Weźże krafta: Pijże tylko dobre piwo!

"Pijże" w "weźże" - krakowski klimat spogląda tu z każdego kąta... /LG G5 /INTERIA.PL
Reklama

Weźże i pijże. Te popularne w Krakowie regionalizmy słychać tu ostatnio o wiele częściej. Zwłaszcza w okolicach ulic Dolnych Młynów i Czarnowiejskiej. Przy ich skrzyżowaniu, na terenie dawnej fabryki cygar powstał bowiem lokal o równie wdzięcznej, co dźwięcznej nazwie "Weźże Krafta".

Multitap, wyszynk, pijalnia piwa, knajpa z ogródkiem - mniej więcej tak można scharakteryzować profil tego przedsięwzięcia. Jego na wskroś krakowska nazwa szybko stała się koszmarem do wymówienia dla obcokrajowców i chwytliwym hasłem porozumiewawczym dla wielu tubylców. Rok w interesie wystarczył, aby krótki zwrot "22 w Weźże" z bezsensownego zlepku słów stał się komunikatem niosącym w sobie konkretne informacje: "Spotykamy się o dwudziestej drugiej na piwo przy Dolnych Młynów".

Wspomniana na wstępie stara fabryka cygar przekształcona została wiosną 2016 roku w "Tytano" - małe miasto w mieście, pełne restauracji, knajpek, barów, pracowni artystycznych. Chyba nikt nie spodziewał się, że ta industrialna przestrzeń stanie się w tak błyskawicznym tempie ulubionym miejscem spotkań krakowian i magnesem przyciągającym turystów.

I właśnie w tę przestrzeń znakomicie wpisało się "Weźże Krafta". Trudno tu nie trafić, bo to oddzielny budynek, nieco niższy od pozostałych, zlokalizowany w centrum nowego, rozrywkowego przemysłu Krakowa. Multitap posiada własny ogródek i z dala zachęca dużym, kolorowym neonem (w środku mniejszym, zawieszonym nad barem "pijże").

Reklama

Za całe to zamieszanie odpowiada tercet znany od kilku lat na krakowskiej scenie piwowarstwa rzemieślniczego - Krzysztof Zgórkiewicz, Rafał Kurbiel i Marcin Wołkoun. Gdy rozmawialiśmy na łamach "Faceta" niespełna trzy lata temu (Trwa piwna rewolucja. Polak nie chce pić sikacza) otwierali swój pierwszy lokal - "Multi Qlti". Po jego sukcesie, stworzyli kolejny, który szybko przerósł popularnością swojego poprzednika.

Umawiam się z Krzysztofem i Rafałem w ich lokalu. Jest ciepły, majowy, poniedziałkowy wieczór. Przy barze kolejka. W ogródku wszystkie miejsca zajęte. Wewnątrz kilka stolików wolnych. Siadamy przy noniku (Rafał tłumaczy, że to dedykowany rodzaj szklanki) lekkiej sesyjnej "IPY" i rozpoczynamy piwne opowieści.

Życie nocne Krakowa to przede wszystkim Rynek i Kazimierz. Skąd pomysł, żeby przenieść się nieco na ubocze, do starej fabryki cygar?

Krzysztof: To po prostu musiało wypalić. Kraków potrzebował alternatywy, zaworu bezpieczeństwa, odmiany od retro piwnic i skansenów. Zresztą zobacz sam - to fenomenalne miejsce, choć gdy tu weszliśmy po raz pierwszy, nie było tak kolorowo.

No właśnie - pamiętam, że wcześniej w fabrycznych budynkach garażowały meleksy, a na zewnątrz parkowały busy. Wiele obiektów było zdemolowanych, waliły się sufity, piwnice były podtopione. Co zastaliście tutaj wy?

K: Lokal faktycznie był w stanie agonii. Wyglądał, jak sala gimnastyczna albo stara stołówka. Budynek był obrzydliwy i śmierdział stęchlizną. Odchodził parkiet. W oknach nie było szyb.

Ale jednak się zdecydowaliście...

K: No tak, bo wyobraziłem sobie, jak to będzie kiedyś wyglądać. Postanowiłem, że stworzymy tu epicentrum rozrywki. Zaczęliśmy mozolne prace. Skuliśmy tynk, pod którym zastaliśmy gotycką cegłę. Pod zabudowanymi filarami objawiły się nam 150-letnie, żeliwne słupy wyprodukowane w fabryce M. Petersein Kraków, a pod sufitem odkryliśmy drewniane legary. Wszystko to wykorzystaliśmy jako element wystroju.

Z tego co pamiętam, to byliście jednym z pierwszych lokali w kompleksie "Tytano". Jakim cudem tak szybko pozyskaliście nową klientelę?

K: Nie mam pojęcia. Tu stała się rzecz fenomenalna. Od początku traktowaliśmy ten lokal, jak szansę, czuliśmy, że będzie to kapitalne miejsce. Zresztą, sami go potrzebowaliśmy. Co ważne, jest to strefa piesza. Nikt nie przyjedzie tu sportowym samochodem i nie zrobi "przegazówki", jak między ogródkami na Kazimierzu. A co do klienteli, to wszystko rozniosło się pocztą pantoflową i zadziałało. Chciałbym jeszcze podkreślić, że tu nie ma dziadostwa i ludzi przypadkowych. Wszyscy, którzy prowadzą biznes w "Tytano" to doświadczeni ludzie, którzy wcześniej działali w branży.

Rafał: Przychodząc tu wieczorami, zauważam ciekawą rzecz. Jedna osoba przyprowadza tu kolejne, pokazuje, opowiada, oprowadza. Jak u siebie w domu. Nie ma tu atmosfery lansu, wywyższania się. Takie miejsce jest idealne na piwo kraftowe.

Opowiedzcie coś jeszcze o detalach, które składają się na to wnętrze. Musieliście wydać fortunę na architekta!

R: Konsultowaliśmy wystrój z dwoma architektami, ale większość zrobiliśmy sami. Na przykład te stare krzesła pochodzą ze stołówki PRL. Trafiliśmy też w internecie dizajnerskie stołki barowe szwedzkiego projektanta i zleciliśmy tapicerowi obicie ich identycznym materiałem. Na zewnątrz rozstawiliśmy leżaki i stoliki ze szpuli po drucie, które malowaliśmy sami. W suficie wciąż działa wentylator z lat 60., w którym wymieniliśmy tylko łożyska, a lampy to stare wojskowe zapasy magazynowe. Przed nami nikt nigdy ich nie używał. O, a ten wieszak w rogu z rurek skręcił Krzysiek. Sam je kupił i zmontował. Kupno gotowego kosztowałoby fortunę.

A jak to było z nazwą? Bo w Krakowie w miarę wiadomo o co chodzi, ale turyści mogą mieć z nią problem.

K: Siedzieliśmy w Multi Qlti i robiliśmy burzę mózgów. Założenie było takie, żeby podkreślić modę na piwa kraftowe, a jednocześnie mieć bardzo krakowską nazwę. Marzyła mi się nazwa, która byłaby nienormalna, dziwaczna. Jakiś przedrostek, czasownik, coś z gwary. I pojawiło się "weźże". Sam zresztą zacząłem łapać się na tym, że dodaję końcówkę "że" w co drugim zdaniu. Z perspektywy czasu widzę, że ludzie czasem totalnie nie wiedzą o co chodzi. Nawet ci z Warszawy, o turystach zagranicznych już nie wspomnę. Tłumaczenie obcokrajowcom zajmuje tyle czasu, że musimy chyba wydrukować broszurkę...

Na jakim etapie rozwoju projektu jesteście?

R: Projekt rozwija się sam. Ostatnio pewien artysta (Christiaan Nagel - przyp. red.) postawił nam na kominie czerwonego grzyba. Gość podróżuje po świecie i stawia je w wybranych przez siebie miejscach.

Taki grzybowy Banksy...

K: Dokładnie. A tak bardziej serio - nie chcemy na razie niczego zmieniać, bo to projekt absolutny. Jesteśmy krakusami i jesteśmy dumni, że zrobiliśmy własny, w stu procentach autentyczny lokal. Taki jak sobie wymarzyliśmy. Nie przynieśliśmy pomysłu z Warszawy, czy innego miasta.

R: Cały czas przyświecało nam założenie, żeby podawać tu bardzo dobre piwo dla każdego. Nie jesteśmy miejscem dla wariatów piwnych, tutaj każdy znajdzie coś dla siebie. Dziewczyny i chłopaki za barem również znają się na rzeczy i zawsze doradzą, czego warto spróbować.

Trzy lata temu wspominałeś, że na rynku trudno o kraftowe piwa, bo browary nie nadążają z produkcją. Jak jest teraz?


R: Sytuacja kompletnie się zmieniła. Teraz to browary muszą się starać, aby sprzedać swój produkt. Coraz więcej osób warzy piwo i jest mnóstwo nowych piw rzemieślniczych. A jeśli możemy się pochwalić, to nasz menedżer, Przemek Pietrzak sam uwarzył ostatnio świetne piwo.

Zatem co to za piwo i kiedy je będzie można u was dostać?

R: Nazywa się "Weźże Piwo" i jest autorską recepturą Przemka w kolaboracji z browarem Brokreacja. To American Fruit Wheat z ananasem. Próbowałem i muszę przyznać, że jest rewelacyjne. Zostało oficjalnym piwem festiwalowym na 3. Beerweek Festival, który w najbliższy weekend odbędzie się na stadionie Cracovii. W tym piwie wszystko jest krakowskie. Browar, multitap, autor, a nawet miejsce premiery.

W skrócie mówiąc - weźże i pijże! Zupełnie jak na waszych neonach, o które zapomniałem spytać wcześniej. Bardzo ciekawi mnie ich historia, bo to niezwykle charakterystyczne elementy wystroju, bardzo chętnie fotografowane przez waszych gości.

K: Od początku marzył mi się neon, ale bardzo trudno teraz taki kupić. Chciałem ułożyć nazwę lokalu ze starych liter, niestety misja okazała się niewykonalna. Dlatego zleciliśmy produkcję dwóch nowych neonów, specjalnie dla naszego lokalu. No i jak wyszło, sam widzisz.

Widząc, jaki macie rozmach, aż strach pomyśleć, gdzie spotkamy się za kolejne trzy lata.

R: Nic się nie bój. Na pewno przez ten czas wymyślimy coś ciekawego...

Rozmawiał
Rafał Walerowski

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy