Bite, gwałcone i torturowane

Przyjeżdżające za pracą do krajów arabskich kobiety są traktowane jak niewolnice. Choć miały być służącymi z dobrymi pensjami są maltretowane i poniżane na każdym kroku. Bez paszportów i pieniędzy nie mają żadnych praw. Jeżeli będą chciały uciec... zginą.

L.P. Ariyawathie wyjechała ze Sri Lanki za pracą. Jak tysiące jej rodaczek wybrała karierę służącej w Arabii Saudyjskiej. Jednak tylko kilka tygodni wystarczyło, by przekonała się, że jej pracodawcy chcą ją zabić.

Igłą w oko, gwoździem w nogę

Na początku - wspomina 49-letnia kobieta - rodzina, u której pracowała wyśmiewała się z jej arabskiego. A dokładniej z ledwie podstaw tego języka, których nauczyła się na dwutygodniowym kursie przed wyjazdem. Następnie sprawy przybrały zdecydowanie brutalniejszy obrót.

- Tortury zaczęły się kiedy przez przypadek rozbiłam talerz. Moja pracodawczyni wrzeszczała na mnie czy jestem ślepa i starała się wbić mi jakiś przedmiot w prawe oko - mówi Ariyawathie. - Kiedy zakryłam oczy dłońmi, wbiła mi igłę w czoło tuż nad oczyma - dodaje.

Ariyawathie wróciła do domu z Rijadu w zeszłym miesiącu. Cały czas jest w szoku po tym, co - jak mówi - było miesiącami bicia i przemocy. Lekarze z jej ciała wyjęli dziesiątki gwoździ i igieł wbitych w czoło, ręce i nogi.

Reklama

W związku ze sprawą torturowania Ariyawathie władze Arabii Saudyjskiej przesłuchały matkę trójki dzieci, u której kobieta pracowała.

Zabieranie paszportów i molestowanie

Historia 49-letniej Lankijki jest tylko jedną z wielu, które pokazują, jak część muzułmańskich pracodawców traktuje kobiety, zwłaszcza z południowej Azji, zwabione do arabskich krajów obietnicą dobrze płatnej pracy.

Jakkolwiek Human Rights Watch, organizacja zajmująca się monitorowaniem przestrzegania praw człowieka na świecie ogłosiła, że najgorzej traktowani są pracownicy w krajach Zatoki Perskiej, a w szczególności Arabii Saudyjskiej, to przypadki okrucieństwa i znęcania się nad pracownikami najemnymi zostały udokumentowane na całym świecie.

Według brytyjskiej telewizji Channel 4 znaczna część z 15 tysięcy osób, które każdego roku przyjeżdżają do Wielkiej Brytanii w poszukiwaniu pracy służących stają się współczesnymi niewolnikami. Pomocy szuka jednak tylko jedna na pięć pokrzywdzonych osób.

Do najczęstszych sposobów poniżania i zastraszania pracowników z innych krajów należy: niewypłacanie im wynagrodzenia, zabieranie paszportów, bicie oraz wykorzystywanie seksualne.

Gwałty na porządku dziennym

Joynal Abedin Joy, pracownik społeczny z Bangladeszu, twierdzi, że gwałty, pobicia i dręczenie psychiczne pracowników są "rutyną" w Libanie. Władze Bangladeszu nic nie wiedzą jednak o złym traktowaniu swych obywateli w krajach arabskich.

- W ubiegłym tygodniu z Libanu wróciła dziewczyna - mówi Abedin. - Była łysa. Jej pracodawca ogolił jej głowę, bo nie chciała z nim uprawiać seksu - dodaje. W ubiegłym roku z Libanu do Bangladeszu przetransportowano zwłoki 11 kobiet, które zmarły w niejasnych okolicznościach.

- Większość ciał nosiła ślady tortur. Znam przypadek dziewczyny, która zadzwoniła do swojej rodziny prosząc o pomoc. Dwa dni później libańscy pracodawcy dziewczyny poinformowali jej krewnych, że zmarła ona na atak serca - wyjaśnia Abedin.

Dla rodzin zrobią wszystko

26-letniej Nargis Begum udało się wrócić z Libanu do Bangladeszu, ale ona także była torturowana i poniżana. Ze łzami w oczach opowiada, jak jej pracodawca w Bejrucie przez pięć miesięcy bił ją łańcuchami i skórzanymi pasami, przypalał żelazkiem oraz raził prądem. Wielokrotnie została także przez niego zgwałcona.

- 95 procent dziewczyn, które spotkałam w Bejrucie twierdziło, że zostały zgwałcone w swoich miejscach pracy. Nikomu jednak o tym nie mówią, bo się po prostu boją. Godzą się ze swoim losem i chcą przetrzymać te okropne momenty. Wiedzą jak bardzo na zarobione przez nie pieniądze czekają ich rodziny w Bangladeszu - wyjaśnia matka dwójki dzieci.

Paszport za seks

Maya Gurung, 35-letnia Nepalka, wyjechała za pracą do Kuwejtu w 2004 roku. Była tam zmuszana do pracy po 20 godziny dziennie i często żywiła się tylko ochłapami jedzenia pozostawionymi przez sadystycznego pracodawcę. Chciała uciec, ale agencja pośrednictwa pracy nie oddawała jej paszportu. Kiedy poszła na policję, zatrzymano ją pod zarzutem nielegalnego pobytu w Kuwejcie.

Kobieta mogła odejść ze służby dopiero wtedy, gdy zaszła w ciąże po tym, jak w lokalnym kościele poznała mężczyznę, który obiecał jej, że za seks odzyska jej dokumenty. Obecnie mieszka ona w schronisku w Katmandu, bo jej rodzina odwróciła się od niej.

Pieniądze najważniejsze

Płace takich osób, jak Maya Gurung czy Nargis Begum stanowią znaczną część milionów dolarów przesyłanych każdego roku do krajów rozwijających się przez emigrantów.

Związki zawodowe i organizacje walczące o prawa człowieka są zdania, że imigranci (nawet krótkoterminowi) powinni być lepiej chronieni. Ich obecny status jest bardzo niejasny - rzadko bowiem obejmują ich przepisy prawa pracy. Nawet jeżeli prawnie zostały im zagwarantowane pewne przywileje, to nie są one respektowane przez pracodawców. Rządy wielu krajów arabskich nie są skore do zmiany takiego stanu rzeczy.

Międzynarodowa Organizacja Pracy (ILO) pracuje nad nowymi wytycznymi, które regulowałyby pracę osób napływających z zagranicy. Proponowane zmiany mają dotyczyć nowych umów zawieranych z pracodawcami, procedury składania zażaleń oraz gwarancje minimalnych stawek wynagrodzenia i czasu pracy.

Międzynarodowi alfonsi

Jednocześnie prawnicy tacy, jak Ramanayake Ranjan ze Sri Lanki wzywają rząd do działania opisując sytuację migrujących za pracą kobiet jako "problem społeczny" i sugerują, by takie kraje jak Arabia Saudyjska powinny znaleźć się na czarnej liście wyjazdów zarobkowych.

- Wstyd mi to mówić, ale prawda jest taka, że staliśmy się międzynarodowymi alfonsami pozwalając na wysyłanie, lub raczej sprzedaż, naszych matek, sióstr i córek do krajów, gdzie są one zniewalane i poniżane - mówi Ramanayake Ranjan.

Działacze w Bangladeszu, Nepalu i Indiach także chcą, aby ich rządy robiły więcej w sprawie kobiet pracujących w krajach arabskich.

- Emigranci nie znajdują się na liście priorytetów polityków w Nepalu - mówi Sharu Joshi Shrestha z Funduszu Organizacji Narodów Zjednoczonych na rzecz kobiet. - Są oni postrzegani jako nieistotni, ponieważ nie głosują, a jednocześnie to właśnie oni są źródłem dochodu Nepalu. Każdego roku dostarczaj państwu prawie 3 miliardów dolarów, a tylko ułamek tej kwoty jest przeznaczany na pomoc dla nich - dodaje urzędnik agendy ONZ.

- Żadna z tych brutalnych historii nie zdarzyłaby się, gdyby istniały odpowiednie instytucje państwowe w krajach docelowych emigrantów. Samotna kobieta bez pieniędzy, bez paszportu i bez pomocy ze strony własnego państwa jest po prostu bezsilna - wyjaśnia Sharu Joshi Shrestha.

MW, na podst. AFP

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy