Polscy wspinacze dokonali wielu spektakularnych osiągnięć w najwyższych górach światach. Historia biało-czerwonej eksploracji gigantów w Himalajach i Karakorum ma także swoją mroczną stronę. Boleśnie przypomina o tym szósta już rocznica tragedii na Broad Peaku.
Jedną z wizytówek polskiego himalaizmu stały się pierwsze zimowe wejścia na ośmiotysięczniki.
17 lutego 1980 roku Krzysztof Wielicki i Leszek Cichy stanęli na szczycie Mount Everestu, wieńcząc sukcesem wyprawę kierowaną przez Andrzeja Zawadę. W latach 80. ubiegłego stulecia łupem Polaków padło zimą jeszcze sześć górskich kolosów: Manaslu, Dhaulagiri, Cho Oyu, Kangczendzonga, Annapurna i Lhotse.
Drugi etap zimowego podboju najwyższych gór świata, już międzynarodowy, rozpoczął się dwie dekady później. 14 stycznia 2005 roku Piotr Morawski i Simone Moro weszli na Shisha Pangmę. W kolejnych latach Włoch brał udział w udanych zimowych wyprawach na Makalu, Gasherbruma II i Nanga Parbat.
Później do głosu znów doszli Polacy, zdobywając w marcu 2012 roku wierzchołek Gasherbruma I, a dwanaście miesięcy później - Broad Peak. Druga z tych ekspedycji w ciągu kilku chwil z wielkiego sukcesu zamieniła się w jedną z najgłośniejszych tragedii w dziejach polskiego alpinizmu.
Był wtorek, piąty dzień marca 2013 roku. Pierwszy na szczycie zameldował się Adam Bielecki. Zegarek wskazywał godzinę 17:20. Pół godziny później wierzchołek zdobył Artur Małek. Gdy schodził, minął się ze zmierzającymi w górę Maciejem Berbeką i Tomaszem Kowalskim.
Nigdy więcej już się nie spotkali.
"Mając na uwadze wszystkie okoliczności, zaistniałe warunki, moje doświadczenie, historię himalaizmu, jak i wiedzę z zakresu fizjologii i medycyny wysokogórskiej, jeszcze po dodatkowych konsultacjach z lekarzami i współorganizatorami wyprawy w Polsce, można uznać Macieja Berbekę i Tomasza Kowalskiego za zmarłych" - napisze kilka dni później z bazy pod Broad Peakiem Krzysztof Wielicki, kierownik wyprawy.
W mediach rozpętała się burza. Sporo cierpkich słów padło szczególnie pod adresem Adama Bieleckiego. Zarzucano mu zostawienie kolegów w potrzebie. O przebiegu zdarzeń pod wierzchołkiem Broad Peaka gorączkowo dyskutowano również w środowisku wspinaczkowym.
Kilka miesięcy po tragedii powołany przez Polski Związek Alpinizmu zespół ds. zbadania okoliczności i przyczyn wypadku opublikował raport, w którym opisał możliwe przyczyny śmierci dwójki polskich himalaistów."Bezpośrednią przyczyną śmierci Tomasza Kowalskiego było prawdopodobnie nieoczekiwane, dramatyczne osłabienie organizmu spowodowane trudami wejścia i wysokością oraz wychłodzenie spowodowane długą ekspozycją na niskie temperatury. Tomasz Kowalski nie miał obrażeń ortopedycznych, które mogłyby spowodować niemożność poruszania się.
Bezpośredniej przyczyny śmierci Macieja Berbeki zespół nie był w stanie określić na podstawie posiadanych informacji. Mogło to być osłabienie wysokościowe organizmu, wychłodzenie organizmu bądź nieszczęśliwy wypadek" - czytamy w raporcie.
W czerwcu tego samego roku Jacek Berbeka ruszył na Broad Peak w celu odnalezienia ciał brata i jego młodszego kolegi.
"Oni nie mogą być w miejscu, gdzie będzie przechodzić dużo ludzi. Doskonale wiem, co się tam dzieje w okresie letnim. Nie mogę pozwolić na to, żeby pozostali w widocznym miejscu, dlatego, że wyprawy wychodzące będą cały czas ingerować, patrzeć, oglądać. Moja inicjatywa jest całkowicie rodzinno-przyjacielska" - tłumaczył przed wyjazdem dziennikarzom.
6 lipca uczestnicy wyprawy symbolicznie pochowali Tomasza Kowalskiego. Ciała Macieja Berbeki nie udało się odnaleźć.
Tragedia na Broad Peaku była kolejnym rozdziałem wysokogórskich tragedii, nierozerwalnie związanych z himalaizmem - dyscypliną podwyższonego ryzyka.
Pierwszy dramat z udziałem naszych wspinaczy rozegrał się już podczas pierwszej polskiej wyprawy w Himalaje. 2 lipca 1939 roku Janusz Klarner i Jakub Bujak zdobyli dziewiczy wówczas siedmiotysięczny wierzchołek Nanda Devi East, zapisując pierwszy rozdział w bogatej historii rodzimego himalaizmu.
Po zejściu do bazy wyprawa przeniosła się na sąsiedni masyw Tirsuli. Dwa tygodnie później podczas szturmowania jednego z jego szczytów, gigantycznych rozmiarów lawina śnieżno-lodowa pogrzebała żywcem Stefana Bernadzikiewicza i Adama Karpińskiego, uważanego za ojca polskiego himalaizmu.
28 lipca 1975 roku to ważna data dla polskiego środowiska wspinaczkowego - dzień wielkiego zwycięstwa, ale też i klęski.
Tego dnia Polacy w składzie Kazimierz Głazek, Janusz Kuliś, Marek Kęsicki, Andrzej Sikorski i Bohdan Nowaczyk weszli na niezdobyty dotąd wierzchołek Broad Peak Middle.
Był to pierwszy ośmiotysięcznik zdobyty przez polskich wspinaczy. Radość z sukcesu nie trwała długo. Do bazy nie wrócili Marek Kęsicki, Bohdan Nowaczyk i Andrzej Sikorski.
Pozostając w latach 70. nie sposób nie wspomnieć o wyprawie na Annapurnę Południową z 1979 roku, w której zginęli Jerzy Pietkiewicz, Julian Ryznar i Józef Koniak.
K2 nieprzypadkowo cieszy się sławą wyjątkowo niebezpiecznego z ośmiotysięcznych szczytów. Świadczą o tym statystki wypadków wśród śmiałków, którzy odważyli się zmierzyć z górującym nad innymi wierzchołkami Karakorum gigantem.
Dla Polaków (i nie tylko) szczególnie dramatyczne było lato 1986 roku. W tamtym sezonie na K2 działały aż trzy nasze wyprawy. Działały - dodajmy - ze znakomitym skutkiem. Wanda Rutkiewicz jako pierwsza kobieta zdobyła K2, a Wojciech Wróż i Przemysław Piasecki oraz Jerzy Kukuczka i Tadeusz Piotrowski wytyczyli nowe drogi na szczyt.
Cena sukcesu była jednak ogromna. Tadeusz Piotrowski zginął 10 lipca, a Wojciech Wróż 3 sierpnia. Na górze na zawsze pozostała również Dobrosława Miodowicz-Wolf. "Mrówka" była trzecią ofiarą z Polski i trzynastą tego katastrofalnego lata na K2.
Na początku - także w tym przypadku - był sukces, czyli zdobycie Mount Everestu granią zachodnią.
Później przyszła lawina i tragedia na przełęczy Lho La, uznawana za największą w historii polskiego himalaizmu. 27 maja 1989 roku zginęli Zygmunt A. Heinrich, Mirosław Dąsal, Wacław Otręba i Mirosław Gardzielewski. Dzień później w wyniku obrażeń poniesionych w lawinie zmarł Eugeniusz Chrobak.
Ocalał jedynie jeden ze wspinaczy - Andrzej Marciniak. Na ratunek przyszła mu grupa himalaistów prowadzonych przez Artura Hajzera.
Górska śmierć najwyraźniej była mu przeznaczona. Andrzej Marciniak zginął w sierpniu 2009 roku podczas wspinaczki w Tatrach słowackich. W górach na zawsze został również jego wybawca...
Lista polskich wspinaczy, którzy ponieśli śmierć w Himalajach i Karakorum liczy kilkadziesiąt nazwisk. W górach wysokich pochówek znaleźli zarówno mniej doświadczeni, jak i najbardziej utytułowani rodzimi wspinacze - jak Wanda Rutkiewicz czy Jerzy Kukuczka.
Ostatnie miejsce na tej przygnębiającej liście zajmuje Tomasz Mackiewicz, który zmarł z wyczerpania zimą ubiegłego roku na Nanga Parbat. Obyśmy na kolejną, po Czapkinsie, ofiarę wielkiej himalajskiej pasji czekali jak najdłużej.