Psychopata na piedestale

W hollywoodzkiej alei sław powinna znaleźć się gwiazdka dla anonimowego psychopaty. Kino sensacyjne bez seryjnych morderców nie może się już obejść.

W hollywoodzkiej alei sław powinna znaleźć się gwiazdka dla anonimowego psychopaty. Kino sensacyjne bez seryjnych morderców nie może się już obejść.

Czy można mieć wątpliwości, o czym będzie opowiadał film "Młody Hannibal"? Jeśli ktoś obstawi legendarnego wodza antycznej Kartaginy, znajdzie się w zdecydowanej mniejszości. Chodzi oczywiście o kolejną odsłonę przygód Hannibala Lectera - ludożercy erudyty.

Za kamerą stanie Peter Weber, autor subtelnej "Dziewczyny z perłą". Do roli głównej przewidziany jest młody francuski aktor Gaspard Ulliel ("Bardzo długie zaręczyny"). Twórcy zapowiadają wiele atrakcji. Przeniesiemy się na Litwę, gdzie dorastał geniusz zbrodni. Poznamy jego rodzinę, ukochaną siostrę, zrozumiemy, jak narodził się jego apetyt na ludzkie mięso.

Reklama

Sympatia dla diabła

To, że powstanie prequel serii o doktorze kanibalu, nikogo chyba nie zdziwi. Ostatnia część sagi("Hannibal") zarobiła na świecie 350 milionów dolarów. Mimo bardzo złych recenzji i oburzenia części widzów drastycznością. Dla przypomnienia - w jednej ze scen bohater dokonywał trepanacji czaszki żywej ofiary i wyjadał mózg łyżeczką.

Czy istnieje jakaś granica wrażliwości, której kino nie powinno przekraczać? Producent serii o Hannibalu, Dino de Laurentiis, dostarcza pewnej odpowiedzi: - On zabija tylko te osoby, które widzowie chcieliby widzieć martwe. Tak więc, mimo naturalnego odruchu wstrętu, sympatia pozostaje po jego stronie.

Jest to ciekawe podejście do sprawy, bo w pewnym sensie zakłada, że widzowie staja się wspólnikami ekranowej zbrodni. Przy tym twórcy nie mają cienia wątpliwości - ludzie lubią morderców-psychopatów.

Książę i żebrak

Opowieści o seryjnych zabójcach nie są wynalazkiem ostatnich lat. W latach 60. i 70. głośne sprawy de Salvy, Teda Bundy'ego, Jeffreya Dahmera poruszyły zbiorową wyobraźnię. Prasa, a później kino, tylko skorzystały z okazji. Powstały filmy oparte na biografiach morderców, sięgające do konwencji paradokumentalnej. To, co obserwujemy obecnie, jest być może tylko naturalnym etapem ewolucji.

Prawdziwe historie przestały być wystarczająco makabryczne. Jeffrey Dahmer, który mordował małe dzieci, robił weki z ludzkiego mięsa, obcinał głowy ofiar i stawiał je na półkach, przy Hannibalu wypada blado. Doktor Lecter to przecież prawdziwy dżentelmen, naukowiec, znawca win, miłośnik muzyki klawesynowej. Pisarz Thomas Harris i scenarzyści kolejnych adaptacji używają całego swojego kunsztu, by sceny tortur były oryginalne i wyrafinowane.

Wołanie na puszczy

W roku 1968 na ekrany kin wszedł "Dusiciel z Bostonu". Znany amerykański krytyk Roger Ebert pisał: "Niektóre produkcje powinniśmy oceniać nie tylko ze względu na ich jakość (w tym przypadku bardzo wysoką), ale także z punktu widzenia moralnych i etycznych implikacji".

Dalej opisywał, że siedząc w kinie zwrócił uwagę na parę nastolatek, które chichotały przy najbardziej okrutnych scenach. Ebert przyznawał, że dzieło zostało zrobione prawdopodobnie w dobrej intencji, portret psychologiczny mordercy był wiarygodny, reżyser nie epatował okrucieństwem dla czystej rozrywki. Główną atrakcją przyciągajacą ludzi do kin była jednak makabryczność tematu. Dlatego konkludował: "Ten film, który został zrobiony tak starannie, nie powinien w ogóle powstać."

Ciekawe, co by powiedział na "Młodego Hannibala"?

Dominik Gąsiorowski

Dzień Dobry
Dowiedz się więcej na temat: film | kino | psychopata
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy