Wędrówka poza strefą rozumu. "To był kosmiczny wysiłek"

Marek Kamiński - jedyny człowiek, który zdobył dwa bieguny Ziemi w jednym roku /archiwum prywatne
Reklama

Jest jedynym człowiekiem na świecie, który zdobył oba bieguny Ziemi w ciągu jednego roku. Po świecie wędruje od ponad 35 lat, a swoją pierwszą, samodzielną wyprawę z Gdańska do Łodzi odbył będąc ośmioletnim dzieckiem. Niedawno wrócił ze swojej - jak sam twierdzi - najważniejszej podróży życia. Ten ponad studniowy spacer opisał ze szczegółami w książce pt. "Trzeci Biegun".

16 marca 2015 roku Marek Kamiński rozpoczął liczącą 4 tysiące kilometrów pieszą wędrówkę z rosyjskiego Kaliningradu do Santiago de Compostela w Hiszpanii. Wyznaczenie miejsca rozpoczęcia wędrówki i jej zakończenia nie było przypadkowe. Kamiński przeszedł od grobu Immanuela Kanta - symbolu rozumu, do symbolu wiary - grobu świętego Jakuba.

- Te dwa miejsca idealnie odzwierciedlają odwieczny problem, z którym codziennie się stykamy - rozum i wiarę. Ta wyprawa to podróż od bieguna rozumu, do bieguna wiary - mówi w rozmowie z Interią Kamiński.

Zdobywca dwóch biegunów stanął przed największym wyzwaniem - zdobycia tego trzeciego, osobistego, siedzącego gdzieś głęboko w nim, bieguna duchowego. Podróż Kamińskiego to podróż niezwykła, bo wyczerpująca fizycznie jak i psychicznie, podróż w głąb siebie, w poszukiwaniu lepszego "ja", najdłuższa i najważniejsza w jego życiu pielgrzymka.

Reklama

Choć Kamiński podróżował sam, to pośród europejskich bezdroży napotykał ludzi, którzy momentami towarzyszyli mu w wędrówce. Jego drogę dokumentował reżyser Jan Czarlewski, który z przerwami pojawiał się na trasie Kamińskiego. Dzięki temu powstał film dokumentalny z wyprawy Kamińskiego pt. "Pielgrzym".

Kamiński zdecydował się na podróż "szlakiem wartości", bo od dawna czuł taką wewnętrzną potrzebę. Dla polarnika było to wyjście ze swojej strefy rozumu.

Marek Kamiński o swojej prawdziwej pasji:

- Kiedy spojrzymy na tę wyprawę przez pryzmat rozumu, to okazuje się, że była ona zupełnie bez sensu, bo po co tracić cztery miesiące na pieszą wędrówkę, po co się męczyć i narażać zdrowie, skoro można do celu dotrzeć samochodem lub samolotem. Sęk w tym, że ja tę drogę czułem w sobie, czułem jak ona mnie woła. To może brzmieć dziwnie, ale tak właśnie było. Pytałem ludzi spotkanych na szlaku, po co idą. Nikt nie potrafił racjonalnie tego wyjaśnić. Za każdym razem wspólnym mianownikiem odpowiedzi tych wszystkich ludzi był "wewnętrzny głos" - mówi Kamiński.

Marek Kamiński codziennie, przez cztery miesiące, pokonywał odległość maratonu. Po przebyciu tysiąca kilometrów mocno zwątpił w swoje siły, ale ostatecznie mimo ogromnego bólu przezwyciężył kryzys.

- Fizycznie był to wysiłek wręcz kosmiczny. Ta świadomość, że dziś znowu trzeba pokonać te 40 kilometrów, że jutro również trzeba to zrobić, i tak przez kolejne miesiące, dzień za dniem...

Czasami ze zmęczenia nie mogłem spać, a rano trzeba było szykować się do kolejnej drogi. Po miesiącu bolało mnie całe ciało, ale później było już tylko lepiej. Wszystko co miało się obetrzeć, to się obtarło, ciało dostosowało się do wysiłku. Ale najtrudniejszą rzeczą w tej pielgrzymce było wydeptanie ścieżki do własnego serca, do poznania siebie - dodaje podróżnik.

Dlaczego Marek Kamiński został podróżnikiem?

51-letni Kamiński po 118 dniach wędrówki, pokonaniu 4 tysięcy kilometrów, przejściu przez sześć państw, 13 lipca 2015 roku przed południem dotarł do Santiago de Compostela. W ostatnim odcinku drogi gdańskiemu podróżnikowi towarzyszył Jasiek Mela, który ze słynnym polarnikiem zdobył Biegun Północny. Na pytanie, co Kamińskiemu dała ta podróż, z szerokim uśmiechem i nieskrywaną radością w oczach odpowiada:

- Dała mi wiele. Energię, żeby dalej żyć. Nauczyła mnie też trzech rzeczy, czy przypomniała mi o tym, jak są ważne. To, żeby akceptować, co przynosi droga. Mówiąc bardziej metaforycznie - akceptować to, co przynosi życie. Można oczywiście buntować się przeciwko temu, można mieć prawo do własnych planów, ale trzeba spróbować zrozumieć, dlaczego dzieje się tak, a nie inaczej, i spróbować to zaakceptować, wyciągnąć wnioski.

- Druga rzecz to wdzięczność za to, co się ma. Za samo życie. Za to, że życie jest darem. Często o tym zapominamy. Chcemy czegoś więcej, gonimy za czymś, jesteśmy niezadowoleni z tego, że mamy to, co mamy. Trzeba pamiętać, że samo to, że żyjemy, jest ważne i jest komu za to podziękować. Panu Bogu przede wszystkim.

- Trzecia rzecz - żeby być tu i teraz. Nie myśleć o przyszłości i przeszłości. Że jeśli bylibyśmy kimś innym, to bylibyśmy szczęśliwsi. Albo że kiedyś było lepiej. Przez to, że nie jesteśmy "teraz", to w ogóle nas nie ma. Gdzieś po drodze spotkałem się z takim zdaniem: cała wieczność zawiera się w czasie. To prawda. Cała wieczność zawiera się teraz, w tej minucie - dodaje Marek Kamiński.

Kamiński powoli planuje kolejną wyprawę. Prawdopodobnie tym razem za cel obierze Japonię. Tak jak w przypadku pielgrzymki do Santiago de Compostela - teraz również ma być to rodzaj duchowej drogi. Kamiński chce dotrzeć do Kraju Kwitnącej Wiśni samochodem przez Syberię, a następnie wędrować pieszo dwa tysiące kilometrów.

Marek Kamiński o swojej duchowości:

Lista sprzętu Marka Kamińskiego podczas wyprawy do Santiago de Compostela:

- namiot, śpiwór, karimata, ręcznik turystyczny, dwie pary skarpet, dwa t-shirty, krótkie spodenki, bluza polarowa, softshell, kurtka przeciwdeszczowa, czapka z daszkiem, szmaciany kapelusz, kosmetyki (mydło, pasta do zębów, szczoteczka), foliowy woreczek z kartą kredytową i dowodem osobistym, kijki do nordic walking, aparat fotograficzny, dwa telefony, baterie, zapasowa kamera, Pismo Święte, książki ( Noc ciemna świętego Jana od Krzyża, Wino demonów ojca Bunge, Przewodnik po pomorskim szlaku świętego Jakuba).

Spotkania z Markiem Kamińskim oraz pokazy filmu "Pielgrzym":

20.10 (czwartek) o 18:30, Kino Helios, Sukcesja, Al. Politechniki 1, Łódź

21.10 (piątek) o 18:30, Kino Helios, ul. Kołobrzeska 41C, Gdańsk

29.10 (sobota) o 18:30, Kino Pod Baranami, Rynek Główny 27, Kraków

 

Łukasz Piątek

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy