Jak przeżyć mundial po męsku

Test: adidas 11pro Battle Pack

Nie potrafimy i nie zamierzamy tego ukrywać. Piłkarska gorączka dała nam się mocno we znaki i również niecierpliwie odliczamy dni do rozpoczęcia mistrzostw świata w Brazylii. To oczekiwanie postanowił umilić nam adidas, któr w paczce do redakcji dostarczył kilka miłych mundialowych smaczków. Dzięki temu, pierwszego, symbolicznego kopnięcia piłki mogliśmy dokonać osobiście...

Para piłkarskich butów 11pro Battle Pack (jedna z trzech prototypowych par w Polsce!) i oficjalna piłka mistrzostw - Brazuca - to sprzęt, który otrzymaliśmy do wypróbowania. Taki zestaw to spełnienie marzeń każdego chłopca, ale nas też niezwykle ucieszył. W końcu sami jesteśmy jeszcze dużymi chłopcami...

W pudełku oznaczonym naklejką Ivica Vrdoljak (sorry stary!) czekała na nas para z najnowszej kolekcji Battle Pack. Model 11pro, w którym na mundialu zagrają m.in. Philippe Lahm i Franck Lampard. W dodatku wyczytaliśmy, że to but odpowiedni dla najbardziej kompletnych zawodników. Czy trzeba lepszej rekomendacji, by w miły sposób połechtać własne ego? No właśnie...

Reklama

Tym razem projektanci adidasa postarali się przed mundialem w Brazylii bardziej niż zwykle. Cała seria Battle Pack to obuwie, które swoimi wojennymi barwami z pewnością będzie wyróżniać się na murawie. Nie inaczej jest z modelem 11pro, wymalowanym w czarno-białe wzory okraszone trzema ognistymi paskami. Musimy uczciwie przyznać, że sprzęt na sezon lato 2014 wygląda po prostu dobrze.

Pierwsze wnioski z oględzin - but wykonany jest starannie, z dbałością o detale. Nawet podeszwa nawiązuje do ogólnej kolorystyki buta. Język jest krótki, zgodnie z obowiązującą modą. Wkładkę można wyjąć, żeby po meczu wyprać i wysuszyć. To jednak norma w profesjonalnym obuwiu. Szkoda tylko, że zabrakło drugiej, zapasowej pary. 

No, ale ileż można obracać w palcach buty? Trzeba je w końcu przymierzyć. Pierwsze wrażenie jest pozytywne. But dobrze opina stopę, a specyficzny materiał wkładki dobrze ją trzyma od spodu, sprawiając że skarpeta nie ślizga się. Kilka kopnięć piłki - wszystko jak w najlepszym porządku. Czujemy lekkość. Buty ważą naprawdę mało. Piłkarska technologia idzie do przodu w niesamowitym tempie.

Kopanie w przydomowym ogródku to jednak nie to, co tygryski lubią najbardziej. Trzeba wyruszyć na prawdziwe boisko i poczuć zapach murawy. Niestety ucieka nam ostatni czarter do Brazylii, więc ruszamy na poszukiwania godnego obiektu. Jako, że w Krakowie próżno szukać areny na miarę mundialu, decydujemy się odwiedzić pobliski stadion A-klasowej drużyny. Przeskakujemy przez płot, przerzucamy torbę ze sprzętem i meldujemy się na boisku. Za szatnię robi nam ławka rezerwowych. Spodenki, koszulka, getry, sznurowanie i wkraczam do gry!

Jest 35 stopni w cieniu, ale na murawie próżno szukać choć jego skrawka. Słońce praży niemiłosiernie, a ja rozpoczynam nasze testy. Kilka przebieżek z Brazuką przy nodze. Lekkie kopnięcia, zmiana kierunku biegu, parę sprintów. Jeszcze tylko stetching, żeby do redakcji nie wrócić o kulach i można odpalić pierwsze działa! 

Najpierw rzut wolny. Do bramki 17 metrów. Między słupkami Petr Czech... No dobra - tak naprawdę to stoi w niej nasz fotoreporter. Za zadanie mam nie trafić go piłką w obiektyw. Pierwszy strzał dokręcam wewnętrznym podbiciem. "Bend it like Beckham" - krzyczy kolega. Wychodzi średnio, ale piłka ląduje w sieci. Teraz kolejny strzał. Tym razem celem jest "długi" słupek. Piłka trafia właśnie w niego i opuszcza boisko. Za wrażenia artystyczne punktów nie przyznają...

Próbuję uderzeń z rzutów karnych. Ładuję po rogach. Albo przynajmniej próbuję. Piłka dobrze "siedzi" na nodze. Strzały są mocne i precyzyjne. Podobnie jak uderzenia z woleja - "soczyste" i jeszcze mocniejsze. Mam wrażenie że dobrze uderzona prostym podbiciem Brazuca katapultuje się ze stopy niczym pocisk.

Jeszcze konkurs kapek - proste podbicie, wewnętrzne, kolanka, przyjęcie na klatę, opuszczenie piłki na nogę. I parę trików pod publiczkę - "ruleta" Zidane'a, "przekładanka" Denilsona i jeszcze kilka których nie umiem nazwać, ale dobrze je pamiętam z czasów gry na szkolnym podwórku. Jakimś cudem nie zabijam się na piłce. To duży wyczyn, bo przecież piłkarskim orłem nie jestem.

Po godzinie futbolowych harców w piekącym słońcu, zlany potem kończę oficjalne testy. Potem testuję jeszcze 11pro Battle Pack w kilku nieoficjalnych gierkach z kolegami. W szatni słyszę docinki na temat nowych butów. To dobrze. Znaczy, że się podobają... Stare piłkarskie powiedzenie mówi co prawda, że "sprzęt nie gra", ale kto z nas nie chciałby się na boisku poczuć jak jedna z gwiazd mundialu? Teraz kopiąc piłkę po pracy z kolegami mogę bez żadnej ściemy powiedzieć, że Lahm i Lampard mają ze mną coś wspólnego.

*  *  *

Z okazji Mistrzostw Świata wraz z Comedy Central zapraszamy was do zabawy, która wywoła uśmiech na niejednej twarzy. Sprawdź szczegóły tutaj.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy