Hultaj: Polski rower w kontrze do reszty świata

Hultaj - polska manufaktura rowerowa z Wrocławia /Hultaj /materiały prasowe
Reklama

Hultaj - tak właśnie swój nietypowy projekt nazwało dwóch rowerowych maniaków. Z Krzyśkiem Nowakiem, połową wrocławskiego duetu rozmawiamy o pasji do ostrego koła, bicyklowym buncie, budowaniu rowerów oraz frajdzie jaką daje przemieszczanie się dzięki sile własnych mięśni.

INTERIA: "Hultaj" - dziś mało kto używa tego słowa. Skąd pomysł, aby nazwać tak własne przedsięwzięcie? No i gdzie szukać wspólnego mianownika między hultajem, a rowerem?

Krzysiek Nowak: Faktycznie, mało używane dziś słowo. A szkoda, bo hultaj, to jedno z tych polskich słów o całej palecie skojarzeń i trudno przetłumaczalnych na inne języki. My zaczęliśmy od budowy ostrych kół, a jeśli śmigasz na ostrym kole, to znaczy, że jesteś niepokorny, “idziesz pod prąd" i szukasz mocnych wrażeń, jesteś takim miejskim hultajem - więc nazwa idealnie pasuje do typu rowerów na których sami jeździmy i od których zaczęliśmy naszą działalność. Sami jesteśmy hultajami i fajnie jest w życiu robić coś co współgra z twoją melodią.

Czy masz coś takiego, jak stała oferta modeli? A może to praca na indywidualne zamówienie?

Reklama

- W stałej ofercie mamy dwa modele rowerów, które są jednocześnie ostrymi kołami i singlami (dzięki zastosowaniu tylnej piasty typu flip-flop; z jednej strony piasty zębatka na sztywno czyli ostre koło, z drugiej klasyczny wolnobieg - obracając koło o 180 st. zmieniasz napęd). Na wiosnę wypuścimy również model roweru, powiedzmy trekkingowego - miejskiego z przerzutkami w piaście i paskiem karbonowym zamiast łańcucha. Oprócz tego realizujemy bardzo indywidualne zamówienia i prowadzimy warsztat rowerowy, w którym naprawiamy wszystko co ma dwa kółka i napędzane jest siłą mięśni.


Hultaj to wyłącznie rowery miejskie? Czy zdarzają się też zamówienia na sprzęty terenowe, szosowe, zjazdowe?

- Zdecydowanie Hultaj to nie tylko rowery miejskie. Przypomnijmy, że ostre koło to rower torowy i nasze bicykle na torze kolarskim również jeżdżą. Oprócz tego zajmujemy się rowerami trekkingowymi, crossowymi czy szosowymi, może kiedyś również zjazdowymi, ale to pieśń przyszłości. Lubimy przede wszystkim ciekawe projekty, nietypowe rozwiązania, czy wyjątkowe malowania - w takie zamówienia wchodzimy jak w dym.

Kto odpowiada za realizację danego projektu? Ile osób zwykle pracuje nad zamówionym egzemplarzem?

- Hultaj to dwie osoby, choć oczywiście pomagają nam najbliżsi i przyjaciele. Współpracujemy również z profesjonalną spawalnią oraz lakiernią rowerową z Wrocławia (Dreamworkers). Jesteśmy małą manufakturą i warsztatem w starym stylu, a nie sklepem rowerowym z “przyklejonym" do niego warsztatem.

Bicyklowa rewolucja - w czym twoim zdaniem przejawia się ona obecnie?

- Był wiek węgla i stali, teraz wkraczamy w czas odnawialnej energii, elektrycznych samochodów i ludzi biegających maratony, rower ma w tej kulturze zaszczytne miejsce. Coraz więcej osób porusza się na rowerze na co dzień, coraz więcej uprawia kolarstwo, coraz więcej ma świadomość na czym jeździ i na czym chciałaby jeździć. A przy okazji rower ciągle pozostaje wyrazem niezależności i buntu - “mogę jechać gdzie chcę". Zwrot wektora na najbliższe lata jest oczywisty -  rowerzystów będzie przybywać. Termin bicyklowa rewolucja jest może trochę naciągany, ale chcielibyśmy żeby stał się faktem - zamiast hałasu samochodów w powietrzu powinien rozbrzmiewać przyjemny szum rowerów.

Wasze projekty są dość proste, wręcz minimalistyczne. Skąd akurat taka, a nie inna estetyka? To wybór klientów? Aktualna moda? Czy może jest to podyktowane ograniczeniem masy roweru?

- Nasze projekty są minimalistyczne, bo są nasze i takie chcieliśmy tworzyć, moda nie odgrywa żadnej roli, a klienci wybierają nasze rowery, właśnie dlatego, że są proste i “dizajnerskie". Rowery opatrzone logo Hultaja, to tylko takie rowery na jakich sami chcielibyśmy jeździć. Tu nie ma miejsca na kompromisy, jeśli projekt nam się nie podoba i jest za mało "hultajski" to nie opatrzymy go naszym logo i nie będziemy go promować, choć możemy go na zamówienie zbudować, to w końcu nasza praca.  Zazwyczaj jednak trafiają do nas osoby o podobnej wrażliwości estetycznej i udaje się zrealizować projekt w pełni zadowalający obie strony. Ponadto, waga roweru ma znaczenie, im rower lżejszy, tym lepiej. Stąd wynika także minimalizm w designie - z funkcjonalności i dbałości o jak najmniejszą liczbę “gadżetów".

Ile trzeba zaoszczędzić w skarpecie, żeby siadać z wami do rozmów o wykonaniu własnego, wymarzonego roweru?

- Jesteśmy bardzo elastyczni i nie skreślamy nigdy żadnego projektu już na wstępie, ale ciężko jest zbudować coś sensownego przy budżecie poniżej 3000 zł, górną granicę wyznaczają potrzeby, możliwości i wyobraźnia naszych klientów. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby usiąść i porozmawiać, zawsze wspólnie znajdziemy jakieś rozwiązanie.

Piszesz, że chcesz ograniczyć zalewanie rynku przez produkty z Azji. W czym głównie możesz z nimi konkurować?

- Oczywiście wszystkich komponentów nie da się zastąpić (póki co), ale można wytwarzać lepsze jakościowo rzeczy, takie, które są wyjątkowe i często szybciej niż poprzez producentów z  Azji. Cały proces może być szybszy, lepszy, a przede wszystkim odbywać się na miejscu w Polsce czy szerzej - w Europie. To co lokalne jest cenne, a dodatkowo możemy choć trochę stanąć w kontrze do świata wielkich korporacji i głodowych pensji azjatyckich robotników, pracujących w trudnych warunkach. Naszym ideałem jest praca z takimi jak my zapaleńcami, z którymi możemy pogadać w cztery oczy, napić się piwa czy wspólnie pojeździć na rowerach.

Na czym sam jeździsz? Czy są rowery, które chciałbyś mieć?

- Z rowerami jest jak butami, trzeba mieć ich kilka. Ja oczywiście mam Hultaja, a poza tym rower trekkingowy, starego górala, jakiegoś mieszczucha i ukochane stare włoskie “szosy" z lat 80. i 90. Jasne, jeszcze kilka rowerów by się przydało - na pewno fatbike, na porządną wyprawę po prawdziwych bezdrożach i jakieś pojemne cargo.

A jest coś, czego nigdy nie zamontował byś w swoim rowerze?

- Kółek bocznych i elektrycznego napędu - dla mnie rower to rower, liczy się siła mięśni, podwyższone tętno i język na wierzchu. Chociaż oczywiście rozumiem pomysł i potrzebę rowerów elektrycznych, ale to zdecydowanie nie dla mnie.

Jaki jest plan rozwoju "Hultaja"? Gdzie chciałbyś plasować się w branży za kilka lat?

- Plan jest prosty - robić coraz lepsze i bardziej wyjątkowe rowery o unikalnym dizajnie, cenione przez tych którzy jeżdżą i to jeżdżą dużo, przez tych, którzy rowery “katują". Za kilka lat chcielibyśmy być wciąż małą manufakturą, ale oczywiście rozwinąć skrzydła, wytwarzać więcej własnych komponentów, realizować więcej indywidualnych zamówień i cieszyć się z widoku Hultajów “śmigających" po Polsce i Europie.

Rozmawiał
Rafał Walerowski

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy