Duży w Maluchu: KęKę

Był listonoszem, został raperem. KęKę, czyli Piotr Siara, dał namówić się na przejażdżkę białym Maluchem Filipa Nowobilskiego. Jak teraz wygląda jego życie?

Filip Nowobilski: Mówi się, że to media są zamknięte na hip hop. A nie jest przypadkiem tak, że to hip hop jest zamknięty na media?

KęKę: Chodzi o to, kto zaczął. Nie wiem. Podczas pierwszego boomu tej muzyki, który miał miejsce tak z 15 lat temu, nie potrafiła ona przebić się do mediów. Dziennikarze wyłuskiwali sobie nie do końca "reprezentatywnych reprezentantów" tego nurtu, którymi próbowano zaspokoić zapotrzebowanie na rap w mainstreamie. Często nie do końca był to rap.

Szanuję raperów, ale nie jestem "wyznawcą" tej subkultury. Zastanawia mnie dlaczego w waszym środowisku pojawienie się kogoś w "Dzień dobry TVN" jest obciachem.


- Teraz mówisz o dwóch różnych rzeczach. Do Wojewódzkiego przychodzili znani raperzy z potężnym dorobkiem. Jest różnica między czymś takim, a tworzonych przez mainstream wyrobach rapopodobnych.

Skoro już poruszyliśmy temat telewizji. Dlaczego często dzieje się tak, że pokazując kadry związane z historią pokazuje się przebitki na kadry z zadym? Przecież jedno z drugim nie ma nic wspólnego.

- Dlatego, że ci, którzy tworzą takie materiały mają nad sobą redaktorów programowych, a oni dyrektorów, ci z kolei właścicieli. Wszyscy tworzą pewną politykę danej stacji, która jest mocno określona. Telewizji raczej nie oglądam. Kiedy już mi się zdarzy, to głównie kanały historyczne. To jak prezentowane są wiadomości w mediach głównego nurtu wpływa na to, jakie mamy społeczeństwo. Społeczeństwo z kolei wpływa na wybory polityczne...

Reklama

A hip hop ma w sobie taki rząd dusz?

- Myślę, że tak, ale pośrednio. Chodzi o skalę. Pomyśl ile osób ogląda wieczorne wydanie wiadomości, które lecą dzień w dzień od 25 lat, a do ilu dociera któryś z moich kawałków. Jestem małym trybem w machinie złożonej z tysięcy takich gości jak ja.

Może tutaj bardziej zadziałać efekt motyla. Ktoś może posłuchać jakiegoś numeru i zrobić coś, co faktycznie zmieni jego życie.

A czego chciałbyś nauczyć ludzi?

- Ja nie chcę uczyć. Nigdy nie miałem takich aspiracji.

A mogą coś od ciebie zaczerpnąć? Może szczerość?

- Nie rób drugiemu, co tobie niemiłe. To jest komunał. Jestem alkoholikiem na terapii, po wielu życiowych zakrętach. Nie czuję, abym był odpowiednią osobą, by kogoś uczyć jak żyć.

Zdradziłeś mi, że minęło pół roku odkąd po raz ostatni sięgnąłeś po alkohol...

- Tak, ale to wciąż za mało, abym mógł powiedzieć, że wszystko jest w porządku.

Różne fundacje często korzystają z takich osób jak ty...

- Nie wiem, czy bym się do tego nadawał. Na pewno nie teraz. Na chwilę obecną muszę się skupić na sobie. Poza tym, gdyby powinęła mi się noga, to podważyłbym sens działalności takiej instytucji. To ogromna odpowiedzialność. Ja jeszcze nie czuję się na siłach, aby wziąć ją na siebie.

A czy alkohol może człowiekowi w jakikolwiek sposób pomóc?

- Alkohol to jest gówno. To jest nałóg. Długo wierzyłem w mity bohemiarskie, w etos pijaczka. Kiedy stoi się z boku, to ma to swój urok. Jest to jednak Szatan, który niszczy życie osobom uzależnionym. Byłem już na etapie, że kupowałem kilka flaszek i chlałem sam w domu.

Jak ty się z tego podniosłeś?

- Chodzę na terapię, mam wspierającą narzeczoną. Były też we mnie resztki odpowiedzialności. Widziałem iskierkę nadziei na normalne życie. To jest zdradliwy nałóg. Tę chorobę ma się do końca życia.

KęKę za kilka godzin miał grać koncert. Poprosił Filipa o to, aby mógł przejechać się jego Maluchem.

- Całe życie siedziałem przed blokiem i niczego się nie nauczyłem. Pływać nawet nie umiem. Dlatego teraz nadrabiam. Ostatnio nawet ze spadochronem skoczyłem.

Nie wiem czy Maluch może się równać takiemu skokowi...

- Może, bo to też przygoda. Zresztą prawo jazdy też bardzo późno zrobiłem.

To jak rozwoziłeś ludziom listy, kiedy byłeś jeszcze listonoszem?

- Roznosiłem! Albo na rowerze... Pożyczałem go od znajomego...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy