Stéphane Breitwieser: Kradł, bo kochał sztukę

Stéphane Breitwieser twierdzi, że nie kradł dzieł sztuki dla zysku... /SIPA PRESSEAST NEWS /East News
Reklama

Stéphane Breitwieser przestępczą przygodę zaczął jako 20-latek. Zagrabione przez niego prace słynnych artystów wyceniono na 1,9 mld dolarów!

Gdyby nie wpadł w ręce policji i udało mu się spieniężyć wszystkie skradzione dzieła sztuki, na pewno znalazłby się w pierwszej setce najbogatszych ludzi na świecie.

A tak, nie dość, że przywłaszczył sobie mnóstwo unikatowych przedmiotów, to jeszcze przez jego przestępcze działanie bezpowrotnie przepadło wiele skarbów.

47-letni francuski przestępca Stéphane Breitwieser przyznał się do kradzieży 239 dzieł sztuki, których wartość oszacowano między 1,4 a 1,9 mld dolarów!

Dziennikarze "France Soir" prześwietlający karierę złodzieja konesera doszli do wniosku, że do złamania prawa mogły go pchnąć niespełnione marzenia o zostaniu artystą (malarzem był jego dziadek).

Reklama

Skoro jednak zabrakło Breitwieserowi talentu, postanowił zostać - jak mówi - miłośnikiem sztuki samoukiem. 

Jak Arsène Lupin

Elokwentny przystojniak o dużej wiedzy z zakresu historii sztuki zawsze podkreślał:

- Napędzała mnie do kradzieży miłość do sztuki, nie handlowe instynkty.

Już jako dziecko fascynowały go prace XVI-, XVII- i XVIII-wiecznych artystów i to im "poświęcił" całe swoje złodziejskie życie. Mówiono o nim "włamywacz dżentelmen", bo nie kradł dla zysku, nie używał przemocy, a jego przezwisko miało nawiązywać do słynnej, choć fikcyjnej postaci - Arsène’a Lupina.

- Do muzeum wchodziłem jako miłośnik pięknych prac, nie rabuś. Kiedy jednak odkrywałem możliwość zabrania obrazu czy cennej figurki, musiałem skorzystać z okazji. Przy wyborze malowidła kierowałem się takimi oto kryteriami: wspaniałe błękitne niebo i cudowni ludzie - wyjaśniał Breitwieser.

Bez względu na to, czy był to Bruegel, czy płótno nieznanego artysty, obraz wart tysiące albo wyceniony na miliony euro, liczyło się dla niego tylko jego piękno, opowiadał policjantom Breitwieser, kiedy wreszcie go schwytano.

Najcenniejszym ukradzionym dziełem było malowidło Lucasa Cranacha Starszego "Sybilla, księżna Cleves". Wypatrzył je w niewielkim muzeum w niemieckim Baden-Baden. Wartość płótna szacowano na ok. 8 mln dolarów. Ale to było później, kiedy już udoskonalił się w złodziejskim fachu...

Złodziejską przygodę Breitwieser zaczął jako 20-latek. Podkradał wtedy obrazy, figurki i co tylko mu wpadło w ręce z domów aukcyjnych i prywatnych antykwariatów. Kiedy zamieszkał w Szwajcarii i zaczął pracować jako kelner, jego ambicje wzrosły, więc przerzucił się na muzea. Obrabiał je późnymi popołudniami, niejako po godzinach usługiwania w restauracji.

"France Soir" cytuje słowa Breitwiesera wypowiedziane podczas przesłuchania po aresztowaniu: Zawsze robiłem to w biały dzień, bez żadnego włamywania się, w czasie godzin pracy muzeów.

Podróżując po Europie, brał na celownik muzea i prywatne zbiory. Nie porywał się nigdy na prestiżowe placówki, bo wiedział, że mają doskonałe systemy alarmowe i armie strażników. Celował w małe galerie, w których również nie brakowało prawdziwych skarbów.

Obrobił 172 muzea

Breitwieser był bardzo pracowity. Mniej więcej raz na 2 tygodnie dokonywał skoku na jakąś placówkę. W czasie swojej "kariery" okradł 172 muzea w kilku krajach europejskich. Najwięcej we Francji i Szwajcarii, ale wypuszczał się również do Belgii, Holandii, Niemiec i Austrii.

W złodziejskim rajdzie zazwyczaj towarzyszyła mu jego dziewczyna, Anne-Catherine Kleinklauss. Kiedy ona stała na czatach, on mocował się, by uwolnić z ram płótno, które następnie zwijał w rulon i chował pod marynarką. Tę niezbyt wyrafinowaną technikę stosował wielokrotnie.

Breitwieser wykazywał szczególne zamiłowanie do sztuki artystów flamandzkich XVI i XVII wieku. Na przesłuchaniu utrzymywał, że nie zależało mu na zyskach. Chciał zgromadzić prywatną kolekcję. Podczas procesu powtarzał:

- Podziwiam sztukę. Kocham dzieła sztuki.

Przed sądem opisywał z detalami, w jaki sposób kradł i nawet poprawiał świadków, gdy mylili się w szczegółach dotyczących zagrabionych przedmiotów.

- Kolekcjonowałem obrazy i trzymałem je w domu, dla siebie - opowiadał na rozprawie, zaskakując wszystkich, a w szczególności śledczych tym, że mimo ogromnej liczby popełnionych kradzieży doskonale pamiętał, co, gdzie i kiedy zwędził. Poprawiał nawet świadków, jeżeli zdarzyło się im złożyć niedokładne zeznania.

Pierwszy raz ukradł obraz w marcu 1995 roku; było to w średniowiecznym zamku w niemieckim Bonn. Od razu dostrzegł swój łup: niewielki obraz pędzla Christiana Wilhelma Dietricha. Tak o nim potem opowiadał:

- Zostałem oczarowany pięknem namalowanej kobiety, w szczególności zachwycały mnie jej oczy. Sądziłem, że to imitacja Rembrandta.

Skrzypce, wazy i obrazy

W roku 1996 z muzeum w szwajcarskiej Bazylei ukradł XVII-wieczne skrzypce. A 3 lata później obraz Jeana-Antoine’a Watteau z muzeum w Montpellier na południu Francji. Zadowalał się zresztą nie tylko malowidłami. Wynosił także starożytne wazy, cenne instrumenty muzyczne, a wszystko, co udało mu się ukraść, składował w mieszkaniu swej matki w Miluzie (franc. Mulhouse, alz. Milhüsa) w południowej Alzacji.

Ponieważ działał w biały dzień, w jego ręce wpadały głównie przedmioty o niewielkich wymiarach, które mógł niepostrzeżenie wynieść. Wyczekiwał na okazję, kiedy strażnicy znikali z muzealnej salki, wtedy błyskawicznie wycinał obraz z ram. Rabuś był skrupulatny i na chłodno planował, co chce zabrać. Nim obrobił jakieś muzeum czy prywatną galerię, czytał co tylko się dało o eksponatach, zbiorach, właścicielach, i oczywiście o zabezpieczeniach. Kradzieże na pewno nie były dokonywane pod wpływem impulsu.

Gdyby Breitwieser zechciał pokątnie sprzedać zrabowane przedmioty, mógł się stać jednym z najbogatszych ludzi w Europie. On jednak wolał trzymać swoje skarby w zaciemnionym pokoju. Co ciekawe, miejscowy rzemieślnik nie rozpoznał, że dzieła Breitwiesera są kradzione, choć musiał dobrze im się przypatrzeć, bo przecież na zlecenie "miłośnika sztuki" robił dla niego nowe ramy. Ale już wkrótce złodziej miał spotkać się twarzą w twarz z wymiarem sprawiedliwości.

Wpadki estety i... policji

Pierwszy raz Breitwieser i Kleinklauss wpadli w roku 1997, kiedy szli ulicą z pejzażem Williama van Aelsta, wyniesionym z prywatnej galerii w Szwajcarii. Była to kradzież na bezczelnego, bo wpuszczono ich tam za specjalną zgodą właściciela. Kiedy kolekcjoner w pewnej chwili spostrzegł brak malowidła, natychmiast wszczął alarm. Szybko rozpoznano złodzieja i jego "asystentkę", gdy zamierzali odjechać autem. W pojeździe znaleziono też inny skradziony obraz.

Ponieważ było to pierwsze przestępstwo Breitwiesera w Szwajcarii, potraktowano go wyjątkowo łagodnie. Dostał tylko 8 miesięcy więzienia w zawieszeniu i zakaz wjazdu do maja 2000 roku. Jednak wyrok nie odstraszył rabusia, który kontynuował złodziejskie rzemiosło i był na tyle bezczelny, że odważył się na "gościnne występy" w placówkach wcześniej okradanych.

Breitwieser ponownie wpadł w listopadzie 2001 roku, gdy chciał zdobyć zabytkową trąbkę pochodzącą z roku 1584. Wartość instrumentu przechowywanego w muzeum Ryszarda Wagnera w szwajcarskiej Lucernie wyceniono na ponad 70 tys. dolarów.

Pierwsze podejście do instrumentu nie powiodło się, złodzieja wystraszyli strażnicy. Rabuś uciekł, ale 2 dni później postanowił wrócić. I tym razem miał pecha, bo w pobliżu muzeum spacerował z pieskiem dziennikarz, Erich Eisner, który słyszał o nieudanej próbie kradzieży. Facet w luksusowym płaszczu (a był to Breitwieser) wydał mu się Eisnerowi mocno podejrzany. Kiedy w dodatku pies ostro obszczekał typa, czujny żurnalista uznał, że może to być złodziej. Wszczął alarm, strażnicy i policjanci pojmali przestępcę, który wkrótce trafił za kraty.

Nim doszło do procesu złodzieja, miejscowa policja w uznaniu czujności czworonoga zafundowała mu darmowy pokarm do końca jego żywota...

Breitwieser przesiedział 2 lata za kratami, nim wydano go francuskim władzom. To jeszcze można było zrozumieć, bo niekiedy procedury ekstradycyjne ciągną się latami, chociaż trudno nie zauważyć, że przez ten czas trzymano w zamknięciu człowieka bez wyroku sądowego. Niewybaczalna była 19-dniowa zwłoka szwajcarskich śledczych z wystawieniem międzynarodowego nakazu potrzebnego do przeszukania domu matki Breitwiesera, Mireille Breitwieser, we Francji, bo staruszka dowiedziawszy się od Kleinklauss o aresztowaniu jej syna, postanowiła wyczyścić swoje mieszkanie i pozbyła się dowodów przestępstwa syna. Skutki były katastrofalne.

Prawdopodobnie Mireille Breitwieser przez długi czas nie była świadoma, jak jej synalek zdobywał swoje skarby. Kobiecina sądziła, że kupował je legalnie na aukcjach. Dopiero krótko przed jego aresztowaniem nabrała podejrzeń co do pochodzenia kolekcji. Kiedy jednak trzeba było dokonać wyboru, Mireille postawiła uczucia macierzyńskie ponad poszanowaniem prawa i sztuki. Wiele obrazów matka złodzieja po prostu zniszczyła, inne wywaliła na śmieci, zaś kosztowności, wazy czy statuetki cisnęła do pobliskiego kanału Rodan-Ren, skąd część z nich potem udało się wyłowić...

Mireille Breitwieser tak tłumaczyła później swoje postępowanie:

- Zrobiłam to, bo byłam wściekła na syna po tym, jak dotarło do mnie, że jest rabusiem.

Francuska policja nie miała jednak wątpliwości, że w ten sposób zniszczyła dowody obciążające jej syna. Za jedyną okoliczność łagodzącą można uznać, że Mireille nie do końca zdawała sobie sprawę z wartości dzieł sztuki.

Nurkowie, których zaangażowano do poszukiwań, odnaleźli tylko część kolekcji. Ok. 60 przedmiotów przepadło. Prawdopodobnie zostały na zawsze utracone, choć podejrzewa się, że wbrew zapewnieniom Breitwiesera mogły jednak trafić do nieuczciwych kolekcjonerów.

"France Soir" podawała, że wśród skarbów, których do tej pory nie odnaleziono, były m.in. dzieła Bruegla Młodszego "Oszustwo żeruje na swoim mistrzu" skradzione z muzeum w Antwerpii w roku 1997, obraz Watteau "Dwaj mężczyźni" zrabowany w roku 1999 z muzeum we francuskim Montpellier, "Śpiący pasterz" François Bouchera i "Maria, królowa Szkotów" Corneille’a de Lyona, obydwa wyniesione z muzeum we francuskim Blois w 1996 roku, oraz obraz Cranacha, skradziony z muzeum w niemieckim Baden-Baden w 1995 roku.

Nożem i do śmieci

Wiadomo na pewno, że Mireille Breitwieser pocięła na kawałki m.in. płótna Antoine’a Watteau i Petera Bruegla Młodszego. Obraz Bruegla zniszczyła nożem, zaś płótno François Bouchera, które jej syn trzymał pod poduszką... po prostu wywaliła na śmieci.

Alexandra Smith z międzynarodowej organizacji Rejestr Dzieł Zaginionych z siedzibą w Londynie wskazała również, że wrzucenie starożytnych waz i wielu cennych instrumentów muzycznych do kanału Rodan-Ren miało przestępczy charakter.

- Nigdy nie mieliśmy do czynienia ze zniszczeniem dzieł sztuki na tak masową skalę - mówiła Smith, wspominając o karygodnych wprost zaniedbaniach w małych placówkach muzealnych i prywatnych galeriach, które aż prosiły się, by je okraść. Nie miały bowiem odpowiednich systemów alarmowych, nie mówiąc o strażnikach. Te mankamenty z żelazną konsekwencją wykorzystywał rabuś. - Początkowo sądziliśmy, że kradzieżami zajmował się jakiś gang, okazało się jednak, iż była to robota jednego człowieka. Z niewielką pomocą drugiego. To jest niesamowite, co on zrobił - podkreślała Smith.

Jeden ze szwajcarskich policjantów ocenił postępowanie matki złodzieja, parafrazując Winstona Churchilla: Jeszcze nigdy tak wiele cennych przedmiotów nie zniszczono przez tak nielicznych w tak krótkim czasie. Francuscy detektywi przyznali, że wiele dzieł porzuconych w kanale przez matkę Breitwiesera znaleźli turyści jakiś czas po aresztowaniu rabusia - zupełnie przypadkowo.

7 stycznia 2005 roku Breitwieser został skazany przez sąd w Strasburgu na 3 lata więzienia, z czego odsiedział tylko 26 miesięcy. W przeddzień ogłoszenia wyroku "rabuś dżentelmen" chciał się powiesić w celi. Próba targnięcia się na życie nie powiodła się, jeden ze współwięźniów wszczął alarm. W porę przybiegli strażnicy, niedoszłego samobójcę odratowano w ostatniej chwili. Na 3 lata więzienia skazano też matkę złodzieja. Była to przede wszystkim kara za niszczenie dzieł sztuki. Kobieta odsiedziała z tego półtora roku. 18 miesięcy więzienia usłyszała była dziewczyna Breitwiesera (za kratami spędziła pół roku).

W swojej biografii zatytułowanej "Wyznanie złodzieja dzieł sztuki" Breitwieser ze szczegółami opisuje, z jaką łatwością kradł cenne dobra kultury. Punktuje karygodne zaniedbania w zakresie zabezpieczenia placówek muzealnych, które bezlitośnie wykorzystywał.

Breitwieser liczył, że po spędzeniu nieco ponad 2 lat za kratami będzie się cieszył wolnością. Miał jednak pecha, bo w kwietniu 2010 roku pojawiły się nowe informacje o znalezieniu kolejnych 30 przedmiotów zrabowanych przez niego. Do odzyskania skarbów przyczyniło się ponowne przeszukanie domu jego matki. To odkrycie policjantów sprawiło, że w 2013 roku sąd dołożył Breitwieserowi następne 3 lata odsiadki.

Kazimierz Sikorski

Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy