"Zapad-17". Politycy obawiają się rosyjskiej inwazji

Ćwiczenia "Zapad-17" budzą coraz więcej kontrowersji wśród polityków i ekspertów /East News
Reklama

Manewry „Zapad-17” budzą niepokój wśród sztabowców i polityków. Choć prawdopodobnie będą skromniejsze, niż dotychczas przypuszczano.

Według oficjalnych informacji w ćwiczeniach ma wziąć udział 12 700 żołnierzy, w tym na terytorium Białorusi około 10 200 żołnierzy, 370 jednostek sprzętu wojskowego, w tym ok. 140 czołgów, do 150 jednostek artylerii i wyrzutni rakiet, ponad 40 samolotów i śmigłowców.

Na zaprezentowanej w lipcu mapie obszar manewrów rozciąga się od Zatoki Fińskiej po Polesie, leżące na granicy białorusko-ukraińskiej. Manewry będą się odbywać na poligonach Borysowskim, Domanowskim, Różańskim, Lepielskim, Osipowiczowskim, Loswido, a także w dwóch miejscach na terenie obwodu witebskiego - w okolicach miejscowości Dretuń i Głębokie. 

Reklama

Scenariusz manewrów zakłada, że doszło do próby destabilizacji sytuacji na Białorusi i wywołania konfliktu wewnątrz państwa związkowego przez siły fikcyjnych Wejsznorii, Besbarii i Lubenii. Fikcyjna Wejsznoria będzie się przy tym znajdowała na północnym zachodzie realnej Białorusi. Dwa pozostałe państwa koalicji zachodniej - Besbaria i Lubenia graniczą z Wejsznorią od północnego zachodu i, jak wynika z zaprezentowanej podczas briefingu mapy, znajdą  się na części terytorium realnej Polski i państw bałtyckich. 

CZYTAJ WIĘCEJ: Przygotowania do "Zapad-17"


"Agresywny zachód"

Nie są to pierwsze manewry, których scenariusz zakłada konflikt z najbliższymi sąsiadami. W 2009 roku scenariusz zakładał uderzenie taktycznymi ładunkami atomowymi w wybrane cele na terytorium Polski. W 2013 roku scenariusz zakładał kontratak na Szwecję. Podczas manewrów "Zapad-15" ćwiczebne uderzenie zostało wykonane na kraje bałtyckie. W tym roku kontruderzenie ma zostać wyprowadzone na terytorium Polski, krajów bałtyckich i Ukrainy.

Scenariusz ten budzi wielkie obawy wśród rządzących. Powiązany z działaczami PiS portal niezależna.pl zatytułował swój artykuł o manewrach: "Putin szykuje inwazję na Polskę. Ruszają manewry ‘Zapad-17’". Natowscy eksperci są również zaniepokojeni, ale nie w tak paranoiczny sposób, jak niektóre polskie media.

Jüri Luik, estoński minister obrony, stwierdził, że manewrom należy się przyglądać, "bo z Rosjanami nigdy nie wiadomo", ale nie chce wzbudzać niepotrzebnej sensacji. Mimo to politycy NATO są świadomi, że Rosja pod pretekstem ćwiczeń nie raz przygotowywała się do uderzenia na sąsiadów. Tak było w czasach II wojny światowej i tak jest współcześnie. W 2008 roku pod przykrywką manewrów Rosja uderzyła na Gruzję, w 2014 roku na Ukrainie w ten sam sposób zaanektowała Krym.

CZYTAJ WIĘCEJ: Radzieckie manewry w 1941 roku

Rosyjskie sztuczki

Jak powiedział w rozmowie z BBC Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO, "każdy kraj, także Rosja, ma prawo do przeprowadzania ćwiczeń", jednak "problem polega na tym, że nie jest to robione w transparentny sposób".

Szef Sojuszu miał na myśli sztuczkę, jakiej dopuścili się Rosjanie. Zgodnie z międzynarodowymi ustaleniami podpisanymi w 1999 roku w Wiedniu, jeżeli jeden z sygnatariuszy porozumienia zorganizuje manewry o liczebności przekraczającej 13 tys. żołnierzy, inni sygnatariusze mają prawo wystawić obserwatorów, którzy kontrolowaliby przebieg ćwiczeń.

Rosjanie podając oficjalnie, że w manewrach uczestniczy 12 700 żołnierzy, ominęli ten zapis. To przede wszystkim budzi zaniepokojenie sztabowców. Wcześniejsze doniesienia wywiadu NATO mówiły bowiem, że w ćwiczeniach może wziąć udział nawet 100 000 rosyjskich i białoruskich żołnierzy.

Aneksja?

Niektórzy eksperci podkreślają w wypowiedziach, że celem Moskwy wcale nie musi być atak Polskę, czy kraje bałtyckie. Rosja nie odważyłaby się uderzyć na państwa Sojuszu, wiedząc, że może jej grozić stanowcza odpowiedź Stanów Zjednoczonych i państw ościennych. Tym bardziej, że rosyjskie wojska są już zaangażowane w konflikty na Ukrainie i Bliskim Wschodzie. Wbrew pozorom Rosji nie stać ani finansowo, ani militarnie na tak wielki wysiłek.

Bardziej prawdopodobne jest, że wojska rosyjskie mogą pozostać na Białorusi, aby "zagwarantować, że Łukaszenko nie rozluźni współpracy z Moskwą". W ostatnich miesiącach białoruski prezydent wiele razy próbował prowadzić niezależną politykę wobec Rosji i państw Unii Europejskiej. Być może Władymir Putin będzie chciał zapewnić sobie lojalność "mniejszego brata".

Odpowiedź

Od 11 września na Bałtyku trwają szwedzkie manewry "Aurora 17", w których bierze udział 19 tysięcy żołnierzy. Do wspólnych ćwiczeń Szwedzi zaprosili także 1,5 tysięcy żołnierzy wojsk NATO z Danii, Finlandii, Estonii, Łotwy, Litwy, Francji, Norwegii i USA. Scenariusz szwedzkich ćwiczeń zakłada, że przeciwnik próbuje dokonać inwazji na Gotlandię.

Na Ukrainie trwają manewry pod kryptonimem "Rapid Trident-17" z udziałem 1800 żołnierzy wojsk lądowych z 14 krajów, w tym z Polski. W dniach 25-29 września na polskich poligonach odbędą się manewry "Dragon 17", w których udział weźmie 17 tysięcy żołnierzy oraz 3500 jednostek sprzętu i uzbrojenia wojskowego. Będzie zaangażowanych największe ćwiczenie Sił Zbrojnych RP w 2017 roku.

Hipotetyczny scenariusz polskich ćwiczeń zakłada m.in. roszczenie praw jednego z państw sąsiedzkich do dostępu do surowców energetycznych, próba destabilizacji sytuacji politycznej, dezorganizacji funkcjonowania organów administracji państwowej i samorządowej czy opanowania spornego terytorium.


INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy