Myslovitz

W grudniu 2004 roku do sklepów trafiła płyta "Skalary, mieczyki, neonki", która na pewno była zaskoczeniem dla fanów grupy Myslovitz, znających ją z przebojów typu "Długość dźwięku samotności" czy "My".

Album wypełniony jest bowiem w większości instrumentalnymi, psychodelicznymi kompozycjami, które ciężko nazwać klasycznymi utworami. Co więcej, podczas promocyjnej koncertowej mini-trasy po Polsce, zespół nie zagrał żadnego przeboju, mimo gorących próśb publiczności.

O nowej płycie, listopadowej trasie z The Corrs po Europie i najlepszych wykonawcach 2004 roku, Jacek Kuderski, basista Myslovitz, opowiedział w rozmowie z Arturem Wróblewskim. Po chwili dołączył do nich jeszcze Przemek Myszor, grający w zespole na gitarze i instrumentach klawiszowych.

Reklama

Gratuluję wam nowej płyty. Wydaje mi się, że wasza dyskografia wreszcie pokazuje prawdziwe oblicze zespołu, który pisze dobre piosenki i zarazem nie stroni od eksperymentów i improwizacji.

Dziękuję, bardzo mi miło. Nowa płyta to w pewnym sensie odskocznia, chociaż zawsze chcieliśmy coś takiego nagrać. Wreszcie dokonaliśmy tego.

Wasze improwizacje wcześniej mogliśmy usłyszeć na koncertach.

Dlatego właśnie zawsze chcieliśmy nagrać taką płytę, ale nigdy nie mieliśmy na to czasu. Ten album wymagał zamknięcia się w studiu i poeksperymentowania. Zazwyczaj wchodziliśmy do studia z gotowym materiałem i rejestrowaliśmy go w dwa tygodnie. Dzięki temu, że płyta "Korova Milky Bar" została nagrana szybko, mieliśmy studio dla siebie przez kolejne dwa tygodnie.

Przychodziliśmy rano i graliśmy sobie jakieś dziwne dźwięki. Wszystko rejestrowane było na twardym dysku. Jedynym naszym problemem była jego objętość - baliśmy się, że w pewnym momencie zabraknie na dysku miejsca (śmiech).

Kto pierwszy wpadł na pomysł nagrania płyty z improwizacjami?

Temat wyszedł przy okazji nagrywania "Korova Milky Bar". Mieliśmy studio wynajęte na miesiąc, ale piosenki nagraliśmy dużo szybciej. I w te dwa wolne tygodnie zaczęliśmy rejestrować nasze improwizacje. Ciężko powiedzieć, że wszystkie mieliśmy tak do końca opracowane. Oczywiście część tych improwizacji gramy na koncertach. Chociaż na "Skalarach, mieczykach, neonkach" nie znalazł się utwór, którym kończymy koncerty [chodzi o kompozycję "Mickey" - przyp. red.]. Stwierdziliśmy, że on nigdy nie zostanie zarejestrowany, zawsze będzie świeży i będzie się zmieniał.

więcej >>

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy