"La Tuta" - narkotykowy dobrodziej i wróg publiczny numer 1

​Servando "La Tuta" Gomez może być najpilniej poszukiwanym przez policję gangsterem w Meksyku, lecz dla mieszkańców jego rodzinnego miasteczka jest prawdziwym dobrodziejem, który urządza przyjęcia, przysyła prezenty i rozdaje pieniądze potrzebującym. Poznajcie historię Robin Hooda z Arteagi w Meksyku.

Nikt dokładnie nie wie, kiedy ostatnio przywódca kartelu Rycerzy Templariuszy (Los Caballeros Templarios Guardia Michoacana) odwiedził Arteagę, małe miasteczko w stanie Michoacana, w którym to z nauczyciela przeistoczył się w groźnego przestępcę.

48-letni Gomez, za pojmanie którego wyznaczono nagrodę w wysokości dwóch milionów dolarów, nie może pokazać się tam oficjalnie. Żyje jak uciekinier, ukrywając się w górach i jaskiniach, gdyż po piętach depczą mu wojskowi agenci, sprzymierzeni z policją. Przeczesują rozległe tereny Tierra Caliente, bo wiedzą, że pojmanie "La Tuta" zada bolesny cios jego kartelowi.

Reklama

Kartelowi, który budzi paniczny strach w całym stanie Michoacán. Rycerze Templariuszy kontrolują ten region, nakładając haracze za rzekomą ochronę i kontrolując sprzedaż narkotyków. Z rąk żołnierzy Gomeza zginęło już wiele osób. Bezpieczni mogą czuć się jedynie mieszkańcy Arteagi, którzy traktowani są przez bossa w wyjątkowy sposób.

Robin Hood - tak określany jest "La Tuta" w 22-tysięcznym miasteczku, położonym dwie godziny jazdy od wybrzeża Pacyfiku. To dlatego, że w Arteadze wciąż mieszka jego rodzina. Matka prowadzi ranczo, na którym hoduje koguty, była żona zamieszkuje różową willę, zaś na lokalnym cmentarzu najbardziej w oczy rzuca się okazałe mauzoleum rodziny Gomezów, gdzie pochowany jest ojciec bossa kartelu.

Mieszkańcy miasteczka nie powiedzą o Servando złego słowa. Nawet gdy pojawia się w Arteadze, żaden z nich nie piśnie o tym słowa policji. Dlatego pytani o to, kiedy ostatnio widzieli go w miasteczku, celowo gubią się w zeznaniach. Ktoś mówi, że było to pięć lat temu, inny zaś, że jeszcze w zeszłym roku...

"Ludzie go tutaj szanują. Nigdy nie kalał własnego gniazda. Pomagał nam finansowo. Przysyłał nawet dzieciom prezenty na święta, chciał wybudować dom starców" - mówi Miguel Angel, sprzedawca mięsa na targu.

Gdy pojawiał się w mieście, lubił przechadzać się ulicami z pistoletem zatkniętym za pasem. Dzieci całowały go po rękach, kobiety prosiły o wsparcie. Nie odmawiał. Hojnym gestem rozdawał banknoty potrzebującym.

W przeciwieństwie do innych bossów narkotykowych karteli, Gomez nie pozuje na "ojca chrzestnego". Ubiera się w sportowe ciuchy, na głowie przeważnie nosi bejsbolową czapeczkę. Jest też bardzo rozmownym gościem. Często udzielał wywiadów. Ostatnio w styczniu tego roku.

Od zimy jednak słuch po nim zaginął. Policja szuka go w górach, lecz od kilku miesięcy nie może natrafić na jego trop. "On może tam przetrwać przez długi czas. Zna tamtejszych ludzi, którzy zawsze mu pomogą" - mówi anonimowo jeden z funkcjonariuszy policji, zajmujący się sprawą Gomeza.

W ostatnim czasie poszukiwania przybrały na sile. Świadkowie twierdzą, że widzieli, jak w góry wyjechało dwanaście terenówek wypakowanych po brzegi bronią i amunicją. W środku siedzieli policjanci, żołnierze i członkowie ochotniczej straży obywatelskiej. Nie zdradzili celu swojej eskapady, lecz stanowczo zaprzeczali, jakoby mieli wyruszyć na polowanie na szefa kartelu.

"La Tuta" to ostatni z Rycerzy Templariuszy tak usilnie poszukiwany przez władze. W tym roku zginęło bowiem trzech wysoko postawionych członków kartelu. Uważa się, że pojmanie lub zabicie Gomeza może utrudnić, a nawet sparaliżować działanie tej przestępczej organizacji. 

Poza rodzinnym miasteczkiem Gomez nie ma zbyt dobrych notowań. Farmerzy, którzy mieli już dość ciągłego terroru, prześladowania i płacenia haraczy, uformowali zalegalizowane przez władze jednostki straży obywatelskiej, które następnie przemieniły się w oddziały miejskiej policji i przejęły kontrolę nad bezpieczeństwem w 30 miejscowościach w stanie Michoacán.

22 kwietnia tego roku nowa miejska policja wkroczyła także do Arteagi, lecz nie spodobało się to mieszkańcom, którzy poczuli się zagrożeni. Oliwy do ognia dolały doniesienia o rzekomych bezprawnych rewizjach, podczas których z mieszkań i domów ginęły cenne przedmioty. W powietrzu zawisła groźba wojny ulicznej, bo do wykurzenia strażników z miasta szykować się mieli ponoć Rycerze Templariuszy.

"Ludzie mają strażników za zwykłych rzezimieszków i kryminalistów. Myślę, że wkrótce dojdzie do krwawego starcia z Templariuszami. To już nieuniknione" - przyznał anonimowo jeden ze sklepikarzy z Arteagi.

Przy wjeździe do miasta stoi stary znak drogowy, w którym naliczyć można siedem pordzewiałych dziur po kulach. Nieco dalej znajduje się kapliczka kultu świętej śmierci (Santa Muerte). To tam kryminaliści modlą się do zakapturzonej kostuchy dzierżącej kosę. Uczelnia, w której Gomez kształcił się na nauczyciela, i szkoła, w której pracował, nadal stoją na swoich miejscach. 

Siedem posiadłości w Arteadze nadal należy do familii Gomezów. Między innymi wspomniane wcześniej ranczo, gdzie zgodnie z rodzinną tradycją hodowano wystawiane w walkach koguty. Wytrenowane ptaki sprzedawano za ponad 200 dolarów. Koguty namalowane są nawet na rodowej krypcie, gdzie spoczywa ojciec, wuj oraz dziadkowie Servando.

Odwiedzająca cmentarz matka najbardziej poszukiwanego gangstera często zaczepiana jest przez mieszkańców Arteagi. Pytają o syna i życzą zdrowia.

"Ludzie są zadowoleni, bo 'La Tuta' bardzo nam pomaga. Dlatego dziękują jego matce za to, co robi i robił dla nas jej syn" - mówi Rosalba Barragan, opiekun rodzinnego ranczo Gomezów. On także ma nadzieję, że narkotykowy Robin Hood jeszcze przez długi czas skutecznie ukrywać się będzie przez stróżami meksykańskiego prawa...

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy