Słynne więzienie w Nysie

W wydanej pod koniec XV wieku w Norymberdze "Kronice świata" Nysę wymieniono jako jedno z najważniejszych polskich miast (razem z Krakowem i Wrocławiem). Dlaczego?

Pruska twierdza

Nie bez powodu, ponieważ ta położona na południu Opolszczyzny przy granicy z Czechami miejscowość leżała na skrzyżowaniu ważnych szlaków handlowych. Rozwijający się dynamicznie gród kupiecki zawsze był dobrze obwarowany, otoczony murami obronnymi z wieżami i basztami.

Strategiczne położenie miasta docenił pruski król Fryderyk II, który po zdobyciu należącego do Austrii Śląska (1742 r.) postanowił przemienić je w twierdzę. Rozkazał gruntownie przebudować stare umocnienia, wzniesiono też szereg nowych fortów i redut. W wyniku tych prac obok starego powstało nowe miasto, Friedrichsstadt - obecnie nyska dzielnica Radoszyce - stanowiące rodzaj warownego obozu wojskowego. Zastosowane rozwiązania architektoniczne okazały się bardzo nowatorskie, przemieniając Nysę w jedną z najsilniejszych twierdz w ówczesnej Europie.

Reklama

Forteczne obiekty często pełniły funkcje więzienne, w wyrytych pod bastionami lochach i kazamatach zamykano jeńców wojennych. Przetrzymywany był tu na przykład wybitny polityk rewolucji francuskiej, jeden z twórców Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela, markiz de La Fayette. W 1916 r. w czasie I wojny światowej więziono w nyskiej twierdzy Charlesa de Gaulle'a, późniejszego przywódcę Wolnych Francuzów i prezydenta Republiki. Trafiali do niej także Polacy, w nieistniejącym już Forcie Ziemnym na placu Paderewskiego osadzono uczestników III powstania śląskiego. Podczas II wojny światowej w Nysie znajdowała się filia obozu Gross Rosen.

Więzienie karno-śledcze

Obecny Zakład Karny w Nysie, mieszczący się przy ul. Kościuszki, stanowi kontynuację obiektu pierwotnie usytuowanego przy ul. Królowej Jadwigi. W tym byłym klasztorze do 1933 roku funkcjonowało niemieckie więzienie, w czasie wojny założono w nim obóz dla radzieckich jeńców wojennych. Wiosną 1945 roku Nysę przejęła polska administracja i już w maju Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego przysłało prawie 20 funkcjonariuszy, aby w częściowo zburzonym obiekcie urządzili więzienie karno-śledcze. Przetrzymywano w nim przede wszystkim Niemców z pohitlerowskich band zbrojnych oraz żołnierzy AK i innych organizacji niepodległościowych. Do połowy lat 50. funkcjonowała tu typowa ubecka katownia, stanowiąca trybik w machinie politycznych represji.

Zmiana przyszła w roku 1959, kiedy postanowiono utworzyć w Nysie Ośrodek Pracy Więźniów. Wtedy też zaczęła się przeprowadzka do budynków przy ul. Kościuszki, odstąpionych przez wojsko. Wyremontowali je sami więźniowie. Pod koniec 1960 r. na terenie zakładu karnego przebywało ok. 900 skazanych, którzy byli zatrudnieni głównie przy pracach budowlanych.

Obecnie w Nysie funkcjonuje zakład typu zamkniętego dla osób odbywających karę po raz pierwszy, z oddziałami zamkniętymi i półotwartymi. Nie jest więzieniem o szczególnie surowym rygorze, co podkreślają sami byli osadzeni: Jeden z nich, podpisujący się jako WakaV, tak na portalu www.naszwyrok.mojeforum.net relacjonuje swoje wrażenia (pisownia i słownictwo oryginalne): Klapy są otwierane na dzień acz zamykane na czas obiadu, telefony(dwa) na peronce, ale po południu zajebiste kolejki!! Na spacer można było wychodzić w zależności od oddziału na godzinę, dwie lub bez ograniczeń (oczywiście w ciągu dnia) ja miałem to szczęście, że nie miałem ograniczeń. Gady się nie srały, zresztą nie było z nimi wielkiego kontaktu, jeden na oddziale i tyle, warunki mieszkalne nie najlepsze, od cholery robactwa, że ciasno to wiadomo. Jedzenie znośne a nawet jak na miejsce dobre. Będzie jeszcze lepiej, ponieważ zakończono właśnie pierwszy etap rozbudowy nyskiego więzienia i powstało 160 nowych miejsc. Obecnie zakład może pomieścić nawet tysiąc mężczyzn.

Zimowe wczasy w "internacie"

Kazimierz Krasiczyński, pracownik wrocławskich Zakładów Badawczo-Projektowych Miedzi "Cuprum" i działacz "Solidarności", aresztowany w styczniu 1982 roku, tak wspomina pobyt w nyskim więzieniu (za: www.internowani.xg.pl): "Kiedy przebrałem się w więzienne ciuchy, klawisz (dozorca więzienny) zaprowadził mnie do celi nr 336 na I piętrze, na którym siedzieliśmy wraz ze złodziejami (tzn. ze skazańcami z wyrokiem) i z kapusiami (złodzieje i esbecy). Esbeków można było łatwo rozpoznać, gdyż dobrze grali w ping-ponga i w siatkówkę.

W celi 336 siedział Wojtuś Myślecki, Jacuś Jaśkiewicz, Adaś Maślanka, popalony Andrzejek Korczak, jeden kolega, którego ojciec był na wschodzie Polski przed wojną sąsiadem Jaruzelskich (ich syn, Wojciech chodził wtedy do przyklasztornego liceum: z całej klasy po wojnie został żywy tylko Wojciech), kierowca Zarządu Regionu Marek Zasztoft, który podarował mi długi szalik wełniany, aby przynosił mi ulgę, kiedy okropnie bolał mnie kręgosłup, Stasio Syska i ja. (...) Łóżka były żelazne, piętrowe, między nimi przejście o szerokości około metra. Przy drzwiach, po lewej stronie była ubikacja, a z okna celi było widać spacerniak i koszary. Jedzeniem, które było wspólne, zarządzał Wojtuś. Otrzymywane jedzenie chował za okno, a my jadaliśmy zazwyczaj kilkudniowe, uprzednio schowane wędliny czy na przykład masło, którego było dość dużo".

Jacek Inglot

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: kara więzienia | więź | NYSE | Nysa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy