Wolność, równość... laickość?

Czy z miejsc publicznych znikną krzyże, muzułmańskie chusty i jarmułki? Czy związki wyznaniowe będą płacić podatki? I jak to zrobić, żeby nikt nie poczuł się urażony?

"To wszystko, co dla ludzi znajduje się na dole, dla boga znajduje się na górze - i odwrotnie - to, co dla ludzi znajduje się na górze, dla boga jest na dole". Takie surowe prawo bóg Maior ogłosił mieszkańcom baśniowej Lailonii, opisanej przez Leszka Kołakowskiego. Minęły wieki, nim doszło do buntu Lailończyków przeciw absurdalnemu rozporządzeniu. W efekcie bóg Maior ogłosił swoją dymisję, niebo zaczęło opadać, piekło wznosić się, a gdy wpadły na siebie w połowie drogi, zupełnie się wymieszały. Lailonia to kraina, w której sacrum od profanum oddziela spróchniały płot. Wystarczy byle iskra, by wzniecić ognisty spór o tzw. zasadnicze sprawy. Brzmi znajomo?

Reklama

Historyczne i światopoglądowe zaszłości

Postawiony przez harcerzy pod Pałacem Prezydenckim krzyż podsycił ogólnokrajowy spór o to, czy potrzebujemy laickiego państwa. W porównaniu z doświadczeniami wielu innych europejskich demokracji Polacy dopiero rozpoczynają szeroką publiczną debatę nad formalnymi granicami między polityką a religią. Nad dyskusją już ciążą lokalne zaszłości historyczne i światopoglądowe - zaskakujące, jeśli zestawić je w opozycyjne pary.

Z jednej strony znamy z lekcji historii wyidealizowany obraz tolerancyjnej Rzeczpospolitej Obojga Narodów, gdzie Żydzi i prześladowani przez kontrreformację protestanci znajdowali azyl. Z drugiej, w pamięci mamy rezolucję Parlamentu Europejskiego z 2006 roku, która gani m.in. Polskę za nasilenie się na jej terytorium rasizmu, antysemityzmu, ksenofobii i homofobii, do czego miały się przyczynić rosnące wówczas w siłę partie i środowiska narodowo-katolickie.

Religijność nie służy demokracji?

Zdaniem Ronalda Ingleharta, szefa międzynarodowych badań World Values Survey, im mocniejsza w społeczeństwie pozycja religii (zwłaszcza katolicyzmu, prawosławia lub islamu), tym słabiej realizowane są zasady demokratycznego państwa. Z opracowanej przez badaczy mapy świata wynika, że w kultywowaniu tradycjonalnego pojęcia władzy (jako odpowiedzialności przed Bogiem i historią) bliżej Polsce do Indii niż do Słowacji, gdzie przeważa świecko-racjonalne rozumienie polityki (jako profesji).

Jednak i nad Wisłą rozpoczęła się postmodernizacja, czyli proces odchodzenia coraz lepiej sytuowanego społeczeństwa od walki o wartości materialne na rzecz starań o innego typu dobro - swobodną ekspresję indywidualnych tożsamości. Wobec takich dążeń, religijne nakazy organizujące ludzką seksualność czy edukację coraz bardziej mierżą.

Nie oznacza to, że wiara jest skazana na całkowitą eliminację ze sfery publicznej. Według filozofa Charlesa Taylora we współczesnych społeczeństwach dominuje przekonanie o jednej globalnej laickiej nowoczesności. Tymczasem nowoczesności występują raczej w liczbie mnogiej, a laickość to niedokończony projekt, który wchodzi w skład naszego imaginarium społecznego, czyli pozwalającego nam codziennie funkcjonować wyobrażenia o społecznym ładzie. Problem w tym, że z pojęciem laickości wiąże się traumatogenna wizja społeczeństwa jako zbioru jednostek-atomów, odpowiadających za własny los. W obliczu nieprzewidzianych katastrof i klęsk świecka logika przestaje zdawać egzamin - na pole zawłaszczone przez politykę wkraczają religijnie napędzane emocje. I pomysł na laickość trzeba obmyślić na nowo.

Kompromis, czyli konkordat

Powszechna Deklaracja Praw Człowieka ONZ i Europejska Konwencja Praw Człowieka milczą na temat takiej wartości jak życie w laickim państwie, chociaż myśl o niej sięga antyku. U jej fundamentów leży założenie, że wolność sumienia jest prawem całego ludu (gr. laos), a nie tylko uprzywilejowanych grup. W szerokim sensie laicka organizacja polityczna gwarantuje wszystkim wyznaniom równy status, nie forsuje żadnego i pełni jedynie rolę arbitra. "Laickość zakłada więc oddzielenie sprawiedliwości od Dobra, czyli sfery polityki, służącej całemu laos, od koncepcji egzystencji, należących wyłącznie do dziedziny sumienia i w konsekwencji niemożliwych do narzucenia innym" - tłumaczy Guy Haarscher, filozof polityki na Wolnym Uniwersytecie w Brukseli. W wąskim sensie, rozwijanym od rewolucji francuskiej, laickość to strategia rozdziału państwa od stanu duchownego, a także zwalczania klerykalizmu i religijnych fanatyków.

Zanim na przełomie XVIII i XIX wieku idea laickości się wykrystalizowała, relacje między państwem a dominującym przez stulecia Kościołem rzymskokatolickim regulowano aktami concordatum. Za pierwszy konkordat sensu stricto uznaje się konkordat wormacki z 1122 roku między papieżem Kalikstem II a cesarzem Henrykiem V. O ile ten akt ogłaszał supremację władzy duchownej również w sprawach politycznych, o tyle większość późniejszych umów zawierano w warunkach trudnych dla Rzymu. W konkordatach pojawiały się ustępstwa ze strony kurii, lecz w istocie tego typu układy podtrzymywały pozycję Kościoła, wiążąc go silniej z państwem.

Przychylność papieża w sporze z sąsiadami

Pierwsze bulle konkordatowe, wydane przez Leona X i Klemensa VII dla Jagiellonów, pochodzą z roku 1519 i 1525, a więc z okresu, kiedy ważyły się nastroje reformacyjne na ziemiach polsko-litewskich. Kuriozum był konkordat Klemensa XII z Augustem III Sasem z lat 1736-1737, zapewniający kurii rzymskiej niespotykane wówczas w Europie prerogatywy w sprawach administracyjnych i majątkowych. Monarcha naiwnie liczył, że przychylność papieża będzie atutem w sporach ze szlachtą i sąsiadami. Tymczasem kraj upadł, a mimo laickiej w duchu konstytucji cywilnej dla kleru uchwalonej przez Sejm Czteroletni w 1789 roku (o rok wcześniej niż we Francji), utrwalił się obraz Polski jako wasala Rzymu. Natomiast pierwszy konkordat po odzyskaniu niepodległości, zawarty w 1925 roku, który z dzisiejszej perspektywy wydaje się serwilistyczny wobec Kościoła, na tle innych międzywojennych konkordatów nie wyróżniał się niczym szczególnym.

W oświeceniu, jutrzence nowożytnych konstytucji, zrodziło się pytanie: który akt jest nadrzędny - konkordat czy konstytucja? Przez dekady konkurowały ze sobą tzw. teoria legalna i teoria przywileju. Według pierwszej, inspirowanej zresztą przez biskupa katolickiego Febroniusza, skoro władza państwowa swoją uchwałą wprowadza konkordat w życie, tak samo może go też uchylić. W świetle drugiej koncepcji, to papież udziela przywileju państwu, z którym podpisuje umowę, a nie na odwrót, zatem prawo kanoniczne stoi wyżej od cywilnego. Współcześnie zwolennicy teorii przywileju są w mniejszości, ale do rozwiązania dylematów laickiego państwa nadal jest daleko. Zapisy prawne nie nadążają bowiem za procesem sekularyzacji oraz za dyskursami wielokulturowości i poprawności politycznej.

Wolność, równość... laickość

Często błędnie stawia się znak równości między laicyzacją i sekularyzacją, choć zjawiska te opierają się na odmiennych logikach. Pierwsze z nich rozwinęło się w krajach katolickich i oznacza dążenie do formalnej eliminacji wpływu doktryn religijnych na bieżącą politykę. Innymi słowy, celem jest rozdzielenie instytucji państwowych od wyznaniowych, które uważa się za konserwatywne.

Natomiast sekularyzacja, wyrastająca z logiki protestanckiej, dotyczy przede wszystkim zmian w mentalności. Od epoki modernizacji postępuje tendencja, którą Max Weber nazwał "odczarowaniem świata". Wypieramy z życia publicznego elementy magiczne, punktem odniesienia dla naszej aktywności staje się czas doczesny, tu i teraz, a nie czas wieczny. Co więcej, nie potrzebujemy idei boga, aby wyobrazić sobie sprawiedliwą władzę polityczną. Ani laicyzacja, ani sekularyzacja nie oznacza automatycznie, że ludzie przestają wierzyć w absolut. Bodaj najbardziej laickim od formalno-prawnej strony państwem Zachodu są dziś Stany Zjednoczone, a jednocześnie większość jego mieszkańców deklaruje jakiś rodzaj religijności. Jednakże wiara staje się sprawą prywatną, której nie demonstruje się na forum publicznym.

Prekursorką zakrojonej na dużą skalę laicyzacji jest Francja. Począwszy od ery Burbonów w siłę rósł gallikanizm - pogląd, że król pełni rolę najwyższego suwerena na ziemi. Zahamowany przez konkordat Franciszka I z Leonem X, gallikanizm stał się jednak żyzną glebą dla rewolucyjnej koncepcji laickiego państwa. Konstytuanta uchwaliła szereg ustaw osłabiających znaczenie katolicyzmu. Konstytucja cywilna kleru (1790) zakładała m.in., że wyborcy z danego okręgu będą w głosowaniu wybierać proboszczów. Zrównano w większości praw obywatelskich katolików, protestantów i żydów, a konstytucja z 1791 roku odebrała Kościołowi wyłączne prawo do udzielania małżeństw oraz gromadzenia aktów urodzeń i zgonów.

W 1801 roku Napoleon zawarł z papieżem konkordat stwierdzający, że katolicyzm nie jest już religią państwową we Francji, w 1882 roku zaś wyprowadzono naukę religii ze szkół powszechnych. Przełomem była ustawa z 1905 roku o rozdziale Kościoła od państwa. Od tej pory państwo przestaje dotować związki wyznaniowe, nie wypłaca kapłanom pensji, nie mianuje biskupów. Powojenne konstytucje francuskie z 1946 i 1958 roku potwierdzają laickość republiki.

Mimo konsekwentnie wprowadzanego w życie prawa Francja znowu stała się areną sporów o laicki kształt państwa. Protesty wywołała zarówno ustawa z 2004 roku o zakazie noszenia w szkołach publicznych "znaków i ubiorów, które ostentacyjnie wskazują na przynależność religijną", jak i ta z 2010 roku zabraniająca kobietom pojawiania się w miejscach publicznych w burkach i nikabach. Łamiąca prawo wyznawczyni islamu musi się liczyć z grzywną, a osoby zmuszające ją do zakładania chust nawet z karą więzienia. Warto zauważyć, że najsilniejszym motorem dla ustawodawców nie była wcale chęć przeciwdziałania dyskryminacji muzułmanek, ale poczucie, że francuska idea laickiego państwa jest zagrożona przez roszczenia grup, które nie kierują się ani logiką laicyzacji, ani sekularyzacji.

Niepoprawna religia

Dylematy laickości wynikają z tego, że jest ona zbudowana w dużej mierze na koncepcji wolności negatywnej, czyli wolności od nakazów, przymusu i jednej, hegemonicznej wizji kosmosu. Isaiah Berlin wiąże ją z zachodnimi nurtami liberalizmu i indywidualizmu. Tymczasem od lat 60. XX wieku, kiedy z byłych kolonii do Europy zaczęli masowo napływać imigranci, a w Ameryce Północnej emancypowała się ludność czarnoskóra, znów na znaczeniu zyskała idea wolności pozytywnej. Pod tą nazwą kryje się wolność do praktyk zbiorowych, głoszenia poglądów i dobrowolnego ograniczania swobody jednostki ze względu np. na wyznawaną przez nią religię. Taka wartość współgra z tzw. dyskursem winy Zachodu. W jego świetle kraje zachodnie mają moralny obowiązek zadośćuczynienia innym ludom za wieki ucisku i narzucania chrześcijaństwa. Rządy europejskie powinny więc nie tylko akceptować wielokulturową mozaikę obywateli, ale wręcz ułatwiać przybyszom praktykowanie ich kultów.

Laickość sumienia czy laickość antyreligijna?

Na te postulaty nakłada się jeszcze jeden: poprawność polityczna. U swej genezy, sięgającej środowisk uniwersyteckich z lat 70. i 80. minionego wieku, miała ona chronić obrażane i marginalizowane w życiu publicznym mniejszości religijne, etniczne i seksualne. Nie trzeba było długo czekać, by tzw. dyskryminacja pozytywna (wyrównywanie szans mniejszości kosztem praw większości) stała się własną karykaturą. W Belgii nauczyciele muzułmańscy, a w Stanach Zjednoczonych ultrachrześcijańscy rodzice zażądali, by nie nauczać ich dzieci ewolucjonizmu, lecz jedynie kreacjonizmu. W pewnej szkole pod Sztokholmem zmieniono przebieg Dnia Świętej Łucji. Zwyczajowo korowód dzieci niosących światełka prowadzi najładniejsza dziewczynka, tym razem na czele postawiono czarnoskórego chłopca wątpliwej urody, ponieważ w Szwecji tępi się nie tylko rasizm i seksizm, ale także lookizm, czyli dyskryminację ze względu na wygląd.

Dwa lata temu rada miejska Oksfordu zniosła publiczne obchody Bożego Narodzenia i zastąpiła je Zimowym Świętem Światła, by nie ranić uczuć niechrześcijan. Skutkiem tej decyzji była ekumeniczna solidarność - w obronie wielowiekowej tradycji stanęli również żydzi i muzułmanie. W zeszłym roku we włoskiej Cremonie w miejsce szkolnych jasełek ogłoszono święto świateł, wymyślone po to, by nie urazić uczęszczających do placówki dzieci innych wyznań.

Podobne przykłady można by mnożyć - trudno orzec, czy pomysłodawcom chodzi wciąż o laickość jako gwarancję wolności sumienia, czy już o laickość antyreligijną. Dochodzi do zatarcia konturów wielu kluczowych pojęć. Ilustracją postmodernistycznego pomieszania idei może być ubiegłoroczne referendum w Szwajcarii, kiedy 57 proc. głosujących opowiedziało się przeciwko budowie minaretów przy meczetach (wyznawcy islamu stanowią niecałe 5 proc. populacji tego kraju). Komentatorzy podzielili się na dwa obozy. Jedni widzieli "przebudzenie" wyborców i słuszną obronę neutralności światopoglądowej, która jest naczelną zasadą życia publicznego w Szwajcarii. Drudzy uważali, że głosy oddano na źle pojętą neutralność, bliższą ksenofobii i zagrażającą wolności wyznania oraz laickości sensu largo. Paradoksy i krótkowzroczność prób oddzielenia polityki od religii biorą się z tego, że zawsze są to działania w imię jakiejś polityki społecznej.

Rzeczpospolita laicka?

Odpowiedź na pytanie, czy Polska jest krajem raczej wyznaniowym, czy raczej świeckim pozostaje przedmiotem subiektywnych dociekań. Bez wątpienia jednak laickość u nas szwankuje. Owszem, nie ma religii państwowej, a artykuł 25 § 2 konstytucji z 1997 roku mówi o bezstronności władz w sprawach wyznań i światopoglądów. Jednocześnie konstytucjonaliści od dawna zgłaszają niezgodność niektórych postanowień konkordatu z 1993 roku z ustawą zasadniczą. Chociażby lekcje religii - na mocy tej drugiej dojrzały emocjonalnie nastolatek powinien mieć możliwość rezygnacji z uczestnictwa w katechezie. Wedle konkordatu tylko rodzice mogą o tym decydować. Natomiast by nauka religii opuściła szkoły, nie trzeba zmiany konstytucji, ale wypowiedzenia konkordatu.

Polskie prawo ma słabości, ale najpoważniejszy deficyt to brak pomysłu na rolę i miejsce różnych Kościołów w sferze publicznej. Nie ma społecznego przyzwolenia, aby brały one udział w grze politycznej, mimo że niemal wszystkie dotychczasowe spory o krzyż odbywały się właśnie na niwie polityki. Zepchnięcie Kościołów do całkowitej defensywy oznacza z kolei utrudnienia w ich cennych działaniach filantropijnych i kulturalnych. To także wywoływanie duchów z okresu komunizmu.

Etyka wyrugowana z życia

Być może kompromisowym wyjściem byłoby przyznanie związkom wyznaniowym statusu organizacji pożytku publicznego. Mogłyby otrzymywać od wiernych m.in. 1 proc. podatku dochodowego, ale musiałyby sporządzać sprawozdania finansowe oraz płacić podatki od działalności odpłatnej, jak śluby czy pogrzeby (obecnie związki wyznaniowe cieszą się wieloma ulgami podatkowymi lub płacą fiskusowi ryczałt). Zbliżone rozwiązania funkcjonują już np. w Holandii lub Niemczech, gdzie organizacje religijne z przynajmniej pięćdziesięcioletnim stażem mogą stać się korporacjami prawa publicznego - otrzymują przywileje fiskalne, ale ponoszą też odpowiedzialność karną. Co ciekawe, w Izraelu, którego ustroju nie sposób zaliczyć do laickich, szkoły religijne są utrzymywane z budżetu państwa, lecz za korupcję rabini stają przed sądami powszechnymi.

Przeciwnicy laickości utożsamiają ją z wyrugowaniem etyki z życia publicznego. To zbyt daleko idące uproszczenie. Instytucje laickie nie promują żadnej moralności opartej na wierze w sacrum, lecz podążają za "etyką o inspiracji czysto ludzkiej", jak ją nazywa Haarscher. Ma ona źródła w filozofii Kanta, zwłaszcza w imperatywie kategorycznym. Z kolei Charles Taylor, autor monumentalnej pracy "A Secular Age", przekonuje, że wiara i jej przykazania mogą stać się częścią politycznej tożsamości jednostek, nie naruszając przy tym świeckich mechanizmów władzy. Chodzi o metafizyczny, wewnętrzny namysł nad materialnymi działaniami, zamiast o publiczne wykorzystanie religii jako siły nacisku na rządzących. Przejrzyste zasady laickiego państwa są pilną potrzebą, gdyż w dobie globalnych migracji należy oczekiwać, że również w Polsce wzrośnie liczba wyznawców islamu i innych, do tej pory słabo reprezentowanych u nas konfesji. Obyśmy nie przespali szansy na dialog.

Magdalena Nowicka, asystentka w Instytucie Socjologii na Uniwersytecie Łódzkim

Wiedza i Życie
Dowiedz się więcej na temat: krzyż | podatki | konstytucja | idea | mniejszości | wiara | wolność
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy