Ostatni taki śmieszny Sejm

Spacerując nocą sejmowymi korytarzami, nigdy nie wiadomo, kogo lub co można spotkać. Posłowie zaczynali życie dopiero wtedy, gdy gasły światła kamer i pustoszała galeria prasowa...

Spacerując nocą sejmowymi korytarzami, nigdy nie wiadomo, kogo lub co można spotkać.
Posłowie zaczynali życie dopiero wtedy, gdy gasły światła kamer i pustoszała galeria prasowa...

"Po obradach nie ma tu nic do roboty. Pokoje są zbyt ciasne, żeby urządzać w nich imprezy. Kiedyś organizowałam zabawy w holu przy windach, ale były skargi. Przestaliśmy się więc bawić" - żaliła się Sylwia Pusz w filmie "Zawód posłanka". Rzeczywiście - z roku na rok w Sejmie jest coraz smutniej...

Bolszewika goń!

Wróćmy jednak do złotej epoki gmachu przy Wiejskiej. Do historii przeszła impreza pożegnalna, urządzona przez liberałów z KLD, gdy w 1992 roku prezydent Lech Wałęsa zdecydował o rozwiązaniu parlamentu. "Wicemarszałek Jacek Kurczewski stał na czworaka, a na jego plecach, niczym jeździec na koniu, siedział były premier Jan Krzysztof Bielecki i śpiewał: 'Szable do boju, lance w dłoń, bolszewika goń, goń, goń!'" - opisywał imprezę jeden ze świadków. I dodawał, że wszyscy uczestnicy balu byli absolutnie trzeźwi.

Reklama

Na początku lat 90. najwięcej kłopotów z imprezowaniem mieli działacze PSL, ponieważ w ich klubie... nie było żadnej kobiety. Panowie musieli bawić się we własnym gronie. "Mam chusteczkę haftowaną, co ma cztery rogi. Kogo kocham, kogo lubię - rzucę mu pod nogi. Tego kocham, tego lubię, tego pocałuję, a chusteczkę haftowaną tobie podaruję..." - dziecięca wyliczanka śpiewana przez męskie głosy zwabiła dziennikarza wychodzącego wieczorem z pracy. Reporter nie mógł uwierzyć własnym oczom, kiedy w letnim ogródku sejmowej restauracji zobaczył ludowców całujących się siarczyście i przekazujących sobie chusteczkę.

Cześć, bąbelku

Kobiety w Sejmie pojawiały się jednak dość często. I nie zawsze były to posłanki. W kuluarach wciąż krąży opowieść o tym, jak pewien poseł, wprowadzając dziewczynę do hotelu sejmowego, tłumaczył funkcjonariuszom straży marszałkowskiej, że to jego kuzynka. Gdy padło pytanie o nazwisko krewnej, zmieszany polityk wyznał, że zapomniał. - Nawet uwierzyłbym w tę historię, gdyby nie fakt, że "siostrzenica" zaraz po przywitaniu się z posłem stwierdziła: "To dokąd idziemy, bąbelku?" - opowiada jeden ze świadków zdarzenia.

W relacjach damsko-męskich posłom nigdy nie brakowało fantazji. Przekonała się o tym uczestniczka imprezy odbywającej się w pokoju należącym do jednego z parlamentarzystów PSL. Kobieta opuściła lokal, wylatując nago przez okno. Miała sporo szczęścia, ponieważ spadając z piątego piętra, po kilku metrach zatrzymała się na dachu niższej części gmachu. Wstała, otrząsnęła się i wróciła na zabawę. Do dziś nie wiadomo, kim była.

Wszystkich przebił jednak Piotr Gadzinowski z SLD, który kilka lat temu na spotkanie komisji rodziny chciał przyjść z gwiazdą filmów porno Dalilą. - Pan Gadzinowski oznajmił nam, że przyprowadził ekspertkę, gwiazdę filmów porno, która będzie nam doradzała, jak uprawiać politykę prorodzinną za pomocą rozwiniętego seksu - opowiadał Jan Rulewski z UW. "Ekspertka" posła Gadzinowskiego nie została jednak wpuszczona na obrady komisji, więc razem poszli zwiedzać sejmowe zakamarki.

Męskie zabawy

Pewnej nocy senator Henryk Kanicki (PSL) pod drzwiami pokoju marszałka Senatu Adama Struzika (PSL) urzadził koncert muzyki poważnej. Koledzy z niedowierzaniem przyglądali się parlamentarzyście, dyrygującemu sprowadzoną do hotelu orkiestrą dęta. Muzycy odegrali... marsza żałobnego Fryderyka Chopina.

Z biegiem czasu poselskie imprezy zaczęły stawać się jednak coraz mniej spektakularne. W tej kadencji najbardziej rozrywkowymi posłami okazali się Jerzy Pękała i Mieczysław Aszkiełowicz (obaj z Samoobrony). Pewnego razu panowie doszli do wniosku, że mają rozbieżne poglądy polityczne. Wyszli przed hotel sejmowy i zaczęli okładać się pięściami. W końcu zeszli do parteru i zwarci w uścisku tarzali się po betonowym podjeździe ku uciesze przechodniów.

Pękała zasłynął zresztą z innych przygód. Tak zachwycił się urodą reporterki jednego ze stołecznych dzienników, że postanowił zawrzeć z nią bliższą znajomość. Zamiast powiedzieć, że jest posłem Samoobrony wolał podawać się za Niemca. Zdradzał go jednak ubogi zasób słownictwa - znał zaledwie kilka zwrotów. Wręczył też kobiecie swoją wizytówkę. Tak mu się przynajmniej wydawało. Niestety, z wizytówką pomyliła mu się płaska plastikowa karta dowodu osobistego. Reporterka przez kilka tygodni na łamach gazety przypominała, że dokument jest do odebrania w redakcji.

Harce na wizji

Posłowie bawili nie tylko stałych bywalców sejmowych korytarzy. Cała Polska mogła oglądać posła Gabriela Janowskiego, podskakującego i całującego napotkanych mężczyzn po rękach. Wesoło było też, gdy po raz pierwszy w historii parlamentu ten sam poseł przez całą dobę okupował mównicę. Nad ranem straż marszałkowska wynosiła go z sali obrad.

Czasami dla telewidzów równie zabawna jest nieobecność posłów. Tak było, gdy dziennikarze relacjonowali na żywo poszukiwania Witolda Firaka. Podczas posiedzenia, na którym planowano odwoływać Andrzeja Leppera z funkcji wicemarszałka Sejmu, miał on przedstawić stanowisko komisji regulaminowej i spraw poselskich na ten temat. Ale zniknął! W końcu przez telefon powiedział, że nie interesuje go, co ma robić, ponieważ leży i odpoczywa. Do apartamentu Firaka w końcu dostał się marszałek Sejmu. Marek Borowski przyznał, patrząc w kamery, że jego zdaniem poseł leży pijany.

W kuluarach plotkowano, że sprawozdawcę komisji do tego stanu doprowadzili parlamentarzyści Samoobrony, pijąc z nim kilka głębszych. Inni posłowie, aby upamiętnić to wydarzenie, proponowali wprowadzenie corocznego memoriału im. Firaka. Konkurencja była prosta: 4 x 100 gramów bez popitki. A w sejmowej restauracji przez dłuższy czas zamiast piwa zamawiało się "Firaka strong", "Firaka light" i "Firaka bezalkoholowego" - dla tych, którzy muszą przemawiać. Pięćdziesiąt gramów wódki nazwano pieszczotliwie "firakołkiem".

Przedwyborcze sondaże wskazują, że po następnych wyborach na Wiejskiej nie będzie już tak wesoło. Może tylko alkohol będzie lał się jeszcze większymi strumieniami...

Paweł Wiekiera

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: posłowie | Polskie Stronnictwo Ludowe | Nie wiadomo | Sejm RP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy