Tomasz Karolak: "Mam słabość do Alfa Romeo"

Tomasz Karolak jest nie tylko gwiazdą srebrnego ekranu, ale również fanem i znawcą motoryzacji. Wielkim fanem Alfa Romeo i wszystkiego, co ma wiele koni mechanicznych pod maską.

Skąd się wzięła twoja fascynacja motoryzacją?

Tomek Karolak: - Samochody kręciły mnie od dzieciaka. Pamiętam, że kiedyś pod choinką znalazłem zdalnie sterowanego enerdowskiego wartburga, to była moc! Byłem też wielkim fanem powieści z cyklu "Pan Samochodzik". Pomijając walory literackie książek Nienackiego, na moją wyobraźnię bardzo oddziaływał pojazd, jakim poruszał się główny bohater - ni to auto, ni to amfibia, za to z silnikiem Ferrari.

- Ale tak naprawdę moja fascynacja rozpoczęła się kiedy miałem 11 lat. Akurat przyjechałem z ojcem w odwiedziny do ciotki. Zatrzymaliśmy się przy budynku PAST-y w Warszawie, gdzie stało zaparkowane auto, który zupełnie zmieniło moje wyobrażenie na temat piękna samochodów. Była to Alfa Romeo, Giulietta albo Alfetta, nie pamiętam już dokładnie. Przepiękny wóz! Weź pod uwagę, że to był początek lat 80-tych i takie bryki to była prawdziwa rzadkość na naszych drogach. Gapiłem się na nią z pół godziny, podziwiając każdy szczegół - od linii nadwozia przez maskę po znaczek marki. Fascynowały mnie nawet felgi tego auta! Od tamtego dnia kocham samochody.

Reklama

- Pierwszym moim autem była Honda Civic, piękna "łezka" z ’92 roku, którą jeździłem do mojej pierwszej miłości do Wrocławia. Nadal uważam, że to znakomity wóz. Po kilku latach jednak pozbyłem się Hondy. Rozstałem się z tą dziewczyną, a to auto za bardzo mi ją przypominało. Potem kupiłem sobie Alfę Romeo 155. Jak już mówiłem, mam słabość do tej marki. Najzabawniejsze, że w momencie zakupu Alfa była bez kół! Okazało się, że ktoś je ukradł, dobrze że resztę zostawił nienaruszoną (śmiech). Nie była to fura łatwa w utrzymaniu ani w eksploatacji, ale zawsze najbardziej ceniłem w autach ich wygląd. A Alfa Romeo 155 wyglądała obłędnie.

- Z tej miłości wzięła się idea programu? To był twój pomysł czy produkcji?

- Można powiedzieć, że był to nasz wspólny pomysł. W szeroko pojętym środowisku telewizyjnym dużo ludzi wie o mojej miłości do aut i wszystkiego, co z nimi związane. Ale nie tylko jeżdżę! Lubię też oglądać programy motoryzacyjne, np. nieśmiertelnego Jeremy’ego Clarksona, ale też nieco inne formaty, jak "Fani czterech kółek" czy "Auto-reaktywację" na Discovery Channel. Wspólnie z tą stacją i ekipą produkcyjną pomyśleliśmy, że świetnym pomysłem byłoby połączenie naszych sił. Zrobienie szalonego programu motoryzacyjnego o Polsce. O tych wszystkich zapaleńcach, którzy tworzą prototypowe wersje klasycznych polskich konstrukcji, o off-roadowcach i tak dalej.

- Zaprosiłem też do współpracy naszych mistrzów - Kubę Przygońskiego czy Adama Małysza. Nie tylko jeździłem po całym kraju, ale też mogłem samodzielnie się przekonać, jak to jest prowadzić nową Syrenę, jechać czołgiem czy radzić sobie w terenie z monster truckiem, zbudowanym - wyobraź to sobie - przez szalonego Czecha na bazie starej Warszawy! Ten program to spełnienie moich marzeń.

- Co sądzisz o współczesnym polskim przemyśle motoryzacyjnym?

- Cóż, szkoda że przez 25 lat po upadku komunizmu nasi inżynierowie nie mieli możliwości stworzenia zupełnie nowego samochodu, w pełni polskiego, który trafiłby do masowej produkcji. Na szczęście w naszym kraju jest wielu zapaleńców, którzy sporym nakładem sił i pomimo  wszelkich przeciwności, siadają za deskami kreślarskimi, a następnie montują rewelacyjne konstrukcje. W moim programie odwiedziłem m.in. ludzi, którzy dali drugie życie Syrenie. Auto wyszło już z fazy prototypowej, wygląda świetnie i równie dobrze się ją prowadzi. Ma bardzo sportowy charakter i jest wyposażone we wszelkie udogodnienia, o których konstruktorzy starej Syreny nawet nie śnili. Wiesz, regulowane fotele, klimatyzacja, LEDowe światła, silnik o mocy 400 koni. A najważniejsze jest to, że mimo tego wszystkiego został zachowany stary klimat oryginału, tylko potraktowany w nowoczesny sposób.

- Odwiedziłem też projektantów nowej Warszawy. Dwóch młodych chłopaków chce nie tylko wskrzesić ten samochód, ale też zaatakować segment aut premium! Chłopaki dłubią przy konstrukcji już przeszło dwa lata, ale prototyp jest już prawie gotowy, mają już zamówienia od klientów, myślę, że wyjdzie doskonale. Zastosowane zostały nowoczesne technologie, kevlar, nowa Warszawa będzie wyposażona w silnik o mocy prawie 600 koni, a przyspieszenie do setki poniżej 5 sekund. Robi wrażenie, co?

- Co było najbardziej fascynującego dla ciebie w trakcie kręcenia programu?

- Wszystko było fascynujące! Program jest pełen adrenaliny i w trakcie zdjęć można było to naprawdę odczuć. Wyobraź sobie, że np. Darek Fabisiak, jeden z pomysłodawców i twórców nowej Syreny, zaprosił mnie na lotnisko pod Toruniem, gdzie pozwolił mi zasiąść za kierownicą specjalnej, driftowej wersji Syreny, bym mógł jako jedna z pierwszych osób mógł driftować tym autem. Zresztą dzięki mojemu udziałowi w programie mogłem przekonać się, że drifting to naprawdę fantastyczna sprawa, a moim nauczycielem był sam Kuba Przygoński. Nie wszyscy wiedzą, że Przygoński jest nie tylko kapitalnym motocyklistą, ale też rekordzistą Guinnessa właśnie w drifcie.

W programie staraliśmy się zaprezentować widzom jak najszerszy wachlarz pojazdów. Znalazły się w nim samochody koncepcyjne, stare dobre klasyki, ale też np. czołg T-55. Ścigałem się na czas z Adamem Małyszem, rozwalałem auta monster truckiem i wziąłem udział w wyścigu traktorów (śmiech). A to przecież nie wszystko. Ten program to masa dobrej zabawy, tak dla miłośników motoryzacji, jak i ludzi, którzy średnio albo wcale nie interesują się tym tematem.

- Czy zdarzyły ci się jakieś niebezpieczne sytuacje na planie?

Tomek Karolak - Staraliśmy się, żeby wszystko przebiegało maksymalnie bezpiecznie, co nie znaczy, że nie pozwalaliśmy sobie na szaleństwa. Siedziałem za kierownicą prawie wszystkich pojazdów, jakie pokażemy w programie. Od starusieńkiego Ursusa po monster truck.

- Pamiętaj, że do prowadzenia pojazdów w niektórych kategoriach, np. do jazdy off-roadowej w klasie extreme trzeba poważnych umiejętności! Te samochody mogą wyglądać jak powypadkowy złom, ale mają niesamowitą moc. Dlatego akurat w tym przypadku przez większość czasu to nie ja prowadziłem ten pojazd w terenie. Siedziałem na miejscu pasażera, a i tak to był prawdziwy hardcore. Pierwszy raz wjeżdżałem na naprawdę strome górki,  przez gęste lasy. W pewnym momencie kazali mi jednak zasiąść za kierownicą bo na przeszkodzie stanął nam spory staw. Co to się działo! Przez moment myślałem, że się potopimy, kiedy woda podeszła wewnątrz auta aż pod deskę rozdzielczą.
Ale zachowałem zimną krew, udało się przejechać. Cały ten off-road to hardcore’owa jazda. Ci ludzie nie mają po kolei w głowie (śmiech).

- Wspominałeś o T-55? Jak wrażenia z jazdy?

Tomek Karolak -  Odwiedziłem Staszka Kończyckiego, niesamowitego zapaleńca, który posiada swoją własną kolekcję czołgów i prywatny poligon. Facet trzyma pod dachem zabytki, amerykańskie czołgi z okresu II wojny światowej, radzieckie transportery opancerzone, stare ciężarówki wojskowe. Kolekcja robi spore wrażenie. Co do T-55, rozbawiło mnie, że taki wielki czołg ważący przeszło 40 ton, ma mniej koni mechanicznych niż mój samochód. W każdym razie wewnątrz czołgu czułem się jak w puszce. Mam 191 cm wzrostu, więc czołgista byłby ze mnie marny. Ale jeździło się świetnie.

Premiera pierwszego odcinka JAZD KAROLAKA już w środę, 20 stycznia o godz. 22.00 na Discovery Channel!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy