Wierzą w licho, które nie śpi

Na ekranie komputera widać grupkę mężczyzn, strzelających z kilku moździerzy. Ich twarzy nie sposób rozpoznać, bo zakrywają je szczelnie arabskie chusty.

Na drugim planie rzuca się w oczy droga, którą jeżdżą cywilne samochody. A u dołu pojawia się napis, po angielsku i rosyjsku: "baza Echo w Diwaniji". To właśnie tam pomknęły wystrzelone granaty...

Islamscy bojownicy od dawna już dokumentują swoje akcje - od egzekucji po zamachy samobójcze. Filmiki, często "surowe", rzadziej w formie clipów wzbogacanych rzewną muzyką i cytatami z Koranu, trafiają do rozmaitych arabskich telewizji, ale przede wszystkim do Internetu. Wśród nich również te z ataków na polską bazę i patrole.

Reklama

Nie są to dzieła najwyższej jakości, ale znakomicie dowodzą, jak zuchwali potrafią być islamscy bojownicy. Bywa, że w materiale filmowym - szczegółowo analizowanym przez wojskowych - rozpoznaje się miejsca, nieopodal których znajdują się posterunki irackiej policji. Albo tereny zewsząd otoczone osiedlami mieszkaniowymi. Na jednym z filmików słychać nawet wycie systemu ostrzegawczego, który uruchamia się po wykryciu wystrzału w promieniu kilku kilometrów od bazy.

Cała masa warownych twierdz

Dziś jednak stacjonujący w "Echo" żołnierze i cywile mogą mówić od względnym spokoju - od kilku tygodni na bazę nie spadł żaden pocisk czy rakieta. Licho jednak nie śpi, a przeświadczenie o tym wzrasta wraz z każdym dniem, który zbliża Polaków do daty zakończenia misji. Każdy kierowca wie doskonale, że najłatwiej o wypadek na samym końcu drogi, dlaczego więc i żołnierza miałyby nie nachodzić podobne refleksje?

Baza oczywiście nie jest wobec takich działań bezbronna. Poszatkowana t-wall'ami - kilkumetrowej wysokości żelbetowymi ścianami z prefabrykatów - przypomina skupisko całej masy warownych twierdz. Poza tym na każdym kroku jej mieszkaniec natyka się na schrony, również z żelbetu, rozmieszczone tak, by każdy zdołał do nich trafić najdalej w kilkanaście sekund od ogłoszenia alarmu.

Jednak założenia swoje, a życie swoje - schrony są również przy latrynach i łaźniach. Co nie przeszkodziło komuś namazać w jednym z ustępów, lekko obrazoburcze, ale jakże pragmatyczne życzenie: "Panie, nie zasłużyłem, by trafiło mnie na klopie"?

Punkt widokowy linią obrony

Niepoprawny humor nie opuszcza również żołnierzy Zgrupowania Bojowego Linx. Drwiąc sobie z siebie nawzajem, mężczyźni ładują na hummery wodę i amunicję. Jadą do tzw.: JSS, wysuniętej placówki, zlokalizowanej w samym centrum Diwaniji. Tam, po 24-godzinnym dyżurze, czekają na zmienników ich koledzy, pełniący służbę razem z żołnierzami armii irackiej.

JSS to faktycznie pierwsza linia obrony. Zainstalowano ją w pobliżu palmowego gaju, wcześniej bardzo często wykorzystywanego przez bojowników. Ponieważ na ten cel zaadaptowano wysoki i duży budynek, dach JSS to znakomity punkt widokowy na spory kawałek okolicy. Odkąd pojawili się na nim nasi żołnierze, ataki na "Echo" przy użyciu strzelających na krótki dystans moździerzy ustały, jak ręką odjął.

Choć placówka znajduje się zaledwie kilkanaście (a w linii prostej kilka) kilometrów od bazy, wyjazd patrolu poprzedza odprawa. Po raz kolejny powtarzane są zasady ewakuacji medycznej, ustalane częstotliwości radiowe itp. A tuż za bazą, cała kolumna, po kolei, przestrzeliwuje potężne karabiny maszynowe, zamontowane na wieżyczkach hummerów. Tak, na wszelki wypadek...

Stożek wchodzi jak w masło

Wnętrze hummera do przytulnych nie należy, ale stalowy korpus daje poczucie bezpieczeństwa. Nie sposób porównać go do rolniczego honkera, którym jeszcze kilkanaście miesięcy temu poruszali się po Iraku polscy żołnierze. Lecz choć kilka centymetrów stali to nie blacha i brezent, bywa różnie...

Pancerz hummera nie zatrzyma ładunków, których od jakiegoś czasu używają terroryści. Chodzi o konstrukcje składające się z kilku stożków wykonanych z miedzi bądź innych plastycznych metali. Najkrócej mówiąc, energia, która uwalnia się po odpaleniu, zmienia stożki w groty, które przechodzą przez pancerz jak przez masło. Wystarczy tylko umieścić ładunek w takim miejscu, by wystrzelone stożki trafiły w przejeżdżający pojazd...

Tę metodę przebijania pancerza - z tym że przy użyciu pocisków artyleryjskich - już przed sześćdziesięciu laty, do zabijania załóg belgijskich bunkrów, przetestowali Niemcy. W Iraku terroryści umieszczają domowej produkcji bomby najczęściej w krawężnikach, maskując je pianką PCV w kolorze betonu. Ich zapalniki uwalniają ładunki w reakcji na ciepło bijące z silnika...

Ognia unikają jak... ognia

Odpowiedzią na inwencję bojowników jest specyficzny trał-samoróbka, zbudowany z dwóch płaskowników, połączonych w literę "T". Mocuje się go do zderzaka hummera lub innego pojazdu, a w czasie patrolu wypuszcza do przodu - tak, jak gdyby daszkiem litery miał orać ziemię. Na jego końcu znajduje się urządzenie wytwarzające ciepło, co ma zmylić zapalnik bomby, powodując jej przedwczesne odpalenie tuż przed maską samochodu.

Jednak ów trał okazuje się zupełnie nieprzydatny, gdy już w Diwaniji kolumna wjeżdża w zatłoczone ulice - bo nie ochroni przed zamachowcem-samobójcą z plecakiem czy autem wypełnionym materiałem wybuchowym. Jeszcze do niedawna taka sytuacja była nie do pomyślenia. Irakijczycy musieli ustąpić drogi wojskowemu konwojowi, w przeciwnym razie strzelec hummera, tzw.: gunner, wysyłał ostrzegawcze serie. Dziś nasi wojskowi strzelają tylko z rzadka. Po przejęciu odpowiedzialności za prowincję przez Irakijczyków, każde użycie broni wywołuje protesty mieszkańców i gubernatora. A tego, na sam koniec misji, Polacy unikają jak ognia.

Jednak tym razem Irakijczycy nie będą mieli powodów do protestów. Patrol bez większych przygód dociera do JSS, która okazuje się być miniaturą bazy "Echo". T-wall'e, schrony, worki z piaskiem - słowem, kolejna mała twierdza. Licho przecież nie śpi?

Z Iraku Marcin Ogdowski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: żołnierze | bazy
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy