Ugościł i zginął

Może gdyby Dariusz nie miał tak dobrego serca, żyłby nadal. A tak...

Piątego lipca 2006 roku na stadionie w Berlinie miał się rozegrać finałowy mecz mundialu piłki nożnej pomiędzy Włochami i Francuzami. W Polsce, jak zawsze przy takich okazjach, we wszystkich większych miastach na przyjęcie dużej liczby gości gotowy był każdy klub, pub i przylegające do nich ogródki, w których transmitowano walkę o puchar. Już od godziny 16.00 na Starym Rynku w Poznaniu zbierały się tłumy kibiców piłki nożnej. Mimo że w finale nie grali Polacy, spodziewano się zabawy do późnych godzin nocnych. Śmiech, gwar i zapach beczkowego piwa przyciągał coraz więcej osób. Właściciele klubów zacierali ręce, licząc w myślach utarg, jaki przyniesie ten wieczór.

Reklama

Problemy z pociągiem

Patryk Gielacki urodził się w 1988 roku. Wraz z rodzicami i szóstką rodzeństwa mieszkał w Opalenicy leżącej niedaleko Poznania. Zawsze sprawiał jakieś problemy wychowawcze. Słabo się uczył, pyskował do nauczycieli, zachowywał się krnąbrnie i wulgarnie. W domu nie było lepiej, bił bez powodu młodszych braci i siostry. Wśród nauczycieli i sąsiadów wyrobił sobie jednoznacznie negatywną opinię. Niektórzy nawet otwarcie mówili, że "z tego chłopaka nic dobrego nie wyrośnie".

Skończył podstawówkę, poszedł do jednej z poznańskich zawodówek, jednak ani trochę nie zmądrzał. W wieku 15 lat znalazł się pod opieką kuratora za prawy sierpowy wymierzony w nos szkolnego kolegi. Matka i ojciec Patryka coraz bardziej nie mogli doczekać się dnia, kiedy ich pociecha opuści rodzinne gniazdo, w którym robi niemałe spustoszenie. Liczyli na to, że w Poznaniu pozna jakąś dziewczynę, która przemówi mu do rozumu.

Tego dnia był umówiony ze swoimi kolegami ze szkoły na wspólne oglądanie meczu w jednym z poznańskich pubów. Kumple mieli wyjść po niego o godzinie 16.00 na Dworzec Główny PKP w Poznaniu. Mimo że z Opalenicy do stolicy Wielkopolski jest tylko 44 kilometrów, to komunikacja między nimi, zwłaszcza w dni wolne od pracy, do najlepszych nie należy. Dlatego też Patryk specjalnie na ten dzień załatwił sobie nocleg u jednego z kumpli. Ale co tam mówić o noclegu, skoro najpierw trzeba dojechać - dochodziła godz. 16.00, a on wciąż tkwił na peronie w Opalenicy, wypatrując spóźnionego składu. No nic, trzeba zawiadomić chłopaków, żeby nie czekali- westchnął, sięgając po telefon komórkowy. Wystukał sms:Pociąg się spóźnia. Spotkamy się na Starym, zadzwonię, jak będę. Patryk. Kilka minut później dostał odpowiedź: OK. Czekamy na mieście, mistrzu.

Wystawiony do wiatru?

Tuż przed 17, klnąc w duchu na czym świat stoi, wysiadł na dworcu głównym. Szybkim krokiem ruszył w stronę Starego Rynku, próbując po drodze dodzwonić się do kolegów. Albo mieli telefony wyłączone, albo siedzieli w podziemiach jakiegoś klubu, poza zasięgiem sieci, albo zwyczajnie nie słyszeli dźwięku sygnału.

Cholerne ciołki. Pewnie już się porobili browarami i zapomnieli, że się ze mną umówili. Żaden nawet esemesa nie napisze, gdzie są. Koledzy! - Patryk był coraz bardziej wkurzony.

Postanowił pokręcić się po pubach i spróbować ich jakoś znaleźć. Miał nadzieję, że może gdzieś spotka kumpli albo któryś z nich w końcu łaskawie do niego zadzwoni. W miarę zbliżania się do rynku mina mu coraz bardziej rzedła. Ulice wypełniały grupki rozbawionych balangowiczów i weekendowych kibiców. Nie było szansy, żeby kogokolwiek odnaleźć w tym tłumie. Wciąż jednak nie tracił nadziei. Zaczął od knajp, gdzie czasem wpadali na piwo i tych, których nazwy zapamiętał z opowieści kolegów poznaniaków. Kumpli nigdzie nie było. Patryk w pewnym momencie zaczął nawet rozważać powrót do domu, ale ostatecznie zdecydował się zostać i obejrzeć mecz sam. Może złapię jakąś okazję w nocy, a jeżeli nie, to ostatecznie kimnę się na dworcu - pomyślał.

Wtedy zauważył wolne miejsce przy jednym ze stolików w ogródku na rynku. Kupił piwo i podszedł do siedzących przy nim mężczyzn.

- Można? - spytał nieśmiało.

- Jasne, siadaj! - odpowiedzieli.

- Dzięki. Jestem Patryk.

- Darek, Krzychu i Tomek.

Pierwsze lody zostały przełamane. Patrykowi nie robiło większej różnicy, że mężczyźni, z którymi siedzi, są od niego sporo starsi. Rozsiadł się wygodnie i włączył do rozmowy.

"Możesz spać u mnie"

Kilka minut po godzinie 19 do Patryka zadzwoniła matka. Opowiedział jej, co mu się przytrafiło. Dodał też, że wcale z tego powodu nie zamierza wracać wcześniej do domu, wręcz przeciwnie - planuje spędzić miły wieczór w towarzystwie nowo poznanych znajomych, oglądając mecz.

W pewnym momencie do uszu Darka dotarły strzępy rozmowy telefonicznej prowadzonej przez Patryka. Mężczyzna słyszał, jak chłopak pyta, czy do miejscowości, w której mieszka, dojeżdżają jakieś nocne pociągi. Darek domyślił się, że chłopak prawdopodobnie miał spać u któregoś z kolegów, a teraz nie ma gdzie się podziać. Gdy Patryk odłożył telefon, zwrócił się do niego:

- Słuchaj, stary, nie zrozum mnie źle, wiem, jak to zabrzmi, ale jeśli chcesz, możesz przespać się u mnie. Mieszkam parę kroków stąd, sam w trzypokojowej chacie, bo żona z córką wyprowadziły się do teściowej. Miejsca jest dosyć, przekimasz się w jednym z dwóch wolnych pokoi, a rano wrócisz sobie do domu. Przecież nie będziesz się w nocy po mieście włóczył albo siedział z menelami na dworcu.

- Super! Ratujesz mi życie. Wielkie dzięki - ucieszył się chłopak.

Szybko napisał do matki sms: Wszystko w porządku, śpię u kolegi. Wrócę jutro rano. Nie martw się o mnie. Patryk.

Dochodziła pierwsza w nocy, gdy dotarli do mieszkania Darka.

- Tam jest łazienka, odśwież się. Ja pościelę ci w tym czasie łóżko, a potem coś zjemy - powiedział do swojego gościa.

Apetyt po wypitym wcześniej alkoholu obu panom dopisywał. Siedzieli w kuchni jeszcze około godziny, zanim położyli się spać. Przyjemnie im się ze sobą gadało i mimo różnicy lat świetnie się rozumieli.

- Dobra, kładziemy się - powiedział Darek, ziewając. - Już ledwo na oczy widzę, a jutro muszę wcześnie wstać, bo idę do pracy.

- No, trzeba uderzyć w kimę. Ja mam pociąg o 10, to w sumie możemy nawet razem wyjść. Jeszcze raz dziękuję, że pozwoliłeś mi u siebie zostać. Odwdzięczę się - Patryk uśmiechnął się do Darka.

- Nie ma sprawy. Dobranoc - odparł.

Patryk wszedł do pokoju, w którym Darek przygotował dla niego łóżko. Nawet tu ładnie - pomyślał. Szybko wtulił się w pościel i czekał, aż nadejdzie sen. Mijała jednak minuta za minutą, a on nadal nie mógł zasnąć. Nerwowo przewracał się z boku na bok, zaczął nawet liczyć barany, jednak sen nie nadchodził. W pewnym momencie Patryk usłyszał, jak zegar wybija 4. Pójdę sprawdzić, czy Darek śpi - pomyślał.

Wstał i wyszedł z pokoju.

Amok

Ostrze ściskanego przez Patryka w ręku noża zagłębiało się raz po razie w ciele Darka. Przy każdym z uderzeń krew bryzgała na jasne ściany pokoju. Ściany, pościel, dywan, meble - wszystko spływało czerwienią. Patryk działał jak w amoku. Wbijał ostrze gdzie popadło. Dopiero kiedy ból w ręce, w której trzymał nóż, stał się nie do zniesienia, dał spokój.

Darek nie żył. Patryk przebrał się w ciuchy, które znalazł w jego szafie, i zanim wyszedł, przeszukał jeszcze kieszenie spodni swojej ofiary, zabrał telefon oraz pięćdziesiąt zł, po czym szybko opuścił mieszkanie Darka i pojechał prosto na dworzec.

Skory do pomocy

Dariusz Matelski urodził się w 1970 roku w Poznaniu. Całe życie mieszkał w starej, zabytkowej kamienicy przy ul. Woźnej, mieszczącej się na poznańskiej starówce. Kiedy miał 18 lat, w wypadku samochodowym stracił rodziców. W tym czasie pracował już w jednym z poznańskich warsztatów samochodowych jako mechanik. Dwa lata później ożenił się ze swoją dziewczyną Marzeną. Wkrótce na świecie pojawiła się ich córka Karina. Młodzi, mimo że jako narzeczeństwo byli bardzo udaną i zgodną parą, nie potrafili stworzyć równie harmonijnego małżeństwa. Kłótnie, wzajemne żale, w końcu zdrada doprowadziły do jego rozpadu.

Darek, jak wspominali jego znajomi, prowadził ustabilizowany i dość monotonny tryb życia. W tygodniu od świtu do późnych godzin popołudniowych pracował, niezmiennie od 17 lat w tym samym warsztacie samochodowym. W weekendy zaś spotykał się z córką, która była jego oczkiem w głowie, albo z najlepszymi przyjaciółmi: Krzysztofem i Tomaszem. Dariusz uchodził za spokojnego, przyjaznego i pracowitego człowieka. Jak wspominały osoby, które go znały, był bardzo wrażliwy na ludzką krzywdę i zawsze w miarę możliwości chętnie pomagał wszystkim w potrzebie.

Niepokojąca nieobecność

Czterodniowa, i na dodatek nieusprawiedliwiona, nieobecność Darka w pracy w końcu zaniepokoiła jego kolegów oraz szefa. Gdy kolejna próba dodzwonienia się do niego nie powiodła się, właściciel warsztatu zwrócił się do swoich pracowników.

- Słuchajcie, chłopaki, coś jest nie tak. Znam Darka od przeszło 15 lat, to nie w jego stylu. Coś się musiało stać. Nie odbiera telefonu, Marzena też nie wie, co się z nim dzieje. Może któryś z was pojechałby do niego do domu? Mam przeczucie, że stało się coś złego.

- Niech się szef nie martwi. Ja od razu po pracy wstąpię do Darka i sprawdzę, co z nim - zadeklarował Mikołaj.

- Fajnie. Wiesz co, może jednak lepiej będzie, jak pojedziesz od razu, być może zachorował i potrzebuje pomocy - zadecydował szef.

Po piętnastu minutach mężczyzna już dzwonił do mieszkania kolegi. Nikt nie otwierał. Mikołaj instynktownie nacisnął klamkę i ku jego zdziwieniu drzwi ustąpiły. Nieśmiało wszedł do środka, rozejrzał się dookoła.

- Darek! Darek! Hej, stary, gdzie jesteś?! - zawołał.

Nikt jednak nie odpowiadał.

Cholera, co tu tak śmierdzi?- pomyślał Mikołaj i skierował się w stronę pokoju, w którym Darek zazwyczaj przyjmował gości.

Morderca amator

Dziesięć minut później w kamienicy, w której mieszkał Dariusz Matelski, zaroiło się od policji. Funkcjonariusze udali się do mieszkania ofiary i natychmiast zabrali do zabezpieczenia miejsca przestępstwa. Dość szybko domyślono się, że zbrodnię popełnił totalny amator, zawodowiec nie zostawiłby tylu śladów. Śledczy przyjęli, że zamordowany najprawdopodobniej znał swojego napastnika i sam wpuścił go do mieszkania. Za tą wersją przemawiał m.in. brak śladów włamania oraz zaścielone łóżko w sąsiednim pokoju. W całym mieszkaniu zabezpieczono sporą ilość śladów z materiałem genetycznym: krew, włosy, ślinę na szklankach, odciski palców. A także niedopałki papierosów, zakrwawioną odzież, odcisk buta numer 43 oraz narzędzie zbrodni.

Znajdujący się na miejscu lekarz sądowy na podstawie oględzin stwierdził, że denat nie żyje co najmniej od trzech dni. Przeprowadzona nazajutrz w Zakładzie Medycyny Sądowej w Poznaniu sekcja zwłok Dariusza potwierdziła wstępne przypuszczenia co do daty śmierci Matelskiego. Lekarz sądowy jednoznacznie wykazał, że zgon nastąpił w godzinach nocnych lub wczesnorannych z 3 na 4 lipca. Jako przyczynę śmierci podał: przecięcie gardła narzędziem o cechach broni białej, tj. nożem z zakończeniem tnącym, który spowodował uszkodzenie ciała zazwyczaj zagrażające życiu i zdrowiu ludzkiemu w postaci rozległej rany ciętej szyi, aż do kręgosłupa szyjnego z przecięciem obu odgałęzień tętnicy lewej i zranienia krtani, w następstwie czego nastąpił silny krwotok do układu oddechowego i uduszenie się.

Typowanie sprawcy

Na podstawie zeznań świadków, którzy ostatni raz widzieli Dariusza żywego, stworzono portret pamięciowy zabójcy: wzrost około 180-185 cm, waga 75-80 kg, krótko ostrzyżone włosy, twarz pociągła, wiek około 18 lat, znaki szczególne - niewielka szrama na prawym policzku.

Krzysztof i Tomasz zapamiętali, że chłopak, który się do nich dosiadł, miał na imię Patryk, a do Poznania przyjechał z Opalenicy. Dysponując tyloma informacjami, funkcjonariusze postanowili pogadać ze swoimi kolegami z komisariatu w Opalenicy. Chcieli rozpytać się o notowane przypadki wykroczeń, w których udział brałby jakiś Patryk. Opaleniccy funkcjonariusze nawet nie musieli sięgać do kartoteki. Dobrze znali Patryka Gielackiego, który idealnie pasował do stworzonego przez świadków profilu pamięciowego.

Szybki wywiad środowiskowy dotyczący podejrzewanego nastolatka i poznańscy policjanci byli niemal pewni, że to właśnie jego szukają.

Odtrącony kochanek?

Zatrzymano go, gdy wracał ze szkoły. Został przewieziony do komendy wojewódzkiej przy ul. Kochanowskiego w Poznaniu, gdzie jeszcze tego samego dnia rozpoczęto przesłuchanie. Podejrzany od razu przyznał się do dokonania zabójstwa.

- Darek zaproponował mi, żebym u niego spał. Wróciliśmy do domu około pierwszej. Umyłem się, a potem zjadłem to, co mi przygotował Darek. Poszedłem do pokoju, ale nie mogłem zasnąć. Około godziny czwartej postanowiłem zajrzeć do Darka. Myślałem, że coś między nami zaiskrzyło tego wieczoru. Chciałem się z nim kochać, ale on mnie odtrącił. Było mi wstyd. Nie pamiętam, co było potem. Ocknąłem się dopiero stojąc na przystanku tramwajowym.

Patryk powtórzył swoje zeznania w poznańskiej Prokuraturze Rejonowej. Decyzją sądu został tymczasowo aresztowany na trzy miesiące i przewieziony do Aresztu Śledczego przy ul. Młyńskiej w Poznaniu.

Przyłapany złodziej?

W trakcie prowadzonych czynności śledczych chłopak kilkakrotnie zmieniał swoje zeznania co do motywów popełnionej zbrodni. Szybko też odwołał swoje pierwotne wyjaśnienia, mówiąc, że wszystko (oczywiście pod presją policji) wymyślił.

W dniu 24 lipca śledczy w protokole z przesłuchania podejrzanego zanotował: Tego wieczoru nie mogłem zasnąć, toteż postanowiłem wyjść z pokoju zobaczyć, czy Darek śpi. Zacząłem się rozglądać po mieszkaniu, brałem do ręki różne rzeczy i oglądałem. Wtedy obudził się Darek i przyłapał mnie na szperaniu. Zaczął mnie wyzywać od złodziei. Nie wiem, jak to się stało, ale chwyciłem nóż i zacząłem walić na oślep.

Po dziesięciu dniach znowu zmienił swoją opowieść.

- Darek przyłapał mnie, gdy przeszukiwałem kieszenie w jego spodniach. Przepiłem wszystko i nie miałem za co wrócić do domu. Chciałem tylko pożyczyć 10 zł.

Czy szaleniec?

Również i ta wersja długo nie przetrwała. W trakcie kolejnych rozmów Patryk powiedział:

- Tak naprawdę cały czas kłamałem. Nie chciałem, aby ktoś wziął mnie za wariata, ale muszę wyjawić prawdę. Tego wieczoru nie mogłem zasnąć, jakiś głos w mojej głowie powtarzał cały czas: "Zabij go, zabij. On jest zły". Ten głos męczył mnie przez przeszło godzinę, pamiętam tylko, że wstałem z łóżka, poszedłem do kuchni i wziąłem nóż. Ocknąłem się dopiero na przystanku tramwajowym. Wtedy też zauważyłem, że nie mam na sobie swoich rzeczy.

Przeprowadzona obserwacja psychiatryczna nie wykazała żadnych objawów choroby psychicznej, badany nie cierpiał na zaburzenia świadomości. Wykluczono również, by w trakcie popełniania zbrodni poczytalność sprawcy była w jakikolwiek sposób ograniczona. Tłumaczenia Patryka, że nie pamięta tamtego zdarzenia, uznano za celową próbę uniknięcia odpowiedzialności i zmniejszenia wyroku.

"Chciał mnie zgwałcić"

Po ośmiu miesiącach śledztwa przygotowany przeciwko Gielackiemu akt oskarżenia trafił do Wydziału IV Karnego Sądu Okręgowego w Poznaniu. W liczącym 54 strony akcie oskarżenia zarzucono podejrzanemu dokonanie brutalnego zabójstwa Dariusza Matelskiego na tle rabunkowym.

Prawie rok po śmierci Dariusza, 21 czerwca 2007 roku, w Sądzie Okręgowym w Poznaniu rozpoczął się proces przeciwko zabójcy. Zdaniem oskarżyciela, Gielacki zamordował z zimną krwią człowieka, który chciał mu pomóc. Zabił go w celach rabunkowych. Prokurator powiedział, że Patryk tanio wycenił życie Matelskiego - na 50 zł i stary model Nokii.

Składając zeznania podczas pierwszego dnia procesu, Gielacki po raz kolejny zmienił wersje wydarzeń.

- Proszę wysokiego sądu! Ofiara, to znaczy Dariusz Matelski, chciał mnie wykorzystać, ściślej mówiąc: zgwałcić. Kiedy leżałem w łóżku, zakradł się do mojego pokoju, chciał uprawiać ze mną seks, a kiedy się nie zgodziłem, poprosił, abym mu zrobił dobrze. Zaczął mnie dotykać i mówił, że go podniecam. Wtedy ja nie wytrzymałem - wziąłem nóż, który miałem w kieszeni, i zacząłem w niego uderzać. Działałem w obronie własnej. Kiedy byłem pewien, że ten zbok nic mi już nie zrobi, przestałem go dźgać. Przeciągnąłem zwłoki do pokoju, w którym spał, przebrałem się w jego rzeczy i uciekłem z mieszkania. Nie chciałem nikogo zabić, ja tylko się broniłem - mówił nieskładnie na sali sądowej.

Sąd podważył łatwo te zeznania, posiłkując się materiałem dowodowym. Wyniki oględzin miejsca zbrodni jednoznacznie bowiem wskazywały, że zgon mężczyzny nastąpił w pokoju, w którym znaleziono zwłoki.

Ponadto wszyscy świadkowie - bliscy i przyjaciele Matelskiego - kategorycznie zaprzeczyli, że miał skłonności homoseksualne.

- Ten człowiek kłamie, wymyślił to, aby się bronić. Darek był normalnym facetem, pociągały go tylko kobiety - wyjaśnił przed sądem jeden z jego przyjaciół.

Winny!

Sąd uznał Patryka Gielackiego winnym zarzucanych mu czynów i skazał na karę 25 lat pozbawienia wolności. W uzasadnieniu wyroku sędzia Hieronim Mikołajczyk stwierdził: Zebrane w tej sprawie dowody jednoznacznie wskazują jako winnego Patryka Gielackiego. Wydany wyrok w ocenie sądu i tak jest łagodny w stosunku do zbrodni, jakiej dopuścił się Gielacki. Jednakże sąd przy wymierzeniu kary kierował się młodym wiekiem oskarżonego oraz nadzieją, iż przejdzie on przez proces resocjalizacji i za kilkanaście lat będzie mógł wrócić na łono społeczeństwa jako prawy człowiek.

W ostatnim słowie sędzia zwrócił się do skazanego:

- Panie Gielacki, sąd nie uwierzył w pana pokrętne tłumaczenia co do motywu popełnionej zbrodni i w całości poparł akt oskarżenia przygotowany przez prokuraturę. Mam nadzieję, że jest pan świadom czynu, jakiego się pan dopuścił. Myślę, że poniekąd karą dla pana jest świadomość krzywdy, jaką wyrządził pan swoim najbliższym, szczególnie matce i ojcu, oraz najbliższym Dariusza, szczególnie zaś jego 15-letniej córce.

Oskarżony wysłuchał wyroku z kamienną twarzą. Nie drgnął mu ani jeden mięsień, nie spuścił wzroku.

Kilka dni później adwokat Gielackiego złożył apelację. Sprawa trafiła ponownie na wokandę, tym razem w Sądzie Najwyższym. Po powtórnym rozpatrzeniu sprawy Sąd Najwyższy 13 listopada 2007 roku podtrzymał w całości orzeczony wyrok sądu I instancji.

Patryk Gielacki odsiaduje karę 25 lat pozbawienia wolności w Zakładzie Karnym w Rawiczu. Najwcześniej o przedterminowe zwolnienie będzie mógł starać się w 2022 roku.

Kinga Przyborowska

Personalia oraz niektóre okoliczności zdarzeń zmieniono.

Rysunki: Paulina Dudzik

Śledztwo
Dowiedz się więcej na temat: zbrodnie | zabójca | morderca
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy