Groźba bratniej pomocy

Jeżeli Rosjanie w 1981 roku chcieliby stłamsić polskie społeczeństwo, musieliby użyć w interwencji około miliona żołnierzy.

Od początku grudnia 1980 roku Sztab Generalny WP obserwował i analizował symptomy zagrożenia interwencją wojsk Układu Warszawskiego w Polsce. Dla władz państwa i kierowniczej kadry Wojska Polskiego pierwszym sygnałem świadczącym o takiej groźbie był zamiar radzieckiego sztabu generalnego dotyczący przeprowadzenia ćwiczeń koalicyjnych pod kryptonimem "Sojuz '80".

Piętnaście dywizji Armii Radzieckiej

Ów zamysł przedstawił 1 grudnia 1980 roku w Moskwie szef sztabu marszałek Nikołaj Ogarkow. Stało się to na specjalnym spotkaniu, w którym uczestniczyła polska delegacja z I zastępcą szefa Sztabu Generalnego WP generałem dywizji Tadeuszem Hupałowskim na czele.

Pod pozorem ćwiczeń koalicyjnych na teren Polski 8 grudnia 1980 roku miało wkroczyć osiemnaście związków taktycznych (piętnaście dywizji Armii Radzieckiej, w tym dywizja powietrznodesantowa, dwie dywizje Czechosłowackiej Armii Ludowej i jedna Narodowej Armii Ludowej NRD). Wraz z dwiema dywizjami radzieckimi stacjonującymi w Polsce zgrupowanie inwazyjne liczyłoby dwadzieścia dywizji wojsk lądowych.

Reklama

Wojsko Polskie miało zostać w koszarach

Konieczność przeprowadzenia ćwiczeń "Sojuz '80" marszałek Ogarkow uzasadniał rosnącym napięciem w Europie oraz bardzo złożoną sytuacją w Polsce. Na pytanie generała Hupałowskiego, dlaczego nie planuje się uczestnictwa w manewrach oddziałów WP, Ogarkow odpowiedział, że mają one pozostać w koszarach.

Ćwiczenia o takim charakterze i rozmachu nie mieściły się w konwencji dotychczas prowadzonych przedsięwzięć sojuszniczych. Nie przewidywał ich na 1980 rok Sztab Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego. Nigdy też dotąd nie planowano ćwiczeń w grudniu, kiedy brakowało już środków finansowych i materiałowych na przeprowadzenie takiego przedsięwzięcia. Takiej masy wojska nie były w stanie pomieścić wszystkie poligony w Polsce.

Generalski rekonesans

Ówczesny szef Sztabu Generalnego WP generał armii Florian Siwicki w trybie pilnym przekazał naczelnemu dowódcy ZSZ UW marszałkowi Wiktorowi Kulikowowi kategoryczny sprzeciw kierownictwa PRL wobec zamiaru zorganizowania ćwiczeń o takim charakterze na obszarze Polski. Nie przeszkodziło to pięciu generalskim grupom (trzem z Armii Radzieckiej, po jednej z CzAL i NAL NRD) w przeprowadzeniu 4-7 grudnia 1980 roku rekonesansu dróg przegrupowania i rejonów ześrodkowania pod pozorem przygotowań do kolejnych ćwiczeń, tym razem pod kryptonimem "Sojuz '81".

Z relacji oficerów SGWP wynikało, że rekonesans odbiegał od celów ćwiczebnych, a służył raczej "zadomowieniu się" wojsk radzieckich przeznaczonych do wykonania nadzwyczajnych zadań. Było więc to sprzeczne z wcześniejszymi uzgodnieniami ze Sztabem Generalnym WP.

(Za)planowana interwencja

Proces przygotowania do ewentualnej inwazji był zakrojony na znacznie szerszą skalę. Specjalne grupy prowadziły rozpoznanie najważniejszych obiektów administracji rządowej oraz instytucji wojskowych w takich aglomeracjach, jak Warszawa, Kraków, Wrocław, Gdańsk. Wspomina o tym na przykład generał Władysław Aczałow, który, będąc dowódcą 7 Gwardyjskiej Dywizji Powietrznodesantowej Armii Radzieckiej, jeszcze w stopniu pułkownika, dowiedział się jesienią 1980 roku od dowódcy wojsk powietrznodesantowych generała Dmitrija Suchorukowa o możliwości użycia jego dywizji i 106 DPD do działań w ramach planowanej interwencji w Polsce.

Wkrótce dowódcy obu dywizji powietrznodesantowych otrzymali stosowne zadania i wytyczne od marszałka Ogarkowa i generała Suchorukowa. Zgodnie z nimi dowódcy dywizji oraz wchodzących w ich skład pułków i batalionów powietrznodesantowych wylądowali na lotnisku radzieckim w Polsce i w cywilnych ubraniach przeprowadzili rozpoznanie ważnych obiektów, między innymi KC PZPR, Sejmu PRL, Narodowego Banku Polskiego, Ministerstwa Obrony Narodowej i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. Rozpoznawano też lotnisko Okęcie w Warszawie i zapasowe lotnisko Lublinek koło Łodzi.

Internować Jaruzelskiego

W przypadku interwencji wojsk Układu Warszawskiego w Polsce obie dywizje powietrznodesantowe miały opanować rozpoznane obiekty i internować generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Floriana Siwickiego oraz innych członków rządu i kierownictwa PZPR. Linią rozgraniczenia między dywizjami w trakcie ich działań w Warszawie miała być ulica Marszałkowska.

Kategoryczny sprzeciw przywódców PRL i naciski państw NATO, głównie USA, spowodowały, że radziecki sztab generalny oficjalnie odstąpił od realizacji "ćwiczeń Ogarkowa". Prowadzono je natomiast w rejonach sąsiadujących z Polską, utrzymując ćwiczące wojska w stanie podwyższonej gotowości bojowej. Minister obrony ZSRR marszałek Dmitrij Ustinow 20 grudnia 1980 roku wydał rozkaz kontynuowania manewrów aż do odwołania.

Warto zauważyć, że była to znów decyzja nie Sztabu Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego, ale ministerstwa obrony ZSRR. Wojska AR, CzAL i NAL NRD rozmieszczono w garnizonach i na poligonach w odległości 100-200 kilometrów od granic Polski (6-8 godzin marszu).

Bezterminowy "Sojuz '81"

Wspomniane wcześniej ćwiczenia "Sojuz '81" trwały od 16 marca do 7 kwietnia 1981 roku. Rozpoczęły się zgodnie z planem, ale gdy po prowokacji w Bydgoszczy rząd generała Jaruzelskiego zaczął intensywnie dążyć do kompromisu z Solidarnością, 25 marca 1981 roku zostały bezterminowo przedłużone. Decyzję o zakończeniu ich 7 kwietnia 1981 roku podjął dopiero sekretarz generalny KC KPZR Leonid Breżniew.

Przedłużanie ćwiczeń "Sojuz '81" wzbudziło niepokój wśród oficerów SGWP. Uważali oni, że może to stanowić pretekst do wprowadzenia do Polski znacznych zgrupowań wojsk sojuszniczych. Obawiano się też dwutorowości, jaka mogła zaistnieć w dowodzeniu zasadniczą częścią siłami WP, gdyż ćwiczące dowództwo frontu utrzymywało bezpośrednie relacje z Naczelnym Dowództwem ZSZ UW. Sytuacja nie była standardowa.

Niezidentyfikowany sprzęt wojskowy

Jeszcze przed zakończeniem ćwiczeń utworzono radzieckie mosty powietrzne. 3 kwietnia bez uzgodnienia z polskimi władzami dowództwo radzieckie przebazowało do Polski 32 śmigłowce Mi-6, przerzucając do Brzegu koło Opola niezidentyfikowany sprzęt wojskowy. W następnych dniach odbywano loty do Torunia i innych garnizonów radzieckich na terenie Polski. 8 kwietnia 1981 roku, czyli już po zakończeniu ćwiczeń, przyleciał do Brzegu kolejny transport (19 samolotów An-12 i cztery Ił-76). W nocy z 9 na 10 kwietnia zgłoszono na Centralne Stanowisko Dowodzenia (CSD) Obrony Powietrznej Kraju w Pyrach przylot 35 samolotów An-12, 12 samolotów Ił-76 i 11 śmigłowców Mi-6 z Rygi, Wilna i Lwowa do Torunia i Brzegu.

Przy okazji ćwiczeń "Sojuz '81" radzieckie grupy rozpoznawcze prowadziły rekonesans takich obiektów, jak siedziba RTV na Mokotowie, Huta Warszawa, FSO Żerań w Warszawie,

Stocznia Gdańska, zakłady przemysłowe w Elblągu, Szczecinie, Wrocławiu i Świdniku. Centralne Stanowisko Dowodzenia Wojsk Obrony Powietrznej Kraju wzmocniono wcześniej grupą operacyjną oficerów radzieckich w liczbie zbliżonej do etatu przewidywanego na czas wojny. Przejmowano też częstotliwości radiowe przewidziane na mocy umów dwustronnych na czas wojny.

Demonstracja siły

Gdy Sztab Generalny WP zaczął to wyjaśniać, dowódca Północnej Grupy Wojsk Armii Radzieckiej (PGWAR) generał Jurij Zarudin twierdził, że wspomniane przeloty mają związek z ćwiczeniami. Tymczasem szef Sztabu Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW generał Anatolij Gribkow odpowiedział szefowi SGWP generałowi Florianowi Siwickiemu, że "odbywa się normalna rotacja wojsk PGWAR oraz dostawa żywności, na którą nie można liczyć z Polski".

Dla polskiego kierownictwa państwa i dla Sztabu Generalnego WP niepokojącym sygnałem były też demonstracyjne manewry Armii Radzieckiej na niespotykaną dotąd skalę, pod kryptonimem "Zachód '81" (4-12 września 1981 roku), kierowane przez ministra obrony ZSRR marszałka Dmitrija Ustinowa, na terenie Ukrainy, Białorusi, Litwy i wschodniej części Bałtyku. Ze strony WP obserwowali je generał broni Eugeniusz Molczyk i autor niniejszego tekstu.

Przez jeden dzień obecny był na nich generał Wojciech Jaruzelski. Zgodnie z otrzymaną dyrektywą ćwiczący 1 Front Białoruski miał przeprowadzić operację zaczepną na warszawskim kierunku, połączoną z działaniami powietrznymi oraz Floty Bałtyckiej i w 12. - 15. dniu operacji opanować rubież: Gdynia, Warszawa, Radom, Łuck.

Czytelny sygnał

Według relacji generała Siwickiego, również we wrześniu 1981 roku Sztab ZSZ UW przeprowadził kwatermistrzowskie ćwiczenia sojusznicze, których celem było sprawdzenie zdolności trzynastu rejonów przeładunkowych na granicy wschodniej, na styku rosyjskich szerokich torów kolejowych z naszymi. Był to jeszcze jeden czytelny sygnał, do czego sposobi się Armia Radziecka.

Generał Siwicki wspomina też, że w miarę narastania kryzysu zwiększyły się naciski sojuszników: "Naczelny dowódca ZSZ UW marszałek Wiktor Kulikow zwrócił się do generała Jaruzelskiego i do mnie z propozycją wprowadzenia przedstawicieli Armii Radzieckiej do głównych instytucji MON oraz dowództw okręgów wojskowych, Wojsk Lotniczych, Wojsk Obrony Powietrznej Kraju i Marynarki Wojennej. Propozycja marszałka spotkała się z kategoryczną odmową, gdyż uznano, że naruszy to kruchą co prawda, ale jednak suwerenność Polski i obniży jej rangę w UW".

Koń trojański Zachodu

Nie sygnalizowano w tym czasie wzmożonej aktywności Floty Bałtyckiej czy też podniesienia stopnia gotowości w radzieckich strategicznych wojskach rakietowych, co pozwalało oceniać, że Związek Radziecki nie miał zamiaru wykorzystać kryzysu do dokonania niespodziewanego ataku nuklearnego przeciwko państwom NATO.

Minister obrony ZSRR marszałek Dmitrij Ustinow w ponaddwugodzinnej rozmowie z generałem Jaruzelskim, przebywającym przez jeden dzień na wspomnianych już manewrach "Zachód '81", tak przedstawił radziecką ocenę sytuacji w Polce i na arenie międzynarodowej: "ZSRR w tej chwili ma faktycznie trzy fronty. Jeden front to Afganistan. Kłopotliwy, ale ostatecznie można z nim żyć, od niego ZSRR się nie rozpadnie. [...] Jest zarysowujący się Front Chiński, ale to mimo wszystko sprawa odległa [...] I jest trzeci, Front Polski, który dla nas ma kluczowe znaczenie. Polska staje się koniem trojańskim Zachodu, dalej trudno utrzymać taki bieg wydarzeń. [...] Sami rozumiecie Wojciechu Władysławowiczu, że jeśli się ma takie trzy fronty, to zasadą nie jest otwieranie kolejnego, ale likwidowanie tego, który może okazać się najbardziej groźny".

ZSRR miał siły i środki, by zaatakować Polskę

Z wojskowego punktu widzenia na początku lat osiemdziesiątych Związek Radziecki dysponował potencjałem pozwalającym na interwencję w Polsce niezależnie od zaangażowania swoich wojsk w Afganistanie. W lipcu 1980 roku operowały tam siły 40 Armii (pięć dywizji zmechanizowanych i jedna DPD, czyli około 85 tysięcy żołnierzy), sformowanej na bazie Turkiestańskiego Okręgu Wojskowego.

W apogeum wojny w Afganistanie brało udział około 110 tysięcy żołnierzy radzieckich. Nie było to więc obciążenie wykluczające interwencję w Polsce, bowiem w najbliższym sąsiedztwie i na terytorium naszego kraju stacjonowało łącznie 59 dywizji, w tym 27 pancernych oraz 29 zmechanizowanych. Tylko w europejskiej części ZSRR rozlokowanych było 67 dywizji Armii Radzieckiej. W tym czasie Polska dysponowała 15 dywizjami (5 pancernymi, 8 zmechanizowanymi, jedną powietrznodesantową i jedną przeznaczoną do zadań właściwych desantom morskim).

Opór nie miał sensu

Jak pisał tygodnik "Newsweek" 15 grudnia 1980 roku, do opanowania Polski Związek Radziecki musiałby zaangażować 30 dywizji. Dziennikarze i eksperci twierdzili, że w celu osiągnięcia efektu psychologicznego użyje on przeważających sił. Pisali między innymi, że Rosjanie muszą przytłoczyć społeczeństwo polskie dużą liczbą żołnierzy. Oceniali ją na około miliona.

Przez cały okres poprzedzający 13 grudnia 1981 roku Sztab Generalny WP uważnie obserwował, analizował i oceniał rozwój sytuacji wewnętrznej i zewnętrznej. Nawet pobieżna analiza stosunku sił WP i armii pozostałych państw UW w otoczeniu Polski w 1980 roku prowadziła do wniosku, że nasze państwo nie ma szans w bezpośredniej konfrontacji militarnej, a racją stanu było niedopuszczenie do obcej interwencji. Małe też szanse dawał opór nie tylko wojska, lecz także sprzyjającego mu społeczeństwa. Biorąc jednak pod uwagę wnioski z powstańczych doświadczeń Polski, takiego wariantu przeciwdziałania nie planowano.

Plany istniały

Chociaż od wprowadzenia stanu wojennego minęło ponad ćwierć wieku, spory wokół oceny zagrożenia Polski obcą interwencją wojskową w latach 1980-1981 trwają. Niektórzy historycy beztrosko je negują, opierając się na fragmentach dokumentów archiwalnych Biura Politycznego KC KPZR bez ich konfrontowania z dokumentami archiwalnymi ministerstwa obrony Związku Radzieckiego i radzieckiego sztabu generalnego oraz Komitetu Bezpieczeństwa Państwa (KGB) ZSRR, do których na razie nie dotarto.

Tymczasem istnienie planów inwazyjnych potwierdzają zarówno radzieccy, jak i amerykańscy politycy oraz wojskowi.

Franciszek Puchała

Polska Zbrojna
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy