Długi marsz w palącym słońcu

Cztery km na północ od polskiej bazy Warrior leży wioska Agodżan. Kilkakrotnie zdarzyło się już, że właśnie stamtąd ostrzeliwano Polaków. Dlatego nasi żołnierze często odwiedzają jej mieszkańców.

Polacy najczęściej docierają do Agodżanu pieszo. Jednym z patroli wysłanych do tej małej wioski był 4. pluton z 1. kompanii piechoty zmotoryzowanej służący w ramach Zgrupowania Bojowego "Bravo", które stacjonuje w Warriorze. - Głównym celem naszego patrolu jest prewencyjne zapobieganiem ostrzałom bazy oraz poznanie nastrojów panujących wśród ludności lokalnej - wyjaśnia ppor. Tomasz Doliński, dowódca 4. plutonu piechoty zmotoryzowanej. Zanim jednak wyszedł ze swoimi żołnierzami na patrol, musiał się do niego odpowiednio przygotować.

Powitanie przez dzieci i rolników

Każdy żołnierz zabiera ze sobą ponad 20 kg wyposażenia i uzbrojenia. Kamizelka kuloodporna, karabin, środki łączności, duży zapas dodatkowej amunicji oraz niezbędna w tych warunkach woda po kilku kilometrach marszu w ponad trzydziestostopniowym upale oraz wysokości ponad 2000 metrów n.p.m. stają się bardzo ciężkie. Ponadto, teren po którym poruszają się żołnierze nie jest specjalnie wdzięczny do prowadzenia długich marszów. Częste zmiany tempa, przyklękanie i krótkie przebieżki dodatkowo wzmagają zmęczenie.

Wioska położona jest u stóp pięknych i malowniczych gór stanowiących pasmo o nazwie De Manjare Ghate. Zbliżających się do Agodżanu żołnierzy witali obecni na polach uprawnych okoliczni rolnicy i dzieci. Droga idzie wzdłuż dużych otwartych terenów, na których pasterze wypasają zazwyczaj owce i kozy.

Reklama

Niebezpieczeństwo za każdym rogiem

Żołnierze bardzo ostrożnie i z dużą rozwagą sprawdzają podejście do wioski. Choć często ją odwiedzają, nigdy nie działają rutynowo. Poruszając się pomiędzy kalatami (typowe afgańskie zabudowania) uważnie lustrują wszystkie zakamarki, okna, dziury czy niebezpieczne miejsca. W centrum Agodżanu wita Polaków przedstawiciel starszyzny. Po chwili zjawiają się inni mieszkańcy wraz z dziećmi.

- Zawsze kiedy odwiedzamy tereny zabudowane staramy się rozmawiać z ich mieszkańcami. Dzięki temu możemy poznać ich nastroje, zdobyć cenne informacje na temat działalności talibów czy choćby pomóc potrzebującym - wyjaśnia ppor. Doliński.

Kiedy on rozmawiał z miejscowymi, pozostali żołnierze z plutonu nie mieli przerwy. Wręcz przeciwnie. Teraz dopiero musieli wzmóc czujność i zapewnić spokój oraz bezpieczeństwo swojemu dowódcy. - Wyznaczam mojej drużynie sektory obserwacji i wyczulam ich, by zwracali uwagę na wszystkie szczegóły. Szczególnie niebezpieczne są osoby podjeżdżające na motorach. Wówczas trzeba zachować szczególną ostrożność. Trzymać ich na odległość lub gdy ich przepuszczamy to upewnić się, że nie są uzbrojeni i nie mają wrogich zamiarów. Trzeba ich przede wszystkim dokładnie przeszukać - przyznaje dowódca 3. drużyny 4. plutonu kpr. Jarosław Kędra. - Gdy jedni zabezpieczają teren wokół miejsca rozmów, inni bezpośrednio ubezpieczają dowódcę i tłumacza - dodaje strzelec z 3. drużyny st. szer. Piotr Stopiński.

Medyk pomaga dzieciom

Często podczas wizyt w okolicznych wioskach żołnierze starają się także udzielać pomocy jej mieszkańcom. Zdarza się, że miejscowi zwracają się do nich z problemami zdrowotnymi. W składzie patrolu zawsze jest ratownik medyczny, który okazuje się być bardzo pomocny w takich przypadkach.

- Bardzo często zdarzają się zainfekowane rany lub dolegliwości związane z zapaleniem spojówek. Przyczyna leży przede wszystkim w braku stałego dostępu do wykwalifikowanej pomocy medycznej oraz nieprzestrzegania zasad higieny - podkreśla sanitariusz z 4. plutonu st. szer. Bartosz Borzych. Także tym razem plutonowy medyk pomógł trójce dzieci.

Oczekiwanie na przeciwnika

Według dowódców z bazy Warrior patrole piesze są bardzo ważnym elementem ochrony bazy i przeciwdziałania atakom rebeliantów. Dzięki stałej obecności w pobliskich wioskach Polacy pokazują swoje zainteresowanie losem ich mieszkańców i budują bardzo potrzebne zaufanie. Patrole te są również bardzo skuteczne.

- Wielokrotnie było tak, że kiedy zbliżaliśmy się do wioski płoszyliśmy przygotowujących się do ataku rebeliantów lub odnajdowaliśmy broń. Wielokrotnie się też zdarzało, że patrole piesze znajdowały "kopaczy", którzy próbowali podkładać improwizowane ładunki wybuchowe. Patrol pieszy jest o tyle lepszy od tego na "kołach", że łatwiej jest się nam schować. Możemy podejść w nocy niepostrzeżenie do wioski, skryć się w rodzynkarni i poczekać 2 lub 3 godziny aż zjawi się przeciwnik. Wówczas wykorzystując element zaskoczenia wyeliminować zagrożenie - zaznaczył dowódca plutonu.

Zgrupowanie Bojowe "Bravo", które stacjonuje w najbardziej wysuniętej na południe polskiej Bazie Warrior w dystrykcie Gelan, składa się przede wszystkim z żołnierzy 1. batalionu piechoty zmotoryzowanej z 17. Wielkopolskiej Brygady Zmechanizowanej wchodzącej w skład "Czarnej Dywizji". Uzupełniają ich saperzy z 1. Brzeskiej Brygady Saperów, Żandarmeria Wojskowa oraz inne jednostki Sił Zbrojnych RP. Wraz z afgańską armią i policją odpowiadają za bezpieczeństwo w południowej części prowincji Ghazni.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: wioska | marsze | bazy | żołnierze | marsz | pomoc | Afganistan | miny | terroryzm
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy