Jak nie dać się "skroić" kieszonkowcom?

Do perfekcji opanowali sztukę odwracania uwagi. całymi latami ćwiczą palce i doskonalą sposoby okradania niewinnych ofiar.

W przestępczym slangu mówią o nich doliniarze. Określenie to pochodzi od dawnej nazwy kieszeni - doliny. Techniki i metody kradzieży uliczni złodzieje trenują przez całe "zawodowe" życie. Jednak dla kieszonkowca równie ważne są zdolności aktorskie, konieczne gdy chce się odwrócić uwagę przyszłej ofiary lub zdobyć jej zaufanie. Dlatego potrafią być czarujący i pomocni, a gdy trzeba - nieporadni.

Uliczni złodzieje są nie lada problemem. Wystarczy spojrzeć na statystyki kryminalne: w Warszawie każdego roku na policję zgłasza się kilkanaście tysięcy ofiar kieszonkowców. Szacuje się, że rzeczywista liczba przestępstw jest o wiele większa - mówi się nawet o kilkudziesięciu tysiącach osób (tylko  w stolicy), które zostały okradzione w ostatnich 12 miesiącach.

Reklama

Kim są i jak działają polscy doliniarze?

Złodziej kocha tłum

Kieszonkowcy lubią pracować tam, gdzie jest tłoczno, dlatego nad wyraz chętnie pojawiają się w modnych wakacyjnych kurortach. Podczas urlopu zaaferowani turyści często zapominają, że należy pilnować portfela i cennych przedmiotów, a złodzieje skwapliwie to wykorzystują. Ich najczęstszym rejonem działania są metropolie i duże miasta.

Poszukując okazji do kradzieży, odwiedzają zatłoczone ulice, poruszają się komunikacją miejską, chodzą na giełdy samochodowe i komputerowe, place targowe, do kościołów, hipermarketów oraz miejsc, gdzie odbywają się imprezy masowe. Można ich spotkać w restauracjach, pubach i na dyskotekach...

Wielu doliniarzy rusza w miasto, kiedy zbliża się dzień wypłaty. 10. dzień miesiąca jest i dla nich świętem "matki boskiej pieniężnej". To już niemal złodziejska tradycja, że właśnie wtedy obstawiają autobusy i tramwaje, którymi ludzie wracają z zakładów pracy. Wzmożony ruch w ich interesie (i dużą liczbę zgłoszeń o kradzieży) można też zaobserwować w okresie poprzedzającym Boże Narodzenie, Wielkanoc czy Wszystkich Świętych, gdy ludzie wpadają w szał zakupów. Kieszonkowcy ochoczo korzystają także z okazji, jakie dają im cieszące się dużą popularnością wyprzedaże w sklepach.

Dla doliniarzy wymarzonym łupem (nazywanym fantem) są wypchane gotówką portfele (czyli skóry, tajstry albo zecery) oraz saszetki. Z pewnością nie pogardzą biżuterią, markowym sikorem (zegarkiem), telefonem komórkowym czy kartą płatniczą. Ci, którzy mają odpowiednie dojścia, polują na dowody osobiste, prawa jazdy, paszporty, a nawet studenckie legitymacje. Fałszerze tylko czekają na dokumenty, dzięki którym mogą komuś sprzedać "drugie życie".

W jaki sposób kieszonkowcy typują ofiarę? Najczęściej uwagę doliniarzy przykuwają posiadacze torebek i plecaków z rozpiętymi zamkami lub osoby, którym z tylnej kieszeni spodni wystaje portfel. Liczy się również wygląd zewnętrzny człowieka; złodzieje potrafią na podstawie ubrania ocenić, kto może mieć przy sobie forsę. Ważne jest także, czy potencjalna ofiara gdzieś się spieszy. Kieszonkowcy słusznie zakładają, że zabiegana osoba rzadko ma w głowie pilnowanie własnych pieniędzy i cennych przedmiotów. Bardzo często ofiarami oprychów stają się ludzie w podeszłym wieku (zwłaszcza jeśli można po nich poznać, że właśnie wybrały się na zakupy), a także osoby sprawiające wrażenie przyjezdnych. Wytypowany cel jest określany pacjentem.

Gdy gang złodziei stwierdzi, że trafiła im się wyjątkowo dobra okazja, wówczas członkowie bandy potrafią śledzić namierzonego osobnika przez długie godziny. Ofiarę obserwują w różnych sytuacjach: przyglądają się, jakie sumy wypłaca z bankomatu i co kupuje w sklepach. Opryszki starają się nawet dowiedzieć, gdzie i na jakim stanowisku pracuje pacjent. Ich cel może stanowić zarówno zabiegany biznesmen, jak i stateczny właściciel knajpy, który po zamknięciu interesu rusza z utargiem do domu. Może to być także diler narkotyków, który handluje na ich terenie.

Fach w rękach

Doliniarz doskonały ma z reguły bardzo smukłe dłonie i palce. Złodzieje szczególnie dbają o ich "kondycję", bo to przecież narzędzie pracy. Nieustannie ćwiczą zwinność rąk, starają się, by stawy zawsze były odpowiednio rozgrzane (zwłaszcza zimą, gdy niskie temperatury mogą spowodować odrętwienie). W tym fachu najlepiej być średniego wzrostu i nie wyróżniać się z tłumu.

Dla kieszonkowca prawdziwym darem od losu jest właśnie przeciętna fizjonomia, twarz nijaka, bo trudno ją zapamiętać i opisać, a łatwo zapomnieć. Jednak nawet najbardziej pospolity wygląd i świetna technika manualna to zdecydowanie za mało. Najważniejsze są odpowiednie cechy charakteru. Dzięki nim można zniwelować wady, jakimi są charakterystyczna fizjonomia i niedociągnięcia w zręczności. Złodziej musi być opanowany oraz mieć świetny refleks, ponadto powinien łatwo nawiązywać kontakty oraz być bystrym obserwatorem.

Początkujący kieszonkowiec zachowuje się zupełnie inaczej niż stary wyjadacz. Gdy przystępuje do pracy, zwykle jest spięty i podenerwowany, ma rozbiegane oczy, czerwieni się. Wydaje mu się, że wszyscy wokół patrzą tylko na niego. Dlatego dla niedoświadczonego doliniarza najważniejszą sprawą jest odsunięcie na bok obaw. Żółtodziób musi "oderwać się od rzeczywistości", pozbyć się wrażenia, że każdy się na niego gapi.

Podobno najtrudniejsze jest wbicie sobie do głowy jednej zasady: oprócz ciebie nikt inny nie wie, że chcesz skroić ten portfel! Dopiero pokonanie psychicznej bariery spowoduje, że adept zaliczy pierwszy etap wtajemniczenia do złodziejskiego fachu. A z upływem lat nabierze ogłady i nauczy się kolejnych istotnych w tym zawodzie umiejętności: zwinności i wyczucia.

Kieszonkowcy muszą być przekonani, że posiadają doskonałe przygotowanie; powinni wierzyć, że są najlepsi. Podczas kradzieży nie ma miejsca nawet na chwilę zawahania, dlatego dla dobrego doliniarza zdecydowane ruchy to podstawa.

V jak widełki

Kieszonkowcy bardzo często działają w grupach. Oprócz mężczyzn w skład gangu mogą wchodzić kobiety i dzieci. Jeśli planują akcję w autobusie czy tramwaju, członkowie bandy nigdy nie stoją razem na przystanku. Nieraz jest to trudne, bo zdarza się, że na krojenie ruszają nawet 20-osobowe zespoły! Kiedy tak liczna "wycieczka" wchodzi do pełnego pasażerów pojazdu, potrafi oporządzić kilku, a nawet kilkunastu podróżnych.

Duże gangi są jednak rzadkością. Zazwyczaj grupa bojowa składa się z kilku osób, a każda z nich ma ściśle przypisane zadanie. Najwyższe miejsce w hierarchii zajmuje krawiec (czasem nazywany też robotnikiem) - to ktoś, kto szyje lub kroi (czyli okrada). Skąd wzięły się takie określenia? Otóż doliniarz zwykle sięga do kieszeni ofiary dwoma palcami: wskazującym i środkowym. Ich ułożenie przypomina literę "v" i nazywane jest widełkami. Jeszcze przed II wojną światową ktoś skojarzył tak rozchylone palce z nożyczkami, którymi krawcy tną materiał - i tak już zostało.

Po skrojeniu ofiary złodziej prawie natychmiast (z reguły po kilkunastu, kilkudziesięciu sekundach) odbija łupy, czyli przekazuje je tycerowi, nazywanemu też niekiedy konikiem. Jego głównym zadaniem jest oddalenie się z fantami w bezpieczne miejsce. Zdarza się, że konik ma jeszcze inne obowiązki, np. obserwuje zachowanie pacjenta oraz zasłania robotę krawca (choćby za pomocą gazety). Wspomniany pomocnik przydaje się też do robienia sztucznego tłoku wokół ofiary. Członkiem ekipy może być świeca. On z kolei pilnuje, czy w pobliżu nie krąży policyjny patrol.

W kuchni i zza parawanu

Podczas roboty kieszonkowcy mają ze sobą stały kontakt, lecz dbają o pełną dyskrecję, dlatego porozumiewają się wyłącznie wzrokowo. Są również tacy, którzy wymieniają się informacjami za pomocą slangu niezrozumiałego dla postronnych.

Z reguły to tycer informuje krawca, gdzie znajduje się potencjalny łup. Kiedy mówi: kuchnia, oznacza to, że jego kompan powinien się zainteresować tylną kieszenią spodni pacjenta; natomiast uwaga o prawej lub lewej wierchówie to cynk, że fant jest w wewnętrznej kieszeni marynarki lub kurtki po jednej ze stron. Wtedy należy buchnąć zza parkanu (w przypadku tego rodzaju kradzieży niezbędny jest atak od frontu i konieczne odwrócenie uwagi ofiary).

Zapuszczanie żurawia to z kolei wkładanie ręki po łup. W skrajnych przypadkach kieszonkowcy okradają na bombę. To sposób brutalny, bowiem bandyta przed kradzieżą planuje uderzyć lub ogłuszyć ofiarę. Subtelniejszą formę ma kradzież na kosę - wówczas kieszonkowiec rozcina kieszeń, spód torebki albo dno plecaka pacjenta. Do tego może się posłużyć nożem do tapet albo żyletką (częściowo owija się ją taśmą, żeby złodziej nie zranił się w palce).

Dużą popularnością cieszą się inne drobne narzędzia, np. spinki do włosów albo druciki. Dzięki nim robotnik potrafi wyciągnąć z kieszeni portfel albo telefon w taki sposób, że okradany tego nie poczuje.

Kiedy złodziej obawia się, że ktoś z boku zauważy próbę kradzieży, wówczas wyciąga fanty zza parawanu, czyli osłania newralgiczne miejsce, np. przewieszonym przez ramię płaszczem. Z kolei innej strategii wymaga metoda na podsiad. W tym przypadku grupa złodziei stara się "przytrzymać" wytypowaną osobę, blokując jej wejście do tramwaju lub autobusu. Doliniarze tworzą wtedy sztuczny tłok. 

Dzięki temu mogą uśpić czujność pacjenta. W ścisku, kiedy osoba jest popychana z każdej strony, przestaje reagować na dotyk w pobliżu kieszeni, w której trzyma portfel albo inne wartościowe przedmioty.

Jeszcze innym sposobem zdobycia fantów jest okradnie na bagaż, tzn. zaoferowanie pomocy przy niesieniu np. walizki. Najczęściej stosuje się go wobec obcokrajowców, na których złodzieje polują w okolicach dworców i lotnisk. Dobrym miejscem na wyszukiwanie ofiar są kawiarnie, restauracje i dyskoteki. Tam doliniarze zwykle stosują tzw. przewieszkę - przy okazji wieszania swojego okrycia na krześle dostawianym do oparcia siedzącego, opędzlowują kieszenie marynarki należącej do ofiary.

Przypalenie mordy

Lecz nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Zdarza się, że pacjent zbyt szybko orientuje się, że padł ofiarą kradzieży. Niektórzy kieszonkowcy twierdzą, że lepszym rozwiązaniem jest krojenie mężczyzn, bo nawet jeśli zauważą przestępstwo, to często udają, że nic się nie dzieje (ze wstydu lub ze strachu przed pobiciem). Sprawy mają się gorzej w przypadku płci pięknej; podobno kobiety natychmiast zaczynają drzeć się wniebogłosy i wzywać pomoc.

Kiedy kieszonkowiec zalicza wpadkę na gorącym uczynku, zaczyna odgrywać swój spektakl, czyli brać na huki. Woła wówczas: Zwariowała pani? Ma pani coś z głową? To są bezpodstawne oskarżenia! Ja jestem uczciwym człowiekiem, a nie złodziejem! Lecz nawet gdy ofiara będzie się upierać i wezwie policjantów, by przeszukali "uczciwego człowieka", bardzo rzadko zdarza się, by patrol znalazł przy krawcu jakieś fanty. Robotnik z reguły już dawno nie ma przy sobie trefnego towaru.

Zatrzymany doliniarz jest skazany w swoim rewirze na "śmierć zawodową". Po przypaleniu mordy bowiem każdy policjant patrolujący teren działania szajki będzie szukał w tłumie znanej mu twarzy. Poza tym przyłapanie na kradzieży ma jeszcze jeden minus: na komisariacie zdejmowane są pacynki (odciski palców), co dla zawodowego złodzieja może oznaczać spore kłopoty.

Sztuka iluzji

Najlepsi złodzieje posługują się wieloma, często unikatowymi, metodami okradania i nieustannie je doskonalą. Kiedy doliniarze ruszają na polowanie, najpierw chcą się dowiedzieć, gdzie jest zlokalizowany potencjalny łup. Istnieje na to wiele sposobów. Z reguły zaczynają od "przypadkowego" potrącenia. Odpowiednio szturchnięta osoba zazwyczaj odruchowo sięga do kieszeni, w której nosi pieniądze, telefon komórkowy lub wartościowe przedmioty.

Co bardziej bezczelni robotnicy stosują inny patent, który najlepiej sprawdza się w tramwajach i autobusach. Wołają: Uwaga, złodzieje!, po czym bacznie obserwują, za które kieszenie łapią się pasażerowie chcący sprawdzić, czy nic im nie zginęło. Paradoksalnie kieszonkowcom mogą się przysłużyć tabliczki i nalepki z napisem: "Uwaga na kradzieże". Ktoś, kto widzi takie ostrzeżenie, często od razu sprawdza, czy nic mu nie zniknęło.

Z kolei kiedy wszystko wskazuje, że fanty znajdują się w wewnętrznej kieszeni marynarki pacjenta, doliniarze próbują się zorientować, czy jest on lewo-, czy praworęczny. Pierwsi zazwyczaj noszą portfel w prawej kieszeni, drudzy - w lewej.

Podstawą przy krojeniu jest odwrócenie uwagi od portfela. Fachowcy nie boją się wchodzić w bezpośredni kontakt z upatrzonym człowiekiem. Skórę mogą skroić nawet na środku ulicy, na tzw. mijance. Kiedy działają w parach, często próbują zagadywać pacjenta. Wówczas pierwszy pyta o drogą albo o godzinę, zaś jego kompan opróżnia ofierze kieszenie.

Fantazja kieszonkowca przy nawiązywaniu kontaktu nie zna granic. Zdarza się, że doliniarz "przypadkiem" strąca pacjentowi kapelusz albo okulary, potem z uniżeniem przeprasza za niezręczność, a przy okazji zabiera mu portfel. Podobny sposób to oblanie sokiem, kawą albo herbatą. Podczas usuwania plam z marynarki nieszczęśnika otwiera się przed złodziejem olbrzymie pole do popisu.

Namierzony cel można potrącić albo poprosić o ogień. Nieraz złodzieje posuwają się do maskarady i, by uśpić czujność ofiary, udają księdza czy kominiarza... Wszystko to służy jednemu:  podświadomie przekonać pacjenta, że ja nie jestem złodziejem.

Jak nie dać się okraść?

Według policyjnych statystyk, ok. 30 proc. złąpanych na gorącym uczynku doliniarzy przyznało, że kradzieże kieszonkowe są ich jedynym źródłem dochodu, czyli poniekąd wykonywanym zawodem. Funkcjonariusze podkreślają, że ten typ przestępstwa jest jednym z najtrudniejszych do wykrycia, gdyż po ataku krawca zazwyczaj nie pozostają żadne ślady (niekiedy tylko rozcięte kieszenie). Pechowcom, którzy mieli braki w umiejętnościach i wpadli na gorącym uczynku, grozi kara do 5 lat więzienia.

Czy można się zabezpieczyć przed doliniarzami? To bardzo trudne. Niektórzy kieszonkowcy chełpią się, że każdy cel da się obrobić, sprawa jest tylko kwestią czasu. Na pewno powinniśmy się stosować do kilku sprawdzonych reguł, co utrudni złodziejom życie. Po pierwsze: nigdy nie należy nosić pieniędzy, portfela czy cennych przedmiotów w tylnej kieszeni spodni.

Po drugie: zawsze należy uważać na osoby przesadnie miłe i spoufalające się. Po trzecie: będąc w lokalu, należy pilnować, by w okryciu wierzchnim, które zostawiamy w szatni lub zawieszamy na oparciu krzesła, nie zostały pieniądze ani cenne przedmioty. Po czwarte: torebki i plecaki należy zawsze zasuwać na zamek.

Po piąte i najważniejsze: być czujnym, bo doliniarze są wśród nas.

Miłosz A. Gerlich

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama