75 lat Jeepa

Jeep Renegade Trailhawk

Wygląda jak połączenie klocka lego, hot-hatcha, muscle cara i terenówki, lecz tak naprawdę jest Jeepem z włoskim rodowodem. To trochę skomplikowane, ale uwierzcie - takie połączenie zapewnia sporo frajdy. A frajdzie tej na imię Jeep ® Renegade Trailhawk.

Jest żółty i rzuca się w oczy. Ale niech nikogo nie zmyli jego dizajnersko-zabawkowa aparycja. To nie o wygląd tu chodzi. Najmniejszy w gamie Jeepa Renegade w odmianie Trailhawk to uniwersalny żołnierz, który dziarsko maszeruje po właściwie każdym terenie.

To wóz produkowany we Włoszech, z włoskim dwulitrowym dieslem pod maską, zbudowany na wspólnej platformie z Fiatem 500X, a jednak trudno odmówić mu rasowości terenówki. Rasowości, z jakiej znana jest marka Jeep, świętująca w tym roku jubileusz 75-lecia istnienia.

Trailhawk to aktualnie najdroższa z odmian tego modelu, ale najdroższa nie bez powodu. Jest to wersja przygotowana z myślą o nieco bardziej zaawansowanych harcach na bezdrożach. Oko laika tego nie dostrzeże, ale uwierzcie na słowo - niepozorne "kaczątko" ma zwiększony ze 190 do 210 mm prześwit, większy skok kół, a także umieszczone pod silnikiem osłony silnika, skrzyni biegów, baku i częściowo zawieszenia.

Z zewnątrz rzucają się w oczy 17-calowe felgi z całorocznymi, śniegowo-błotnymi oponami, dającymi lepszą przyczepność w terenie i zderzak, wyprofilowany tak, by zwiększyć kąt natarcia na przeszkody. Charakterystycznym elementem dla tej wersji jest też czarny pas naklejony na masce oraz emblematy rozmieszczone po bokach oraz na klapie bagażnika.

Dzięki nim, Trailhawka trudno pomylić z bardziej cywilnymi wersjami. Dodajmy do tego jeszcze smaczki w postaci relingów dachowych i dużego, panoramicznego dachu i już możemy przechodzić do środka.

A tam naprawdę ciekawie, w porównaniu z bazowymi wersjami Renegade. Materiałowe fotele z dużym, czerwonym napisem Trailhawk, kolorowe plastiki obudowy głośników, nawiewów i lewarka skrzyni biegów. System audio od speców z firmy Beats i duży, multimedialny wyświetlacz. Jest także gniazdo USB, strefowa klimatyzacja i całe mnóstwo nawiązań do marki Jeep. A najlepszym jest zdecydowanie tzw "cykorłapka", czyli uchwyt, którego może się trzymać pasażer, podczas pokonywania tych bardziej wyboistych dróg.

Jazdę Renegade Trailhawk należy zasadniczo podzielić na dwa etapy. Pierwszy, to ruch miejski i szwendanie się po asfaltowych, utwardzonych ścieżkach. Tam wóz zachowuje się poprawnie. Na autostradzie daje znać opór powietrza, spowodowany "pudełkową" sylwetką auta, a także głośniejsza praca opon. W mieście specjalnych niedogodności raczej nie zaobserwowaliśmy. W końcu to terenowy automat. Wjedzie na krawężnik, a podczas godzin szczytu w korkach lewa noga nie ścierpnie nam od wciskania sprzęgła.

Swoje prawdziwe oblicze Trailhawk pokazuje jednak na drogach mniej cywilizowanych. Szutry, łąki, lasy, koleiny, brody - tam czuje się jak ryba w wodzie. Choć jest sprzedawany jako SUV, to umiejętności powinni mu zazdrościć właściwie wszyscy konkurenci w tej klasie. Napęd 4x4 naprawdę nie jest tu od parady.

Do dyspozycji kierowcy pozostaje pięć trybów jazdy w terenie: automatyczny, śnieg, piasek, błoto oraz skały. Dodatkowo blokada napędu, asystent zjazdu i system zarządzania trakcją. Podczas redakcyjnych testów Trailhawk nie miał problemów z właściwie żadnym z postawionych mu zadań. Czy to szaleństwa na piasku, czy też strome podjazdy w lesie - wykonywał swoją pracę bez sprzeciwu.


Spalanie dwulitrowej, 170-konnej jednostki Multijet nieco przekracza podawane przez producenta wartości (5.1 do 6.9 l/100 km). Podczas mało "roztropnego" traktowania pedału gazu potrafi dojść nawet do 11 litrów na sto kilometrów. Oczywiście nikt nie eksploatuje tak auta na co dzień, więc należy przyjąć że wynik w okolicach 8-9 litrów jest tutaj wartością absolutnie do osiągnięcia i do zaakceptowania.

Tytuł terenówki roku, przyznany temu SUV-owi przez branżowy tytuł "4x4 Magazine" nie wziął się z przypadku. Renegade Trailhawk najzwyczajniej w świecie na niego zasłużył swoimi ponadprzeciętnymi umiejętnościami. Co prawda nie przypomina swoich szorstkich, solidnych i ciężkich poprzedników aparycją, a zamiast "Born in the USA", pasuje mu bardziej "Sono Italiano", ale w momentach, gdy ma być Jeepem, po prostu nim jest.

.
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy