Reduta Nowogród

Nawet hitlerowscy kronikarze z uznaniem pisali o bohaterskich obrońcach Nowogrodu nad Narwią we wrześniu 1939 roku.

Położony na skarpie przy ujściu Pisy do Narwi Nowogród w 1939 roku liczył blisko 2,5 tysiąca mieszkańców. Niemal do chwili wybuchu wojny nie było tam żadnych umocnień i wojska. W marcu 1939 roku generał Czesław Młot-Fijałkowski zapoznał się z tajnymi planami prac fortyfikacyjnych na odcinku działań Samodzielnej Grupy Operacyjnej "Narew", które otrzymał z Generalnego Inspektoratu Sił Zbrojnych. Od początku kwietnia 1939 roku rozpoczęto budowę ciężkich i średnich schronów bojowych wzdłuż Narwi; rzeka miała stać się naturalną barierą i linią obrony na wypadek agresji hitlerowców z Prus Wschodnich.

Reklama

Nie spodziewali się żadnego oporu

W wyniku zakrojonej na dużą skalę, a zarazem starannie ukrywanej operacji miał powstać zrąb polskich stałych umocnień, które zaczynałyby się od twierdzy modlińskiej, wiodły przez odcinki Ostrołęka, Nowogród, Forty Piątnickie, Wizna, Osowiec oraz Augustów i kończyły na potężnym zespole obiektów obronnych Grodna. Nowe fortyfikacje były tworzone głównie przez zmobilizowany w marcu 1939 roku batalion 33 Pułku Piechoty oraz junackie hufce pracy. W przededniu wybuchu wojny większość z planowanych 51 budowli była jeszcze niewykończona, a niektóre istniały tylko w planach.

Łomżyńskiemu Pułkowi Strzelców Kurpiowskich do obrony powierzono odcinek wzdłuż linii Narwi liczący łącznie aż 65 kilometrów. Zadanie to po wielekroć przekraczało normę, która dla pułku piechoty wynosiła maksymalnie 5 kilometrów. Dowódca jednostki, podpułkownik dyplomowany Lucjan Stanek, trafnie przewidział, że jeżeli dojdzie do niemieckiej agresji, przeciwnik skoncentruje swoje uderzenie w kierunku przepraw wodnych na Narwi w Nowogrodzie lub Łomży. Dlatego postanowił skupić dwie trzecie swoich sił między tymi dwoma miastami. Odcinek Nowogród-Szablak został powierzony niepełnemu 3 batalionowi 33 Pułku Piechoty majora Józefa Sikory. Obsadę schronów bojowych stanowili żołnierze z wydzielonej kompanii fortecznej Korpusu Ochrony Pogranicza. Za wsparcie artyleryjskie posłużyć miała jedna bateria haubic stumilimetrowych, a cały arsenał przeciwpancerny tworzyły dwa działka przeciwpancerne.

W pierwszych dniach września w Nowogrodzie i okolicy nie doszło do żadnego kontaktu z wrogiem. Dopiero 5 września wysunięta placówka podoficerska we wsi Morgowniki, po północnej stronie Narwi, telefonicznie poinformowała o kolumnach zmotoryzowanych zmierzających w kierunku Nowogrodu. W nocy z 5 na 6 września niemiecka grupa zwiadowcza mostem przekroczyła rzekę i wpadła pod ostrzał ze strony polskich obrońców znajdujących się w schronach bojowych. Niemiecki oddział został rozbity. Wzięci do niewoli żołnierze Wehrmachtu twierdzili, że nie spodziewali się żadnego oporu.

Starcie z żelbetonowymi bunkrami

Kolejnej nocy niemiecka 21 Dywizja Piechoty pod dowództwem generała porucznika Kuno-Hansa von Botha przeprowadziła zmasowany ostrzał artyleryjski połączony z bombardowaniem lotniczym. Następnie Niemcy podjęli próbę sforsowania rzeki i zdobycia Nowogrodu oraz schronów. Narew pokonała tylko załoga jednej gumowej łodzi, ale po wyjściu na brzeg wszyscy żołnierze zginęli w wyniku polskiego ostrzału. Następnego dnia wieczorem Niemcy ponowili próbę przebicia się na drugi brzeg. Za każdym razem jednak, gdy tylko udało im się utrzymać przyczółek po drugiej stronie Narwi, byli spychani przez strzelców kurpiowskich z powrotem do rzeki.

8 września, kiedy pod Nowogród nadciągnęła całość sił 21 Dywizji Piechoty oraz ciężka artyleria, rozpoczęła się główna faza bitwy. Schrony bojowe Polaków nękała teraz artyleria przeciwpancerna - dużo skuteczniejsza w starciu z żelbetonowymi bunkrami niż tradycyjna polowa. Niemcom udało się tego dnia znaleźć słaby punkt w polskiej obronie. Na wschodnim pododcinku Szablak przekroczyli rzekę i wyparli stamtąd Polaków, zajęli wieś Mątwicę i wzgórze 133. Tym samym wyszli na tyły obrońców znajdujących się w schronach i Nowogrodzie.

Pierwsze polskie kontruderzenie, przeprowadzone zbyt skromnymi siłami, zakończyło się niepowodzeniem. W tej sytuacji podpułkownik Lucjan Stanek podjął decyzję o dużo silniejszej kontrofensywie, tym razem od strony wsi Jednaczewo. Jedyny odwód pułku w sile jednej kompanii piechoty otrzymał zadanie zepchnięcia Niemców do Narwi. Do walki rzucono nawet dodatkowy oddział - złożony z kucharzy, telefonistów i służb tyłowych. W nocy z 8 na 9 września Polacy zmusili hitlerowców do wycofania się z zajętych pozycji i ucieczki na drugi brzeg po przerzuconej przez rzekę kładce. Tej nocy wzięto do niewoli 32 jeńców.

Spóźniona pomoc

Chwilowy sukces nie poprawił jednak coraz gorszej sytuacji na odcinku Nowogród. Polscy obrońcy byli poddawani nieustannemu ostrzałowi i bombardowaniom lotniczym. Schrony bojowe, z których korzystali, były niewykończone. Prawie we wszystkich brakowało wentylacji. Powoli kończyły się zapasy amunicji i nie można było liczyć na posiłki.

9 września dowódca 33 Pułku Piechoty nawiązał łączność telefoniczną z dowodzącym 18 Dywizją Piechoty pułkownikiem dyplomowanym Stefanem Kosseckim i przedstawił mu dramatyczną sytuację na odcinku Nowogród-Szablak. Usłyszał mało pocieszającą odpowiedź: "Zdaję sobie sprawę z twego położenia, ale w sytuacji, jaka się wytworzyła, nie możesz liczyć na żadną pomoc. Odwrotnie, musisz przetrwać z tym, co masz, jeszcze następne 24 godziny".

Tego samego dnia hitlerowcy z jeszcze większą intensywnością prowadzili ciężki ostrzał i bombardowania. Jednocześnie podjęli próby zdobycia drugiego brzegu. W końcu w godzinach przedpołudniowych udało im się osiągnąć przyczółek po polskiej części rzeki i w walkach ulicznych zająć część Nowogrodu. Polscy żołnierze nie opuścili zajmowanych pozycji. Dopiero 10 września wieczorem podpułkownik Stanek otrzymał rozkaz do odwrotu. Dwie godziny później nadszedł ze sztabu dywizji kolejny, by jednak pozostać na swoich pozycjach, ponieważ planowane jest przeciwnatarcie na kierunku nowogrodzkim siłami 42 Pułku Piechoty.

Za późno. Łączność została całkowicie zerwana, a wycieńczeni żołnierze z polskich oddziałów rozpoczęli już odwrót w kierunku Czerwonego Boru. Następnego dnia rano rzeczywiście ruszyło uderzenie 42 Pułku Piechoty. Udało się wyprzeć Niemców z Nowogrodu, ale nie na drugi brzeg Narwi. Wkrótce polskie oddziały ponownie otrzymały rozkaz wycofania się. Krwawa obrona linii Narwi i Nowogrodu dobiegła końca.

Agonia obrońców

Obrona Nowogrodu i schronów bojowych nad Narwią krwawo zapisała się w dziejach łomżyńskiego 33 Pułku Piechoty. 3 Batalion stracił blisko 60 procent swojego stanu osobowego. Spośród żołnierzy przerzuconej na linię Narwi kompanii fortecznej Korpusu Ochrony Pogranicza większość zginęła. Żaden z dowódców schronów bojowych nie przeżył. Niestety nie ma zbyt wiele pozycji historycznych i naukowych dokumentujących tamte straszne dni. Dużo więcej można dowiedzieć się ze wspomnień i dokumentacji Wehrmachtu.

Eugen Hadamowsky, niemiecki korespondent wojenny, w swojej książce "Blitzmarsch nach Warschau" dużo miejsca poświęca obronie Nowogrodu, której był świadkiem. Wspomina on: "Stanowisko to, ostatnie i decydujące przed Warszawą, trzymało się dłużej i bardziej uporczywie niż linia blokhauzów pod Mławą, niż już w pierwszych dniach przełamania umocnienia Korytarza i Górnego Śląska. [...] Polskie załogi obrońców wykorzystywały wszystkie środki ostateczne i strzelały flankująco z nienaruszonych jeszcze kopuł i strzelnic. Kiedy pułk piechoty przeprawił się, dostał się pod tak silny ogień, że szturmujący żołnierze, ponosząc ciężkie straty, wielokrotnie musieli się cofać. Dalej na wschód jednakże broniła się każda załoga z zażartą wściekłością".

Wstrząsający jest opis śmierci polskich żołnierzy ze schronu bojowego numer 6, położonego kilkanaście metrów od Narwi: "Schron [...] był tak długo i zawzięcie broniony, póki celny strzał działka szybkostrzelnego nie trafił w szczelinę obserwacyjną i eksplodował wewnątrz ze straszliwą siłą. Pancerne drzwi do sąsiedniego pomieszczenia zostały wyrwane z zawiasów i ciśnięte do pomieszczenia sypialnego załogi. Bunkier zaczął płonąć. Zapaliła się słoma, na której leżeli żołnierze, i ogień objął cały schron. [...] Miejscowość Nowogród stała się pod koniec walki jedną żółtopłonącą pochodnią nad Narwią".

W cieniu Wizny

Do podobnych sytuacji dochodziło także w innym bunkrach na tej linii - całe załogi ginęły, spalone miotaczami ognia, ponieważ nie chciały się poddać. Niemiecki komunikat prasowy z 16 września 1939 roku potwierdza zaciekłość walk: "Nowogród, niezwykle silnie umocnione miasto przy ujściu Pisy, było w czasie obecnych działań wojennych jednym z najtrudniejszych do przebycia punktów obrony".

Bardzo mało jest polskich relacji z tamtych wydarzeń. Zachowały się jedynie rodzinne przekazy. Jeden z żołnierzy 33 Pułku Piechoty wspominał: "Niemcom udało się szturmem podejść pod sam schron u grobli i wtedy, kiedy byli już bardzo, bardzo blisko, my z góry patrzymy, a tu drzwi się nagle otwierają. Wypada stamtąd pięciu czy sześciu naszych żołnierzy i rusza do starcia wręcz, na bagnety. Szansy żadnej nie mieli, ponieważ na ich schron nacierały dziesiątki nieprzyjaciół. Zresztą Niemcy zaraz zaczęli strzelać do nich z bliska i chyba żadnemu z naszych nie udało się nawet dobiec do wroga". Wśród zabitych był między innymi porucznik Mieczysław Jarzyna z pułku KOP Sarny. Objął on dowództwo nad kompanią forteczną po kapitanie Eugeniuszu Kordjaczyńskim, który zginął w innym schronie dzień wcześniej.

Polska historiografia walkom o Nowogród poświęciła niewiele miejsca. Historycy swoją uwagę skupili bardziej na obronie znajdującej się o 50 kilometrów Wizny. Tę bitwę nazwano "polskimi Termopilami", a przecież obrońcy Nowogrodu wykazali się nie mniejszym bohaterstwem i determinacją. Także mieszkańcy miasteczka w tych trudnych chwilach zasłużyli na podziw. Nie opuścili swoich domostw i wspierali polskich żołnierzy. Pełnili funkcje pomocnicze. Dochodziło do takich sytuacji, że niektórzy wręcz błagali żołnierzy, by ci wydali im broń i umożliwili udział w obronie miasta. Po wojnie Nowogród został odznaczony Orderem Krzyża Grunwaldu, a żołnierzom broniącym tego odcinka nadano 33 ordery Virtuti Militari i 60 Krzyży Walecznych.

Umocnienia nie mają statusu zabytków

Schrony i umocnienia w okolicach Nowogrodu budowano na prywatnych terenach. Po wojnie ówczesne władze nie były zainteresowane uregulowaniem prawnym tego, co pozostało po kampanii. Do dziś obiekty te znajdują się na gruntach prywatnych i nie mają statusu zabytków. Schrony, które nie zostały wysadzone przez Niemców w 1944 roku, pełnią dziś najprzeróżniejsze funkcje: piwnic i ziemianek czy wysypisk śmieci.

Większość miejsc, gdzie toczyły się walki we wrześniu 1939 roku, po wojnie została ogołocona ze wszystkich przedmiotów przedstawiających jakąkolwiek wartość. Wyjątkiem jest schron bojowy numer 1, znajdujący się przy moście w Nowogrodzie. Został wyczyszczony i odświeżony. Co roku w jego pobliżu odbywają się inscenizacje historyczne, które przypominają o bohaterskiej obronie odcinka Nowogród.

Jakub Nawrocki

Śródtytuły pochodzą od redakcji portalu INTERIA.PL

Polska Zbrojna
Dowiedz się więcej na temat: wojna | wojsko | ZSRR
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy