"Cichy Memoriał", czyli minipomniki na ścianach stodoły

Arkadiusz Andrejkow przy jednej ze swoich prac w Komańczy / fot. Paweł Zakrzewski /materiały prasowe
Reklama

Wiosną ubiegłego roku w podkarpackich miejscowościach zaczęły powstawać nietypowe murale. Na ścianach starych stodół i szop pojawiały się subtelne rodzinne malunki, żywcem wyjęte z zakurzonych albumów. Tak zrodził się "Cichy Memoriał", autorski projekt sanockiego artysty Arkadiusza Andrejkowa.

Dotąd 32-letni artysta odwiedził około 10 miejsc na Podkarpaciu, zostawiając za sobą 19 prac. To nie tylko ciekawie wykonane murale na nietypowym podłożu, ale przede wszystkim 19 opowieści o rodzinach zamieszkujących te tereny.

Dariusz Jaroń, Interia: Skąd wziął się pomysł na "Cichy Memoriał"?

Arkadiusz Andrejkow: - To było chyba na początku ubiegłego roku. Jeszcze w okresie zimowym poszukiwałem, jak to zwykle u mnie bywa, dziwnych powierzchni do malowania murali. Zawsze mnie ciągnęło do nietypowych ścian, nie tych starannie przygotowanych, garażowych lub odświeżonych fasad, tylko obiektów i miejsc, gdzie natura już jakąś część pracy za mnie wykonała. Lubię ściany naznaczone czasem, podniszczone. Ja to zniszczenie staram się wykorzystać i wyeksponować jego estetyczną stronę.

Reklama

Od początku chodziło o odmalowanie na stodołach starych zdjęć rodzinnych?

- Pierwotnie myślałem o wielkich, przeskalowanych portretach starych ludzi. Później stwierdziłem jednak, że lepiej będzie wrócić do starych fotografii rodzinnych, które towarzyszą moim pracom od lat, począwszy od dyplomu z licencjatu w Państwowej Wyższej Szkole Zawodowej w Sanoku na nieistniejącym już kierunku edukacja plastyczna. Zależało mi na tym, żeby połączyć zamiłowanie do starych fotografii z surowością powierzchni.

Co było pierwsze: poszukiwanie miejsc czy fotografii?

- Na początku przypatrywałem się ścianom. Znalezienie odpowiednich przestrzeni miało być pierwszym etapem, potem było pozyskiwanie pozwolenia gospodarza lub gminy, a następnie poszukiwania tych starych zdjęć z danej miejscowości. Jeździłem, szukałem i dopytywałem, do kogo należy dana stodoła. Po jakimś czasie napisałem o projekcie w mediach społecznościowych. Wytłumaczyłem, że wykonam mural za darmo, tylko niech ktoś mi znajdzie dobrą stodołę - im brzydszą i bardziej zniszczoną, tym lepiej.

Jaki był odzew?

- Sporo ludzi się odezwało. Następnym etapem było uzyskiwanie od nich starych zdjęć, najważniejsze, żeby to były fotografie ludzi z tych konkretnych miejscowości, najlepiej rodzinne. Później coraz częściej same się do mnie zgłaszały osoby, które chciały mieć mural inspirowany zdjęciami swoich przodków. Bardzo to było emocjonalne.

Czy w tych zdjęciach można się doszukać jakiegoś klucza?

- To miały być stare fotografie rodzinne ludzi pochodzących przede wszystkim z miejscowości, w której powstawał mural. Przyszło dużo propozycji mailowych. Przy wyborze zdjęć kierowałem się układem kompozycyjnym zdjęcia, żeby pasowało do danej stodoły. Chciałem, żeby to były ujęcia pozowane - nie pejzaże czy fotografie ludzi pracujących w polu. Chodziło o sztywne kompozycje wielopokoleniowych rodzin, ustawiane przez fotografa.

Pytam o klucz, bo spotkałem się z komentarzem, że to mogą być ofiary UPA lub II wojny światowej...

- Nie, zupełnie się tym nie kierowałem. To mieli być zwyczajni mieszkańcy tych niewielkich miejscowości ze swoimi zwyczajnymi historiami.

Z tej niemej anonimowości bohaterów wzięła się nazwa projektu?

- To jest upamiętnienie tych ludzi, zostawienie po nich jakichś minipomników, ale w sposób cichy, bo realizowany na wsi. Niektóre z tych stodół są w takich miejscach, że na co dzień widzą je jedynie gospodarze i sąsiedzi. Bohaterowie tych murali to nie są osoby zasłużone, związane z jakimiś wielkimi osiągnięciami. Mają natomiast swoje prywatne życiowe historie, swoją pracą i obecnością budowali tożsamość tych małych miejscowości. Według mnie zdecydowanie byli warci upamiętnienia.

W pewnym momencie na nagraniu z realizacji "Cichego Memoriału" słychać słowa "znowu są". Wraca pamięć o zapomnianych?

- Tak. Osoby te powracają w nowej postaci. Ludzie do mnie piszą, bo są ciekawi, gdzie te murale są. To też jest bardzo ciekawą zagadką, żeby je w danej miejscowości odnaleźć. Nie ukrywam, że z początku nie wiedziałem, jak te realizacje będą się trzymać, czy farby, kolokwialnie rzecz ujmując, będą "siedzieć" na deskach, ponieważ nie malowałem za dużo wcześniej na drewnie. Patrząc z perspektywy czasu na te pierwsze realizacje, mogę powiedzieć, że pod względem technicznym całkiem dobrze się trzymają. Sposób nanoszenia farb był taki, że jeśli murale będą niszczeć i płowieć, to będzie to szlachetne niszczenie, a namalowane postacie z biegiem lat będą nabierać charakteru.

Zdarzało się, że stan stodoły nie pozwalał na realizację?

- O ile pamiętam, nie było takiego przypadku. Tak jak wspomniałem, im bardziej stodoła była zniszczona, tym bardziej mnie cieszyła. Może ze dwa razy się zdarzyło, że ściana się nie nadawała, ponieważ była za mała, albo miała nowe deski, odstające od zamierzonego klimatu. Dla innych artystów uszczerbki i zły stan stodoły mogłyby zadziałać na niekorzyść, dla mnie to były atuty powierzchni.

Artysta pewnie też chciałby tworzyć prace tam, gdzie są odbiorcy. W przypadku "Cichego Memoriału" wielu ich nie ma...

- To prawda, chociaż w sztuce ulicznej galerią jest internet. Nawet odchodząc od mojego projektu, weźmy inne murale czy graffiti, nieraz zamalowywane tuż po powstaniu przez władze czy innych ludzi. Istotą jest to, żeby dobrze udokumentować swoją pracę i pochwalić się nią w sieci. Tam dostaje drugie życie. Oczywiście, gdybym malował te murale 20 lat temu, kiedy internet nie był tak powszechny, grono odbiorców byłoby bardzo małe. Fajnie, że można stworzyć coś właściwie gdziekolwiek, a widzów - chociaż nie na żywo - można liczyć w tysiącach.

Jedna stodoła to jeden dzień pracy?

- Tak to mniej więcej wyszło. Z czasem malowałem coraz szybciej. W pewnym momencie mówiłem "stop", bo im dłużej malowałem, tym więcej szczegółów wyciągałem i wykorzystywałem coraz większą powierzchnię, a nie chciałem za bardzo pokrywać tych ścian. One miały pozostać surowe, a postacie miały sprawiać wrażenie, że z nich wychodzą.

Ile murali łącznie powstało?

- W sumie jest ich 19, rozsianych, jak dobrze pamiętam, po 10 podkarpackich miejscowościach. W niektórych z nich powstały po 2-3 prace. Zacząłem malować pod koniec kwietnia ubiegłego roku, a ostatnie murale powstały z końcem października.

"Cichy Memoriał" to już zamknięty rozdział?

- Na pewno nie. Dostałem na niego stypendium Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, powoli będę się z niego rozliczał, przesyłał dokumentację tego, co dotychczas zrobiłem. W kolejnym sezonie zamierzam go jednak kontynuować niezależnie. Nie wyrobiłem się z niektórymi ścianami i miejscowościami, czekają na mnie i na nadejście wiosny. Nie ukrywam, że moim marzeniem jest zrealizowanie tego projektu w każdym powiecie naszego województwa. Powiatów jest 21, także jestem jakoś w połowie. Podejrzewam, że w sezonie, czyli od wiosny do jesieni, nie wystarczy mi czasu, ale w perspektywie dwóch lat jest to do zrobienia. Finalnie chciałbym, żeby powstała poważniejsza mapka, pokazująca, jak dotrzeć do każdego muralu.

Bardzo pozytywny artystyczny patriotyzm lokalny bije z tego przedsięwzięcia...

- Taki był zamysł. Pochodzę z Sanoka, Podkarpacie to moje województwo, z chwilowymi przerwami ciągle tu mieszkam. Pomagają mi znajomi i przyjaciele z okolicy. Myślę, że ten projekt bardzo do Podkarpacia pasuje.

Wciąż przychodzą maile ze zdjęciami stodół do zamalowania?

- Teraz po publikacji filmu zgłosiło się sporo nowych osób. Nie tylko ze stodołami. Są też brzydkie magazyny i inne propozycje. Ludzie szukają też starych fotografii rodzinnych. Mam pomysł, żeby w niektórych realizacjach wykorzystać nie tylko stodoły, ale też betonowe, zapuszczone ściany z odpowiednim, naniesionym przez czas, podkładem.

Ktoś czyta naszą rozmowę i chciałby się z taką ścianą zgłosić. Może to zrobić?

- Jak najbardziej. Na początek wystarczy przesłać zdjęcia obiektu - najlepiej stodoły lub starej szopy. Z reguły nadaje się jak nie jedna ściana, to druga. Ważne są też stare fotografie, żeby pochodziły z regionu lub przedstawiały członków rodziny właściciela obiektu.

Oferty mają być wyłącznie z Podkarpacia?

- Przede wszystkim z Podkarpacia, ale nie zamykam się na inne propozycje. Dostałem już parę maili z innych województw, ktoś nawet znad morza napisał. Kto wie, może coś z tego wyjdzie...

Rozmawiał: Dariusz Jaroń

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy