Złoty tunel: Szpiegowskie "ucho" CIA

​W latach 50. XX wieku zimna wojna między blokiem komunistycznym a Zachodem rozgorzała na dobre, przechodząc też (jak w Korei) w fazę "gorącą". W Europie najważniejszym frontem tej walki był Berlin, podzielony wówczas na cztery strefy okupacyjne.

W 1954 roku Amerykanie na granicy swojego sektora zaczęli budować nową stację radarową. Choć instalacja mogła też zostać wykorzystana do podsłuchu, Sowieci nie przejmowali się ewentualnym radiowym "uchem" CIA, ponieważ od kilku już lat praktycznie zaprzestali wysyłania w eter zakodowanych komunikatów, które można było przechwycić. Przerzucili się na sieć telefoniczną - w tym wypadku, aby coś podsłuchać, należało się podpiąć do linii. A to wydawało się towarzyszom z Moskwy niemożliwe, bowiem wszystkie kable, z których korzystali, biegły przez kontrolowane przez nich terytorium.

Reklama

Nie wiedzieli jednak, że w 1952 roku amerykańska agentka pracująca we NRD-owskiej centrali telefonicznej zdobyła mapę połączeń w Berlinie Wschodnim. Dzięki niej Amerykanie dowiedzieli się, że stacjonujące w miejscowościach Zossen-Wünsdorf i Karlshorst dowództwa sowieckich wojsk okupacyjnych są połączone liniami biegnącymi kilkaset metrów od granicy ich sektora, w dzielnicy Berlina Altglienicke. Ba, tylko jak się do nich podłączyć?

Z pomocą CIA przyszli Brytyjczycy, którzy mieli do czynienia z podobną sytuacją w Wiedniu, też podzielonym na części okupowane przez cztery mocarstwa. W stolicy Austrii udało im się zlokalizować linię, z której korzystał sowiecki sztab zainstalowany w hotelu Imperial.

Agent MI6, Peter Lunn, kupił położony w pobliżu dom, w którym, jako przykrywkę, założył sklepik z tekstyliami. W rzeczywistości najbardziej zależało mu na piwnicy - wykopano tam krótki tunel, dzięki któremu brytyjscy radiotechnicy podpięli się do sowieckich kabli i przez przeszło 2 lata (aż do zawalenia się wykopu na skutek drgań gruntu wywołanego przez tramwaje) skutecznie podsłuchiwali rozmowy. Operacji nadano kryptonim "Srebro". Natomiast Amerykanie swoją nazwali "Złoto", ponieważ spodziewali się znacznie większych korzyści - wojska stacjonujące w NRD były dla Moskwy ważniejsze niż oddziały rozlokowane w Austrii.

W Berlinie kable przebiegały prawie pół kilometra od granicy sektora amerykańskiego. Dlatego zaplanowany z rozmachem projekt okazał się podobnie skomplikowany jak drążenie linii metra. Na dodatek był ściśle tajny. Budowniczowie musieli np. zadbać o to, aby nikt nie zauważył wywożonej ziemi (wydobyto 3,1 tys. t urobku!).

W tym celu w budynkach stacji radarowej zaplanowano gigantyczne piwnice - na składowanie ziemi i piasku. Obawiano się też zawalenia tunelu, jak w Wiedniu, zwłaszcza że przebiegała nad nim ruchliwa droga. Ściany podkopu zostały umocnione stalowymi sferycznymi elementami, tak że w istocie biegł wewnątrz metalowej rury. Używana do podsłuchu i nagrywania aparatura (lampowa) bardzo się nagrzewała, co mogło spowodować topnienie śniegu na powierzchni i zdradzić pustą przestrzeń pod ziemią, zainstalowano więc specjalny system chłodzenia. W sumie przedsięwzięcie kosztowało prawie 6,5 mln dolarów, tyle co dwa samoloty szpiegowskie typu U2.

Ale się opłaciło. Przez przeszło 11 miesięcy CIA miała dostęp do rozmów, rozkazów i meldunków krążących między Moskwą a podległymi jej dowództwami Sowietów w Niemczech Wschodnich. Operacja pewnie potrwałaby dłużej, gdyby nie... deszcz, który w kwietniu 1956 roku padał wyjątkowo obficie. Woda uszkodziła kable telefoniczne i sowieckie sztaby zostały bez łączności. W teren wysłano ekipy techniczne, które metr po metrze sprawdzały każdą linię. Jeden z robotników kopiący na polu naprzeciwko amerykańskiej stacji radarowej poinformował nadzorującego go oficera, że dotarł do jakiegoś dziwnego tunelu...

Dowództwo Armii Czerwonej było zszokowane tym odkryciem, podobnie wojskowy wywiad GRU, ale nie szefostwo KGB, bo... ta służba wywiadowcza od początku o tunelu wiedziała! Doniósł jej o przedsięwzięciu przewerbowany brytyjski agent, George Blake. Dlaczego kagiebiści zachowali tak ważną informację tylko dla siebie? Jedni uważają, że zamierzali wykorzystać podsłuch do dezinformowania Amerykanów, inni z kolei, że chodziło o ochronę samego Blake’a, który okazał się niezwykle cennym szpiegiem. Jak było naprawdę, wiedzą zapewne tylko w Moskwie na Łubiance.

Jacek Inglot


Śledztwo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama