Duży w Maluchu: Bilguun Ariunbaatar

Dla wielu jest on naczelnym błaznem polskiej telewizji. Bilguun Aroiunbaatar - celebryta mongolskiego pochodzenia zajął miejsce za kierownicą białego Fiata 126p Filipa Nowobilskiego

Filip Nowobilski: Chciałem się z tobą spotkać, bo swoją karierę robisz zarówno w internecie, jak i telewizji. Nie masz jednak swojego kanału na YouTube...

Bilguun Ariunbaatar: Boli mnie to, że ktoś się pode mnie podszywa i wrzuca filmy ze mną jako ja. Wkurza mnie to, ale nie potrafię tego nigdzie zgłosić.

Pomogę ci z tym. Powiedz mi które z twoich osiągnięć uważasz za najważniejsze?

- Bardzo lubiłem program "PUK PUK to my", który zrobiłem z Maćkiem Dąbrowskim. Świetnie pracowało mi się też z Goskiem.

Sezon się skończył, ramówka się skończyła. Co ty teraz będziesz robił? Jak wygląda życie człowieka telewizji w okresie wakacyjnym?

- Przede wszystkim polega ono na przygotowywaniu się. Poza tym mam nowe hobby. Robiliśmy niedawno taki program "Twoja twarz brzmi znajomo" i w nim odkryłem w sobie fascynację melodią i śpiewaniem. Wraz z Mateuszem Banasiukiem, bardzo dobrym teatralnym aktorem. Raz piliśmy wódkę i powiedział mi: "Przyjedź do nas, bo potrzebujemy wokalu. Spróbuj!". Spróbowałem i wychodziło mi tak dobrze, że przyjęli mnie do swojej grupy.

W telewizji jesteś chyba od 21 roku życia. Na ile swój sukces zawdzięczasz swojej oryginalnej urodzie? Bo jest to coś, co się fajnie w telewizji sprzedaje...

- Kiedyś uważałem moje pochodzenie i co za tym idzie możliwość bycia "błaznem" za atut, ale ileż można błaznować?

Ale chyba nie chcesz zostać publicystą?


- No nie...

To gdzie jesteś w tym momencie?

- Na rostaju dróg. W punkcie newralgicznym mojego życia. Na razie robię to, co sprawia mi totalną frajdę. Śpiewam w zespole, piszę teksty. Teksty, które są trochę... smutne.

Tylko mi się tu nie rozpłacz. Położę ci rękę na ramieniu, abyś się jakoś trzymał...

- Tak, a potem od razu napiszą, że jesteś gejem. Wystarczy, że ludzie raz zobaczą cię w jakiejś dwuznacznej sytuacji i od razu przypną ci odpowiednią etykietę.

Jest coś w tym. A jakie jest największe kłamstwo na temat twojego wizerunku, które sam słyszałeś?

- Chyba każdy ma wrażenie, że jestem śmieszkiem i jedyne co robię, to bawię się. Jednak poza kamerą jestem normalnym człowiekiem. Trzeba jakoś funkcjonować.

Reklama

We wspomnianym już programie "PUK PUK to my" odwiedzaliście Polaków i sprawdzaliście ich gościnność. Jak oni reagowali, kiedy o ósmej rano wchodziliście do ich domów z zapytaniem, czy zrobią wam śniadanie?

- Często wyglądało to tak: "Baśka! Jakiś Chińczyk do ciebie!" (śmiech). Ale zazwyczaj wchodziliśmy i wszyscy byli mili. Nawet oferowali nocleg, chociaż prosili, abyśmy wyłączyli kamery. Dopiero wtedy tłumaczyliśmy im, że to taki program. Albo przymykali oko, albo prosili o wyjście, gdyż nie chcieli być nagrywani.

Czyli Polacy są gościnni?

- No pewnie, że tak. Myślę, że pod tym względem Polska i Mongolia są do siebie bardzo podobne. U nas są nawet legendy o włóczykiju, który podróżuje po mongolskich stepach i w każdej jurcie był witany wszystkim, co posiadała dana rodzina. Podobno ojcowie nawet córki dawali zapłodnić, bo kiedy wszystko zostawało w rodzinie to robiło się nieciekawie...

Nie ciągnie cię do Mongolii?

- Oczywiście, że ciągnie. Byłem i będę Mongołem. Miałem nawet możliwość przyjęcia polskiego obywatelstwa, ale musiałem odmówić, gdyż Mongolia nie uznaje podwójnego obywatelstwa.

Celebryci sprzedają swój wizerunek na eventach i w reklamach. A w jaki sposób ty go wykorzystujesz? Która z propozycji była najbardziej kuriozalna?

- Ktoś powiedział mi kiedyś: "Zapłacimy dużo! Chcemy, abyś reklamował... mopy!". Pomyślałem, że lepiej będzie jak pójdą do świętej pamięci Mopmana. Inny przykład. Firma produkująca płyny do tkanin chciała, abym zamknął się w galerii handlowej w małym szklanym pomieszczeniu, ale powiedziałem im, że nie chcę tego robić. To trochę niewolnictwo.

A jaka jest twoja wymarzona kampania?

- A ile pracowniczek by mi przysługiwało?

Nie ma limitów.

- Zrobiłbym kampanię "obieżyświatową", której głównym celem byłaby komunikacja. Pytałbym ludzi, gdzie chcieliby mnie wysłać, a ja bym tam jeździł. Albo stawał na rozstaju dróg i widzowie decydowaliby co mam zrobić dalej. To byłoby fajne.

Bardzo się patrzy na kasę w twojej branży?

- Strasznie. Bez lokowania produktu i sponsora ciężko jest cokolwiek zrobić...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy