"Duży w Maluchu" #51: Martin Stankiewicz

Na przejażdżkę białym "maluchem" dał się namówić Martin Stankiewicz - jeden z najpopularniejszych polskich youtuberów. Co sądzi o fenomenie internetowego wideo, telewizji i studiowaniu? Odpowiedzi na te "palące" pytania znajdziecie w wywiadzie Filipa Nowobilskiego.

Filip Nowobilski: Jeden z programów telewizyjnych określiłeś mianem "kolejny celebrycki shit"...

Martin Stankiewicz: - Wiem, że wielu może wydawać się, iż jestem gówniarzem z YouTube'a, którego nie chciały wielkie stacje telewizyjne i dlatego pokazuje im "faka". To wcale tak nie jest. Ludzie z głównych mediów śmieją się z youtuberów, jednocześnie kręcąc takie paszkwile, jak "Rolnik szuka żony" czy "Gwiazdy skaczą do wody" (celowe przeinaczenie rzeczywistego tytułu show - dop. red.). Nie mówię, że YouTube jest megagenialny i opiniotwórczy, ale przynajmniej jest autentyczny.

Reklama

- Prezenterzy telewizyjni próbują dociec, dlaczego młodzi ludzie nie oglądają ich w szkiełku, tylko zamiast tego wolą odpalić komputer...

Ale chyba to się powoli zmienia. Coraz częściej telewizja chce mówić o youtuberach...

- Masz rację, ale wydaję mi się, że wciąż jest to na zasadzie wycieczki do zoo, na której kręci się pawiana i opowiada o tym, jak on się zachowuje. Myślę, że ludzie z telewizji w kuluarach ciągle się z nas śmieją.

Mimo to youtuberzy trafiają do telewizji. Są zapraszani do programów śniadaniowych, przygotowuje się o nich obszerne reportaże...

- Tak, ale wciąż pyta się nas o to samo: czy na YouTubie da się zarobić albo jak wygląda nasz dzień... Zero researchu. To trochę tak, jak ja chciałbym robić materiał o pracownikach fizycznych i pytałbym każdego, ile piw dziennie wypija na budowie.

Czy ilość subskrypcji na YouTubie jest najlepszym miernikiem popularności i jakości danego twórcy?

- Za dużymi cyferkami nie zawsze idzie jakość. Nie uważam, że ktoś, kto ma milion subskrypcji, jest bardziej wartościowy od autora, którego śledzi dziesięć tysięcy osób. Często bywa właśnie tak, że najlepsze treści wcale nie są najbardziej popularne.

Z czego to się bierze? Może YouTube ma być po prostu szybką, nieangażującą rozrywką na maksymalnie pięć minut?

- Ciężko to rozgryźć. Ja też nie jestem w czołówce polskiego YouTube'a. Moi koledzy mają o wiele więcej fanów niż ja, ale nie zamierzam robić żadnych cyrków, aby zaczęło oglądać mnie więcej osób. Czasami sam łapię się na tym, że oglądając największych youtuberów nie rozumiem ich fenomenu. Tak mam z graczami, którzy publikują swoje filmy w sieci. Prywatnie są oni megasympatycznymi ludźmi, ale nie rozumiem, czemu dzieci chcą oglądać takie wideo...

My graliśmy w piłkę, a teraz dzieciaki oglądają to, jak inni w nią grają. I to na komputerze...

- I to jest przykre. Hmm... Może nie do końca przykre, ale na pewno zastanawiające.

Gdybyś miał określić siebie osobie, która nie kojarzy twoich wideo, to co byś powiedział? Co taki ktoś znajdzie na twoim kanale?

- Dobre pytanie, gdyż jestem wszechstronny. Najlepszą odpowiedzią będzie: szeroko rozumianą rozrywkę. Za punkt honoru postawiłem sobie, że będę rozśmieszał ludzi do łez, pokazywał rzeczywistość w lekko zakrzywionym zwierciadle.

Na Facebooku określasz siebie mianem "śmieszka".

- I to chyba jest najlepsze określenie. Nie tworzę niczego ambitnego, ale chcę dawać ludziom uśmiech. To jest cenne. Taki głupi uśmiech w naszej szarej rzeczywistości. Ogromnie cieszę się, kiedy ktoś do mnie podejdzie i powie mi, że śmiał się z moich filmów. To wystarczy.

Czy sondy uliczne, które kiedyś robiłeś, sprawiły, że nabyłeś jakichś nowych cech osobowościowych?

- Zdecydowanie tak. Kamera sprawiała, że stawałem się otwarty, ale kiedy ją wyłączano, od razu się płoszyłem. Zresztą nadal tak mam. Jestem trochę nieśmiały i to nawet wtedy, kiedy mam coś zamówić w restauracji. Moja dziewczyna powiedziała mi niedawno, że składając zamówienie denerwuję się tak, jakbym był na audiencji u papieża.

Bo ty chyba jesteś skromnym chłopakiem...

- Bardzo skromnym. Ludzie czasami spotykają mnie na ulicy, rozpoznają, ale nie podchodzą. A potem piszą do mnie "chciałem podejść, ale jakiś taki smutny byłeś".

Może myślą, że twoja kreacja z YouTube'a to twoja prawdziwa twarz?

- Chyba tak. W końcu nazywam siebie "śmieszkiem" i powinienem mieć cały czas banana na twarzy...

Jesteś studentem ostatniego roku dziennikarstwa, chyba piszesz nawet pracę magisterską...

- No, trochę się to przedłuża. Pokazuje to też, jakim priorytetem są dla mnie studia. Nie są żadnym.

Czy idąc na studia chciałeś po nich zostać prezenterem lub reporterem?

-  Nie.

To po ci te studia były?

- Po prostu, żeby jakieś były. Myślałem na początku o filmówce, ale ta zabija kreatywność. Chciałem robić swoje rzeczy. A te studia kończę - i mówię to otwarcie - głównie dla moich rodziców, aby widzieli, że mam jakieś wykształcenie. Ja nigdy tego papierka i tak nikomu nie pokażę.

A co robią twoi znajomi, którzy parę lat temu wyśmiewali się z ciebie, że robisz wideo na YouTubie?

- Ostatnio się nad tym zastanawiałem. Wielu traktowało to jako moje nieszkodliwe hobby, którym zajmowałem się od małego, kiedy to kręciłem jeszcze amatorską kamerą. Teraz widzę, że sporo osób śmiejących się ze mnie nie ma żadnej pracy, nawet takiej w sklepie czy na kasie w fast foodzie.

- To wszystko kwestia pomysłu na życie. Jeśli takowy masz i będziesz do niego konsekwentnie dążył, to dasz radę. Ważne jest też, aby się w tym nie zatracać. Ja zapewne sam odleciałbym w youtube'owy świat, gdyby nie moja dziewczyna Laura. Dzięki niej łapię równowagę.

A masz jakieś inne pasje?

- Z tym jest ciężko. Jestem wielkim fanem kinematografii, który namiętnie ogląda filmy, ale nie potrafię wyobrazić sobie tego, że wstaję rano i przestaję tworzyć. To byłoby dosłownym zabraniem mi sensu życia.

- Ja czerpię niesamowitą radość z tego, że spotykam się z klientem i myślimy nad nowym projektem, czy też z innym youtuberem i rozmawiamy nawet nie o wideo, ale o naszych zajawkach. To jest dla mnie piękne.

- Obserwuję społeczeństwo i jego rozterki. W swoich wideo staram się to wyśmiać w sposób reżyserski za pomocą scenek. Za kilka lat pewnie będę robił już coś innego...

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: YouTube
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy