Polsce też może grozić atak terrorystyczny

Poziom zagrożenia atakami terrorystycznymi w Polsce jest porównywalny z większością państw Europy. Poziom zagrożenia wzrasta i musimy nauczyć się z nim żyć - mówi Grzegorz Cieślak, ekspert Centrum Badań nad Terroryzmem Collegium Civitas.

- Czy niedawny zamach w Bostonie oznacza pojawienie się nowego rodzaju terrorystów?

Grzegorz Cieślak: - Sposób przeprowadzenia tego zamachu i motywy braci Carnajewów nie są niczym nowym. Po 2001 roku Stany Zjednoczone były atakowane wiele razy. Społeczeństwo ma świadomość tylko tych wydarzeń, które je bezpośrednio dotyczą.

- Zamach w Bostonie jest niejako konsekwencją procesu, który określamy jako autoradykalizacja. Jak dotąd nie ma bowiem informacji o tym, żeby ktokolwiek z zewnątrz wpływał na Carnajewów. Przebieg samego zamachu również nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z bezpośrednim wpływem organizacji terrorystycznych, co najwyżej z inspiracją.

Reklama

- Czy służby odpowiedzialne za zwalczanie terroryzmu są w stanie skutecznie zwalczać zamachowców, którzy zdają się takimi samotnymi wilkami?

- Określenie "samotny wilk" odnosi się do supremacjonistów, takich jak Alex Curtis i Tom Metzger. W wypadku sprawców zamachu z Bostonu wolę określenie soloterroryści. Z soloterroryzmem mamy do czynienia wówczas, gdy ktoś pod wpływem jakiegoś zewnętrznego impulsu, ale nieskierowanego bezpośrednio do niego, radykalizuje swoje poglądy. Nie wymaga to bezpośrednich kontaktów z organizacją terrorystyczną.

- Katalizatory, które do tego prowadzą, mogą wcale nie mieć charakteru światopoglądowego - religijnego czy politycznego. Powodem takich działań może być niepowodzenie w sferze uczuciowej lub ekonomicznej.

- Człowiek, który nie spełnia swoich marzeń w jakimś środowisku, postanawia stać się jego koszmarem, wybiera drogę zła. Tym samym zyskuje nową grupę wsparcia. Służbom niezwykle trudno przeciwdziałać soloterrorystom, ponieważ nie mają przesłanek, by podjąć obserwację takich osób, a tym bardziej je zatrzymać.

- Pojawiła się informacja, że nazwisko jednego z zamachowców z Bostonu półtora roku temu było w amerykańskiej bazie osób mogących mieć związki z terroryzmem.

- Tamerlan Carnajew został zarejestrowany przez Federalne Biuro Śledcze na podstawie informacji otrzymanych z Federacji Rosyjskiej. Rosjanie przekazali, że podczas wizyty u rodziny w Dagestanie kontaktował się z osobami podejrzewanymi o działania terrorystyczne.

- Dla Amerykanów był to interesujący sygnał, ale nie mógł być podstawą do zatrzymania, ponieważ Federacja Rosyjska wskazuje jako podejrzane o terroryzm także osoby, które nie sprzyjają rządom Władimira Putina.

- Podobnie było w przypadku norweskiego zamachowca Andersa Behringa Breivika. Według mojej wiedzy, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego powiadomiła tamtejsze służby, że na przełomie kwietnia i maja kupił on w Polsce materiały podwójnego zastosowania, które mogą być komponentami do budowy urządzenia wybuchowego. Nie wykorzystano tych informacji, żeby zapobiec masakrze

- Może służby specjalne nie są w stanie sprawdzić wszystkich napływających do nich informacji.

- Służby specjalne dysponują sporym instrumentarium, mogą podejmować działania wywiadowcze, obserwować i podsłuchiwać obywateli. Nie sposób jednak monitorować każdego i nie ma na to zgody. Najtrudniejsza jest ocena intencji. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której lektura artykułu zawierającego radykalne poglądy sprawiłaby, że stalibyśmy się podejrzanymi i zaczęto by nas inwigilować.

- Czyli w Bostonie służby nie zawiodły, bo niewiele mogły zrobić?

- W Centrum Badań nad Terroryzmem posługujemy się analizą danych pochodzących z prezentowanego obrazu, tak zwanym imagery intelligence. Wśród kibiców maratonu w Bostonie widać było sporą grupę agentów służb specjalnych. Pamiętajmy, że na imprezach sportowych nie można stosować takiej ochrony, jak na przykład na lotniskach.

- Gdyby chciano zabezpieczyć w podobny sposób ponad 42-kilometrową trasę biegu, sparaliżowane zostałoby całe miasto. Bramki wykrywające metal można postawić na krótkim odcinku i na obszarze zamkniętym. Żeby zapewnić bezpieczeństwo na całej trasie, trzeba zastosować działania prewencyjne; wysyła się patrole policyjne i gromadzi odpowiednią liczbę ratowników medycznych. Na zdjęciach z Bostonu widać, że pomoc dla ofiar zamachu była sprawna i szybka. Służby mogły też podjąć działania wywiadowcze i z pewnością tak zrobiły.

- Jak szybko służby mogły znaleźć trop prowadzący do sprawcy zamachu?

- Pierwszą wskazówką był rodzaj ładunku i konstrukcja urządzenia wybuchowego. Istotne były też informacje zaczerpnięte z wszechobecnego monitoringu, które nałożone na wcześniejsze dane wywiadowcze mogły okazać się kluczowe. Współcześnie modus operandi, jeśli chodzi o zamach, bywa za to dość zwodnicze.

- Czy system bezpieczeństwa nie przegrywa z możliwościami działania jednego człowieka?

- Zawsze przegrywa. Wiele osób zarzuca FBI, że zbyt wolno przetwarza posiadane informacje. Proszę jednak pamiętać, że oczekiwanie, by służby mogły kontrolować każdą jednostkę, oznacza konieczność zwiększenia liczby funkcjonariuszy. Poza tym gdyby system bezpieczeństwa miał wykrywać każdy przejaw przyszłej agresji, nie byłoby już wtedy mowy o państwie demokratycznym.

- W Kanadzie na niedoszłych zamachowców doniósł służbom imam...

- Świadczy to o braku zgody na terroryzm nawet w środowiskach stereotypowo uznawanych za grupę wsparcia dla zamachowców. W tym wypadku mamy też do czynienia z osobami funkcjonującymi w komórce terrorystycznej, kontaktującej się z innymi w sieci, którą nazywamy światowym dżihadem. To daje wyspecjalizowanym służbom możliwość kontrolowania ich komunikacji - czy to w sieci internetowej, czy też telefonicznej. Było to zatem dzieło funkcjonującego systemu.

- Nie zawsze jednak informacje, nawet bardzo konkretne, są wykorzystywane do tego, by zapobiec atakowi.

- Po 11 września 2001 roku w poprawę systemu bezpieczeństwa lotnictwa cywilnego zainwestowano miliardy dolarów. Mimo to w 2009 roku nigeryjski zamachowiec Umar Farouk Abdulmutallab na lotnisku w Amsterdamie wsiadł do samolotu lecącego do USA z - wiem, że zabrzmi to komicznie - majtkami pełnymi materiału wybuchowego. Urządzenie było gotowe do użycia, ale na szczęście terrorysta niewłaściwie się nim posłużył.

- W tym wypadku mieliśmy do czynienia z osobą, której kontakty z siecią terrorystyczną były udokumentowane. Wiemy, że do Abdulmutallaba dzwonił Anwar al-Awlaki. Co więcej, ojciec terrorysty, nigeryjski bankier, doniósł Centralnej Agencji Wywiadowczej, że jego syn może dokonać zamachu. Te informacje nie zostały odpowiednio wykorzystane. Takie incydenty to istotna bolączka służb i trwają prace nad poprawą takiego stanu rzeczy.

- Od 11 września do ataku w Bostonie terroryści islamscy nie dokonali żadnego zamachu w USA, a w Europie było ich kilka.

- Stany Zjednoczone, podobnie jak Wielka Brytania, są wyspami - dosłownie i w przenośni - więc znacznie trudniej się tam dostać. W Europie zaś, zwłaszcza na terenie Unii, panuje większa swoboda podróżowania.

- Przypomnę, że do zamachów na Starym Kontynencie dochodziło także wcześniej, na przykład we Francji w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, gdy po raz pierwszy okazało się, że enklawy imigracyjne zaczynają żyć własnym życiem. Jednak to 11 września 2001 roku pozostanie symbolem światowego terroryzmu, tak jak dla mnie symbolem terroryzmu jest dziś zamach bombowy.

- W jakim sensie?

- Ponad 95 procent ofiar wszystkich zamachów terrorystycznych na świecie to ofiary bomb. Gdy podczas zajęć ze studentami proszę, aby zamknęli oczy i wyobrazili sobie terroryzm, opisują skutki wybuchu bomby. Dziś jest to ta część nauki o terroryzmie, w której można doszukiwać się rozwiązań ułatwiających reagowanie w takich sytuacjach.

- Należy też pamiętać o algorytmie, według którego im większej liczbie ataków udaje się zapobiec w krajach pierwszoplanowych, tym bardziej atrakcyjnym celem stają się dla terrorystów te drugoplanowe, takie jak Polska.

- Czy mamy się czego obawiać?

- Poziom zagrożenia atakami terrorystycznymi w Polsce jest porównywalny z większością państw Europy. Trudno bez irytacji wysłuchiwać opinii polityków, że u nas terroryzmu nie było, nie ma i nie będzie. To nie jest analiza, tylko rodzaj wróżby. Jak dotąd, nie dotknął nas żaden akt terrorystyczny na terenie kraju, ale mieliśmy już tego przedsmak na początku lat dziewięćdziesiątych, kiedy pojawił się terror kryminalny.

- Dziś jesteśmy członkiem NATO. Mamy duże sukcesy w zwalczaniu terroryzmu w Afganistanie, a wcześniej w Iraku. Żołnierze naszych Wojsk Specjalnych schwytali tam wielu ważnych członków grup ekstremistycznych, zapobiegając wielu zamachom. Jesteśmy postrzegani jako uczestnicy światowej wojny z terroryzmem. Poziom zagrożenia wzrasta. Nie straszę nikogo, tylko chcę, aby wszyscy zrozumieli, że terroryzm jest zjawiskiem powszechnym, z którym musimy nauczyć się żyć.

- Istnieje podobno 200 definicji terroryzmu. Czy nie wrzucamy zatem różnych zjawisk do jednego worka?

- Analitycy nie mają problemu ze zdefiniowaniem terroryzmu. Jest to typ przestępstwa, w którym przemocą fizyczną lub psychiczną zmuszamy jakąś osobę lub grupę ludzi do podjęcia lub porzucenia określonego działania. Aby definicja była pełna, intencją działania sprawcy musi być cel polityczny. Niektórzy wskazują również na światopogląd.

- Polski kodeks karny przewiduje karę nie tylko za akt terroru, lecz także za groźbę popełnienia takiego czynu. Dlatego skazany został młody człowiek, który straszył podłożeniem bomby dyrekcję warszawskiego metra. Nie jestem natomiast entuzjastą określenia "terror kryminalny". Gdy bomby podkładają sobie wzajemnie przestępcy, trudno mówić o terroryzmie, choć posługują się podobnymi narzędziami. Terroryzm jest też zdefiniowany w prawie międzynarodowym.

- Jak odróżnić terroryzm od walki o niepodległość? Dziś za terrorystów Rosjanie uważają czeczeńskich partyzantów. Pojawiają się opinie, że według współczesnej interpretacji terrorystami byliby członkowie konspiracji z czasów II wojny światowej.


- Nie można porównywać II wojny światowej z dzisiejszymi czasami. Wtedy narody Europy toczyły walkę z okupantem. Nie przypadkiem używamy określenia "żołnierze podziemia". Ponadto pamiętajmy, że procesy społeczne i towarzyszące im zjawiska ewoluują. To, co w historii podlegało ocenom współczesnych, dzisiaj jest postrzegane inaczej.

- Teraz dyskutujemy o zasadności kary śmierci, a jeszcze kilka stuleci temu palenie na stosie nie było niczym niezwykłym. W przypadku najnowszej historii Polski semantykę trzeba pogodzić z wrażliwością.

- Obok nowych organizacji terrorystycznych o zabarwieniu islamskim działają stare, takie jak ETA czy IRA. W jakim stopniu są one dziś niebezpieczne?

- W Hiszpanii odnotowano znaczny spadek zamachów związanych z secesjonistycznymi dążeniami Basków. W marcu 2004 roku ówczesny premier José María Aznar oskarżył ETA o zamachy na podmiejskie pociągi. Posłużył się stereotypem, który doprowadził go do utraty władzy. Okazało się bowiem, że służby zaspały, bo terroryści z komórki pochodzącej z Maroka, którzy dokonali tych zamachów, kupili materiał wybuchowy na czarnym rynku od jednego z górników.

- Tymczasem hiszpańskie służby pilnowały na tym rynku głównie ETA. O zamachach w Irlandii też słyszymy mniej, odkąd powstała Sinn Féin, jej polityczna przybudówka. Działają jednak młode odłamy IRA. Zamachy lub próby ich przeprowadzenia odnotowano również w ubiegłym roku.

- Niektórzy komentatorzy twierdzą, że bomba jest swego rodzaju podpisem i można poznać, kto ją zrobił.

- Tak było 30 lat temu. Dziś techniki i technologie się przenikają, a w dobie internetu i globalizacji przepisy na urządzenia wybuchowe są łatwo dostępne. Większość organizacji ujawnia modus operandi; jeśli jest efektywny, znajduje naśladowców. Breivik wzorował się na Al-Kaidzie. Jego zamach był symultaniczny, odzwierciedlał metody stosowane na Bliskim Wschodzie. 

- Jak daleko w obronie przed terroryzmem możemy się posunąć w ograniczaniu praw i wolności obywatelskich?

- Po 2001 roku zrezygnowaliśmy z wielu wolności na rzecz poprawy naszego bezpieczeństwa. Wprowadzono zaostrzone procedury na lotniskach, ogromne fundusze wydano na technologie ułatwiające identyfikację zagrożenia. Nie możemy jednak oczekiwać od służb, żeby w stu procentach zapewniły nas, że zamachu nie będzie.

- Jeśli pomimo tak dokładnych kontroli na lotniskach nadal zdarzają się takie przypadki, jak wspomniany incydent z udziałem Nigeryjczyka Umara Farouka Abdulmutallaba, to oznacza, że ten system nie zadziałał optymalnie. Może pora na uczciwe i nieskażone poprawnością polityczną rozliczenie: co obywatele muszą poświęcić i co dostaną w zamian.

- Starzy terroryści, na przykład anarchiści, chcieli zabić króla lub cara. Podobnie ETA, która zawsze atakowała konkretny cel. Dziś im więcej ofiar cywilnych, tym lepiej...

- Ruchy secesyjne i grupy posługujące się terroryzmem, aby oderwać się od własnego kraju czy uzyskać autonomię jakiegoś regionu, potrzebują trzeciej strony - muszą odnosić się do kogoś, kto zaakceptuje secesję i uzna wywalczoną odrębność. Mordowanie niewinnych ludzi w zamachach nie sprzyjałoby międzynarodowej akceptacji. Zamachy mają przerażać, a nie przynosić ogromną liczbę ofiar. Działania dżihadystów wprowadziły wyjątek od tej reguły. Istotne są tu też media, przekaz - liczba ofiar przekłada się na siłę oddziaływania.

- Czy można minimalizować skutki zamachu bombowego?

- Część ofiar nie ginie podczas wybuchu, lecz w wyniku braku szybkiej pomocy medycznej, paniki lub niewiedzy, wtórnych pożarów i skażenia rejonu.

- Czy działania służb powinny iść w kierunku uniemożliwiania terrorystom dostępu do materiałów wybuchowych?

- Dziś mamy ogromny problem z ANFO. Jest to niezwykle łatwy do sporządzenia materiał wybuchowy, składający się z saletry amonowej i ropy naftowej. Dlaczego analitycy mówią o tym publicznie? Gdy w Google wpiszemy nazwę "ANFO", dostaniemy pół miliona odpowiedzi, jak zrobić taki ładunek. Jest to dziś wiedza powszechnie dostępna.

- Gdybyśmy chcieli utajnić przepisy na materiały wybuchowe, musielibyśmy zamknąć większość politechnik; przekazują one studentom również tę wiedzę, którą można niewłaściwie wykorzystać. Gdy ktoś rozumie, na czym polega reakcja chemiczna, wie też, jak zrobić materiał wybuchowy. Ale oczywiście próby ograniczania dostępu do materiałów wybuchowych są podejmowane - zarówno administracyjnie, jak i za pomocą działań operacyjnych.

- To może koncesjonować zakupy tych środków?

- Takie propozycje padają ze strony polityków, a nie fachowców. Rolnicy kupują po kilka ton nawozów i trudno byłoby wyśledzić, kiedy odsprzedadzą komuś kilkadziesiąt kilogramów. Może lepiej byłoby zastanowić się, jaki komponent chemiczny dodać, aby ten środek nie przestał być nawozem, ale nie można by go już użyć jako materiału wybuchowego. A właśnie w taki sposób uzyskanym materiałem posłużyli się Timothy McVeigh w 1995 roku - 2177 kilogramów ANFO zniszczyło budynek federalny w Oklahoma City, a także Anders Breivik w 2011 roku - 950 kilogramów spowodowało ogromne straty w dzielnicy rządowej. Jest to poważny i jeszcze nierozwiązany problem.

- Zachód z entuzjazmem podszedł do arabskiej wiosny. Dziś ten entuzjazm zmienia się w przerażenie, bo na przykład w Syrii walczy kilkuset Europejczyków, którzy wrócą wyszkoleni i zradykalizowani. Jakie mogą być konsekwencje arabskiej wiosny dla terroryzmu?

- Mieszkańcy tych krajów mają prawo, aby stanowić o własnej przyszłości. Nie słyszałem za to o państwie, które przeszłoby od tyranii do demokracji w 24 godziny. Zawsze jest etap przejściowy: nikt nie rządzi krajem, mamy do czynienia z tak zwanym państwem upadłym, w którym małe charyzmatyczne grupy, często pod przywództwem przestępców czy radykałów związanych ze światowym dżihadem, przejmują władzę. Ci ludzie przez pewien czas będą stanowić zagrożenie.

- W Syrii z rąk do rąk przechodzą arsenały zawierające broń masowego rażenia: chemiczną i biologiczną. Magazyny te nie są odpowiednio zabezpieczone. Gdy wojsko się wycofuje, nie zawsze jest w stanie ewakuować te materiały.

- Dziś mamy potwierdzone informacje, że Federacja Rosyjska i służby kilku państw NATO usiłują niszczyć lub przynajmniej monitorować zapasy tej broni, stanowiącej dla nas największe zagrożenie. Wysokie jest ryzyko, że dostanie się ona w ręce nie największych organizacji, które są monitorowane i dość przewidywalne, lecz małych grup, mogących posłużyć się nią w sercu Europy.

- Czy wojna z terroryzmem nie jest konfliktem, którego nigdy nie wygramy?

- Nic nie wskazuje na to, że ją wygrywamy. Partie polityczne sięgają do najbardziej radykalnych skrzydeł, aby uzasadnić cele polityczne, co powoduje, że uruchamiają mechanizmy, nad którymi nie będą miały kontroli. Jedni będą walczyć o te cele za pomocą karty do głosowania, inni mogą wziąć przykład z Breivika.

- Niektóre prognozy wskazują na możliwość przeniesienia aktów terroru na Stary Kontynent, co wynika też z ich swoistej "medializacji". Terrorysta chce być widoczny; aby tak się stało, musi się przebić do informacji na pasku ekranu telewizora. Jak tego dokonać? Trzeba zabić więcej ofiar niż poprzednik, wybrać na cel ataku obiekty cywilne, na przykład lotniska.

- Czy z taką wiedzą, jaką Pan ma jako analityk, śpi Pan spokojnie?

- Nie mam kłopotów ze snem. Gdy analityk mówi o widmie groźby aktu terroru, nie usiłuje przerazić. Próbujemy przebić się do świadomości publicznej z informacją, że tak naprawdę wiele zależy od samych obywateli. Muszą oni nie tylko korzystać z pomocy oferowanej przez służby, lecz także kontrolować jej zapędy do uzyskania coraz większych uprawnień. Kluczem do systemu zwalczania terroryzmu nie jest wyłącznie sprawność komandosów, lecz przede wszystkim powszechny w nim udział świadomych obywateli.

Rozmawiali: Małgorzata Schwarzgruber, Tadeusz Wróbel

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: militaria | Anders Breivik | Boston | Antyterrorysta | Polska
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy