więc tak naprawdę wszystko było dla nas trudne. Uczyliśmy się prowadzenia biznesu na Czarnym Lądzie od zera. Musieliśmy przestawić się na sposób myślenia i pracy afrykański czyli wolniejszy, spokojniejszy, wszystko w swoim czasie.

KJ: - Nawet sposób wydobycia złota w Afryce jest inny, miejscowi poszukiwacze nie wydobywają złóż macierzystych, ale płuczą piasek z rzek, czyli korzystają z tej jednej z najstarszych i najpopularniejszych metod czyli odkrywkowej. Na wielu filmach można zobaczyć poszukiwanie złota tym właśnie sposobem. My docelowo chcielibyśmy wydobywać złoża macierzyste.

KJ: - W Polsce, w miejscowości Złoty Stok w górach Złotych wydobywało się złoto idąc za żyłą, czyli kopiąc kanały i tunele w górze, w skale.

JK: - Ale ta forma jest dużo trudniejsza i o wiele bardziej kosztowna.

KJ: - I przede wszystkim bardzo niebezpieczna.

JJ: - Chociaż w kilku rejonach Kamerunu ludzie szukając złóż kopią bardzo głębokie doły w poszukiwaniu złota, coś podobnego jak nasze polskie biedaszyby. Tam w Kamerunie, jeśli kogoś przysypie w takim dole, nikt nikogo nie ratuje, nie wyciąga. To jest bardzo niebezpieczne i my w tym kierunku na pewno nie chcemy iść.

KJ: - W Kamerunie nie ma takiej potrzeby, tam złota jest dużo w rzekach, w starorzeczach. Ludzie żyją, rodzą się, uczą, jedzą, pracują, mieszkają dosłownie na złocie (śmiech). Nawet domy się stawia na żyłach złota. W programie Discovery Channel "Polacy na tropie złota" zobaczymy wioskę, która jest zlokalizowana na wielkim pokładzie złota, a mieszkańcy kopią wokół swoich domów, nawet za daleko nie odchodząc. 

JJ: - Można też spotkać ludzi kopiących przy drodze. Jedzie się samochodem, a tu nagle na poboczu stoją ludzie i płuczą złoto.

Lokalne środowiska to dość hermetyczne grupy. Jak wyglądają relacje z miejscową ludnością?

JJ: - Relacje z miejscową ludnością budowaliśmy bardzo długo. Kontakty z Kameruńczykami zaczęliśmy wiele lat temu. Zanim zaczęliśmy się zajmować poszukiwaniem  złota rozglądaliśmy się tam wcześniej za innymi możliwościami współpracy biznesowej. Także ten proces dochodzenia, poznawania a nawet zaprzyjaźniania się z nimi trwał bardzo długo. Dziś relacje mamy dobre, ale wymagało to czasu i cierpliwości. 

KJ: - Gdy pojedzie się w głąb lądu, Kamerunu, ludzie naprawdę są nastawieni przyjaźnie, chcą pomóc. My jako Polacy, jesteśmy dla nich ciekawostką, a nawet powiedziałbym dziwolągami (śmiech). I to było widać podczas nawiązywania współpracy czy realizacji zdjęć do programu,. Ludzie z okolicznych wiosek przyjeżdżali po kilkadziesiąt kilometrów, żeby zobaczyć kamery, drona, ekipę filmową. Dla nich biały równa się bogaty. W Kamerunie nie ma pracy. Ludzie wydobywają złoto, uprawiają maniok, ananasy albo handlują. To że my się pojawiliśmy to dla większości szansa na lepszy byt, pracę, będą zarabiać lepsze pieniądze, dostaną ubezpieczenie.

Todd Hoffman z programu "Gorączka Złota", poszukujący złota na Alasce powiedział mi, że trzeba mieć sporo szczęścia w czasie poszukiwań. W waszym przypadku było podobnie?

JJ: - Oczywiście, że tak, to jest geologia. Można przeszukiwać setki kilometrów kwadratowych i nic nie znaleźć, trzeba mieć dużo szczęścia. My najpierw poświęciliśmy dużo czasu na przeglądanie map: satelitarnych oraz przedwojennych map poniemieckich. Później dopiero wybraliśmy się w teren na poszukiwania, w rejony gdzie złoto powinno być.

KJ: - Na tych poniemieckich mapach są zaznaczone stare kopalnie, które zbudowali Niemcy.  Kamerun do 1918 roku był kolonią niemiecką i w XIX wieku Niemcy starali się wydobywać tam duże ilości złota, budowali również linie kolejowe. Kiedy do Kamerunu po Niemcach weszli Francuzi, wydobycia złota stanęło, ale miejsca po kopalnych zostały. I stamtąd my chcemy zaczynać, bo wiemy, że tam złoto kiedyś było.

Dużą rolę odgrywa również sprzęt. To nie jest tak, że kupuje się łopatę, płuczkę i można zacząć wydobywać złoto, prawda?

JJ: - Jak to nie?! Ależ tak! Pierwszym podstawowym etapem jak już chcemy przeszukiwać teren jest zakup gumowców, łopaty i miski. Tak właśnie robiliśmy nasze pierwsze "badania" - tzn. szliśmy w teren z takim właśnie podstawowym zestawem  - nazywajmy to ABC poszukiwacza złota - kopaliśmy dół w ziemi i płukaliśmy piasek. Dopiero gdy w danym miejscu znajdzie się złoto kupuje się sprzęt wiertniczy i robi się profesjonalne badania geologiczne.

KJ: - Przed wyjazdem do Kamerunu nasi lokalni, polscy naukowcy, geologowie uczyli nas jak szukać złota, niedaleko Złotoryi: jak się pobiera próbniki , na co trzeba zwrócić uwagę, jak kopać, i dokładnie to samo robiliśmy w Kamerunie. Tylko tam było to trudniejsze, bo zanim się dojdzie do rzeki, trzeba przejść przez dżunglę wyrąbując sobie drogę maczetami (śmiech). 

JJ: - Tak nas poprowadzili miejscowości przewodnicy w ramach "rozrywki". Potem okazywało się, że niedaleko jest ścieżka, której na mapach nie ma, ale miejscowi wiedzą gdzie iść.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy