Joseph McCarthy: Komisja na "czerwonych"

Joseph McCarthy stał się znany z tropienia "czerwonych" /East News
Reklama

Pod koniec lat 40. XX wieku Amerykanie zaczęli sobie wreszcie zdawać sprawę ze skali komunistycznej infiltracji ich kraju, publicznie spekulowano, że USA jest penetrowane nawet przez 700 tys. agentów. Rozbudzony tym nastrój powszechnej podejrzliwości postanowił wykorzystać pewien niezwykle ambitny polityk, senator ze stanu Wisconsin...

Joseph Raymond "Joe" McCarthy (1908-1957) pochodził ze skromnej farmerskiej rodziny. Początkowo zajmował się rolnictwem (prowadził kurzą fermę), ale później podjął przerwaną po podstawówce naukę i zdobył wykształcenie prawnicze.

To otworzyło mu drogę do kariery politycznej. Najpierw pracował jako sędzia, a po wojnie - służył w marynarce na Pacyfiku - zdecydował się powalczyć o mandat senatora.

Zdobył go pod koniec 1946 roku, ale początkowo w senacie specjalnie się nie wybijał, zajmował się np. racjonowaniem cukru czy problemami wymiaru sprawiedliwości. Swoją szansę dostrzegł w związku z szerzącą się w Ameryce tzw. Czerwoną Paniką (ang. Red Scare), masową trwogą przed wszechobecnymi sowieckimi szpiegami. Senator McCarthy postanowił aktywnie włączyć się w działania mające na celu demaskowanie szpicli "czerwonych".

Reklama

9 lutego 1950 roku, podczas wystąpienia przed grupą wyborców, Joseph McCarthy oskarżył ponad 200 pracowników Departamentu Stanu o działalność szpiegowską na rzecz Związku Sowieckiego.

To dało początek szeregowi posunięć politycznych wymierzonych w prawdziwych i domniemanych agentów, akcji usankcjonowanych ustawą o działalności antyamerykańskiej uchwaloną przez Kongres USA 23 września 1950 roku.

Sam senator stał się medialną gwiazdą kampanii wymierzonej we wrogów Ameryki, zostając członkiem (i zarazem sekretarzem) senackiej komisji badającej działalność rządu oraz stałej podkomisji śledczej (Senate Internal Security Subcommittee). Głównym celem obu organów stało się wykrywanie osób zatrudnionych w urzędach państwowych, mających powiązania z komunistami.

McCarthy’ego  oskarżano o to, że sprytnie wykorzystywał ludzki strach przed "czerwoną zarazą", aby zbudować własną pozycję polityczną. Niewątpliwie sprzyjało mu ujawnianie kolejnych afer szpiegowskich (Rosenbergowie, Hiss). On i jego ludzie podejrzewali o działalność komunistyczną wiele znanych osób, wysoko postawionych polityków i gwiazd show-biznesu.

Krytycy senatora twierdzili, że w istocie była to nagonka, oskarżenia bez dowodów i nieuzasadnione pomówienia. Oblicza się, że w wyniku jego kampanii w latach 1950--1954 zwolniono z pracy ponad 5 tys. osób, czasami tylko dlatego, że przyjaźniły się z ludźmi o sympatiach lewicowych, sankcje dotknęły wielu zupełnie niewinnych obywateli. Tę politykę nazwano od nazwiska senatora makkartyzmem.

A ambitny "Joe" McCarthy nabierał wiatru w żagle. Rozkręcił się do tego stopnia, że szpiegów widział nawet na najwyższych szczeblach władzy. W swoich podejrzeniach zaszedł naprawdę daleko, np. w 1952 roku oskarżył o agenturalność Sekretarza Stanu George’a Marshalla, a nawet prezydenta Harry’ego Trumana!

Popadł też na tym tle w zatarg z dowództwem armii amerykańskiej, a nawet CIA! Nie był przy tym w stanie przedstawić wiarygodnych dowodów na to, co głosił. W końcu się zagalopował i zaczął tracić poparcie, nie tylko polityków, ale także opinii publicznej.

Gwoździem do trumny senatora i jego kampanii okazał się program nadany przez telewizję CBS. Legenda amerykańskiego dziennikarstwa, Edward R. Murrow, w swojej audycji pt. "See It Now" ("Zobacz to teraz"), ukazał działania McCarthy’ego w wyjątkowo niekorzystnym świetle (notabene tendencyjnie montując jego wypowiedzi).

Na dodatek politykowi nie pomagały dość kuriozalne działania podejmowane przez jego ludzi, w rodzaju penetrowania bibliotek w poszukiwaniu komunistycznych książek. W społeczeństwie przywiązanym do idei wolności słowa nie mogło być to pozytywnie odebrane.

Po 1956 roku komisja McCarthy’ego uległa marginalizacji, a po ustąpieniu z niej senatora zmieniła metody postępowania. Jej szef skończył marnie, bowiem zmarł w wieku 49 lat z powodu problemów zdrowotnych spowodowanych alkoholizmem. Jego postać i działalność do tej pory wzbudzają kontrowersje.

Jacek Inglot

***Zobacz materiały o podobnej tematyce***

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy