Gdy w człowieku budzi się zwierzę

Czy człowiek naprawdę ma zwierzęcą stronę? (kadr z filmu "Wilkołak" z 2010 r.) /East News
Reklama

Ludzie-wilki, ludzie-nietoperze, ludzie-ryby... Od wieków tego typu chimery budziły grozę, pojawiając się w legendach i mitach. Nie wszystkie jednak są wyłącznie tworem fantazji. Wiele z nich to efekt genetycznych mutacji oraz... oryginalnej mody.

Silny jak byk, zwinny jak kot, szybki jak rączy rumak. Zazdrościmy zwierzętom ich cech, których nigdy nie mieliśmy lub straciliśmy w procesie ewolucji. Marzymy o tym, by szybować jak ptaki, pływać jak ryby lub wspinać się po ścianach jak pająki.

Zanim technologia pozwoliła człowiekowi spełnić te pragnienia, przez tysiąclecia uciekał się do wierzeń, fantazji czy rytuałów, które pozwalały mu zbliżyć się do obiektów jego fascynacji. Wiele religii nadawało swoim bóstwom zwierzęce atrybuty lub czciło niektóre gatunki stworzeń.

Członkowie pierwotnych cywilizacji wierzyli, że zjadając odpowiednie części ciała podziwianych przez siebie istot przejmą część ich mocy. Resztki tych barbarzyńskich obyczajów zachowały się do dzisiaj - np. w postaci spożywania byczych jąder w Hiszpanii czy wiary w to, że preparaty z chrząstki rekina dadzą naszemu ciału giętkość i sprawność tej wielkiej ryby.

Reklama

Niektórzy ludzie posuwają się jeszcze dalej w procesie upodabniania się do zwierząt budzących ich zachwyt. Egzotyczną kotkę chciała przypominać Jocelyn Wildenstein, która na operacje plastyczne wydała fortunę, osiągając jedynie wygląd budzący zgrozę i  współczucie.

Innymi przesłankami kierował się pochodzący z indiańskiego plemienia Dennis Avner, znany szerzej jako Stalking Cat. Fizyczną transformację uznawał za kontynuację duchowej przemiany w swoją totemiczną patronkę, czyli tygrysicę. Czy osiągnął swój cel? Nie wiadomo. Odebrał sobie życie w wieku 54 lat.

Do tej pory zdążył wszczepić sobie implanty zębów i wibrysów, doprawić ruchomy, robotyczny ogon, zoperować górną wargę, nos i policzki oraz wytatuować całe ciało w pręgi i inne wzory.

Cyrkowa atrakcja

Niektórzy z nas niezależnie od swojej woli noszą cechy przypisywane zwierzętom: nadmierne owłosienie ciała (hipertrichoza) kojarzyło się z  wilkiem, lwem lub małpą; zrogowaciała skóra z krokodylem czy słoniem, a zrośnięte palce ze stworzeniami wodnymi. Ludzi dotkniętych podobnymi przypadłościami (zazwyczaj będącymi wynikiem anomalii genetycznych) przez wieki traktowano jako niebezpieczne wybryki natury, znajdujące się na pograniczu świata ludzi i zwierząt.

Pierwszym udokumentowanym przypadkiem hipertrichozy był Petrus Gonsalvus, który urodził się w XVI wieku na Teneryfie i  już jako dziecko trafił na królewski dwór w  charakterze monarszego pupila. Ku zdumieniu opiekunów okazało się, że to dziwne "stworzonko" jest bystre, inteligentne i szybko się uczy - również obcych języków i dworskiej etykiety...

Nie do końca przekonało to współczesnych o całkowicie ludzkim charakterze Petrusa. Jego portret wchodzi w  skład manuskryptu Animalia Rationalia et Insecta (Zwierzęta rozumne i owady) holenderskiego malarza i rysownika Jorisa Hoefnagla.

Gonsalvus został ożeniony ze zdrową kobietą, a część ich potomstwa również miała owłosienie na całym ciele. Kolejne wystąpienia tego schorzenia znane są z  przekazów dotyczących obwoźnych cyrków czy gabinetów osobliwości, gdzie kończyła spora część włochatych osób.

Nas może zainteresować fakt, że jeden z najbardziej znanych cyrkowych celebrytów - Lionel, "człowiek o twarzy lwa", urodził się w okolicach Płocka jako Stefan (lub Szczepan) Bibrowski. Sprzedany do cyrku, uzyskał staranne wykształcenie (władał pięcioma językami), które miało podkreślać kontrast między "dzikim" wyglądem a łagodnym i  kulturalnym zachowaniem. Podobno marzył o  zostaniu dentystą, co wiązało się z jego przypadłością, charakterystyczną dla ludzi dotkniętych hipertrichozą - fatalnym stanem uzębienia. Bibrowski podróżował z cyrkiem po świecie, występował m.in. u słynnego Barnuma.

Czas i okoliczności jego śmierci są niejasne - według niektórych zmarł po krótkiej chorobie w 1932 roku we Włoszech lub Berlinie, wedle innych zakończył życie później, w niemieckim obozie koncentracyjnym...  

Szczęśliwszy finał miała historia Percilli Lauther, zwanej Kobietą Małpą. Jej "kariera" tradycyjnie rozwijała się w amerykańskim gabinecie osobliwości, ale to właśnie tam, wystawiana na ludzki podziw, a  częściej pośmiewisko, spotkała miłość swojego życia. Był to Emmet Bejano, czyli Człowiek Aligator.

Cierpiał on na wrodzoną, nieuleczalną chorobę skóry, tzw. "rybią łuskę". Para przypadła sobie do gustu, co nie spodobało się właścicielowi cyrku. Kochankowie zdecydowali się na ucieczkę, wzięli ślub, a później - okrzyknięci najdziwniejszymi małżonkami świata - z powodzeniem prowadzili własny show. Dochowali się udanego syna, który podobno nie odziedziczył po żadnym z rodziców specyficznych genów. Emmet zmarł w 1995 roku, a Percilla przeżyła go o 6 lat.

Greckie krzyżówki

Oczywiście, żadne wady genetyczne ani inne choroby nie tłumaczą w pełni legend i relacji o półludzkich istotach, od których roiło się w mitologiach wszystkich znanych cywilizacji, a i dziś nie brak świadków opisujących bliższe lub dalsze spotkania z podobnymi hybrydami. W starożytności jedną z najpopularniejszych "krzyżówek" były centaury, czyli pół ludzie, pół konie.

Zamieszkujący zalesione góry greckiej Tesalii centaurowie zostali spłodzeni przez niejakiego Iksjona z Nefele - chmurą o kobiecym kształcie; wedle innych źródeł z tego związku narodził się ojciec pierwszych ludzi koni - Kentauros, który z kolei nie mógł oprzeć się namiętności do dzikich klaczy magnezyjskich. Centaurów cechowały dzikie obyczaje oraz skłonność do pijaństwa i  gwałtów połączone z wielką siłą fizyczną.

Nic dziwnego, że sprawiali współczesnym wiele kłopotów. Zdarzały się jednak pośród nich wyjątki. Takim był Chiron, lekarz i nauczyciel, który wychował wielu greckich herosów, by w końcu zginąć z ręki jednego z nich, Heraklesa. Odmianą tego gatunku były ichtiocentaury, które żyły w wodzie, a zamiast tylnych nóg miały rybi ogon, oraz afrykańskie onocentaury - mieszanka człowieka z osłem.

Innego rodzaju połączeniem ludzko-zwierzęcym był Minotaur, syn kreteńskiej królowej Pazyfae zakochanej do szaleństwa w  świętym byku. Odziedziczył po ojcu rogatą głowę i  gwałtowny charakter. Nie wiadomo natomiast, skąd wziął się u  niego apetyt na ludzkie mięso... Minotaur  domagał się ofiar w postaci pięknych ateńskich dziewcząt i młodzieńców.

Dla bezpieczeństwa trzymano go w zbudowanym przez architekta Dedala labiryncie. Dochodziły stamtąd dzikie ryki, wstrząsające całą wyspą. Potwór został zgładzony przez Tezeusza przy współudziale siostry Minotaura, Ariadny, która pomogła herosowi pokonać korytarze labiryntu.

Starożytna Asyria również dysponowała byczo-ludzkimi mieszańcami, jednak połączonymi w innej konfiguracji, co zapewne stanowiło też o ich zupełnie odmiennym usposobieniu: lamassu miały ciała tych masywnych zwierząt, wielkie, ptasie skrzydła i ludzkie głowy ozdobione kunsztownie fryzowanymi brodami. Były potężnymi, opiekuńczymi bóstwami, a ich majestatyczne wizerunki umieszczano przy wejściach do pałaców i świątyń.

Podobną funkcję pełnił egipski sfinks - pilnował królewskich grobów. Jego najbardziej znane - i największe - wyobrażenie spoczywa nieopodal wielkich piramid w  miejscowości Giza. Jako hybryda człowieka i wielkiego kota (lwa) sfinks musiał mieć bardziej kapryśny charakter.

I rzeczywiście - w antycznej Grecji owa istota była płci żeńskiej, strzegła drogi do miasta Teby i  dręczyła nieostrożnych przechodniów enigmatycznymi zagadkami. Za złą odpowiedź lub jej brak karała niedomyślnych podróżników pożarciem. Rozwiązanie łamigłówki sfinksa znalazł dopiero król Edyp, doprowadzając tym samym potwora do samobójczej śmierci.

Greckie lasy były mieszkaniem satyrów, czyli pomniejszych bóstw, odpowiedzialnych za płodność. Przedstawiano ich jako pół ludzi, pół kozły ze spiczastymi uszami, zwierzęcymi ogonami i kopytami u nóg. Starożytni Rzymianie nazywali te stworzenia faunami. Nieprzypadkowo średniowieczne wyobrażenia diabła są tak do nich podobne - nieprzyjaźni wobec ludzi, bezwstydnie eksponujący swoją seksualność satyrowie doskonale odpowiadali wizerunkowi złośliwego biesa.

Syreny, wilkołaki i wampiry

Niesłychanie popularnymi we wszystkich kulturach świata humanoidami są syreny, czyli istoty wpółludzkie, zamiast nóg posiadające rybie ogony. Występują w wodach morskich i  śródlądowych, do człowieka odnoszą się rozmaicie - zazwyczaj starają się go unikać, ale znane są przypadki uwodzenia lub porywania przez syreny lekkomyślnych śmiertelników, którzy nieopatrznie zapuścili się w przynależne tym wodnym istotom rejony.

Istnieje wiele współczesnych doniesień dotyczących pojawiania się syren, a zagadka ich istnienia wciąż pozostaje nierozwiązana. Przez setki, a nawet tysiące lat grozę budziły postaci wilkołaków i wampirów, które zostały z radością wchłonięte i przetworzone przez współczesną popkulturę. Zanim te niesamowite stworzenia stały się uwodzicielskimi młodzieńcami, siały wśród ludzi przerażenie.

Posądzanych o wilkołactwo lub wampiryzm poddawano torturom i palono na stosach. Mimo postępów nauki i rozwoju wiedzy wielu z nas wciąż wierzy w  istnienie tych niezwykłych fenomenów. W Stanach Zjednoczonych można ubezpieczyć się na wypadek pokąsania przez wilkołaka lub (co zapewne jest tego konsekwencją) przemiany w niego. Skąd wzięły się te wciąż żywe przekazy? Pierwsze wzmianki o przeobrażeniu człowieka w wilka pochodzą ze starożytności: król Arkadii Likaon (obecnie to imię jest nazwą afrykańskiego drapieżnika z rodziny psowatych) podczas uczty podał Zeusowi mięso pochodzące z ciała własnego syna.

Wzburzony bóg za karę zmienił nikczemnika w  wilka. Grecki historyk Herodot w  V wieku p.n.e. opisał plemię Neurów, którego członkowie co roku na kilka dni przybierali postać wilków. Co ciekawe, usytuowanie tego ludu na ówczesnej mapie świata pozwala przypuszczać, że chodziło o populację prasłowiańską. Likantropia (bo tak inaczej nazywa się wilkołactwo, od greckich słów lýkos - wilk i ánthropos - człowiek) rozpowszechniła się w średniowieczu.

Bardzo łatwo można było stać się jednym z tych odmieńców. Oczywiście, najpewniejszym sposobem było zostanie pokąsanym przez wilkołaka, ale tę przypadłość również dziedziczyło się po rodzicach, zyskiwało w efekcie rzucenia przekleństwa przez Cyganów, napicia się wody z kałuży powstałej w odcisku wilkołaczej łapy, noszenia pasa z wilczej skóry lub nawet nieopatrznego zaśnięcia w lesie podczas pełni księżyca.

W XVI i XVII wieku powszechna była wiara w to, że człowiek może stać się wilkołakiem poprzez zawarcie paktu z diabłem. Według pewnych podań wilkołak może, zależnie od własnych potrzeb, sam wprowadzać się w stan konieczny do przemiany - przy pomocy czarów, magicznych przedmiotów lub substancji. Inne opowieści wskazują na pasywny charakter tej transformacji, zależnej tylko od odpowiedniej fazy Srebrnego Globu.

Wilkołaki cechują się okazałym wzrostem - są znacznie większe od zwykłych wilków, zazwyczaj zachowują częściowo wyprostowaną postawę ciała (chodzą na tylnych łapach, ale są mocno przygarbione) oraz ludzkie oczy i głos. Są niezwykle silne oraz skoczne. Polują zarówno na zwierzęta - dzikie i udomowione, jak i na ludzi. Uśmiercenie takiej bestii nie jest łatwe - potrzeba do tego poświęconej kuli, najlepiej srebrnej. Pomocne mogą być niektóre rośliny, takie jak jemioła albo tojad. Klątwę likantropii można zdjąć poprzez zabicie wilkołaka, który doprowadził do przemiany.

Hybrydowi superbohaterowie

Wampiry podobno często przyjmowały postać nietoperzy - z pewnością nocny tryb życia tych bezszelestnie poruszających się, skrzydlatych ssaków pozwalał im na niemal niepostrzegalny dostęp do swoich ofiar.

Ale nie zawsze nietoperz musi kojarzyć się ze złem. Jeden z najsłynniejszych bohaterów kultury popularnej, niezłomnie walczący z niegodziwością Batman, właśnie od gacka zapożyczył swoje imię i wizerunek. Wśród komiksowych postaci jest raczej wyjątkiem, gdyż nie posiada nadprzyrodzonych właściwości - czy to uzyskanych w drodze genetycznej modyfikacji lub działania tajemniczej substancji, czy to będących wynikiem pozaziemskiego pochodzenia.

Swoją skuteczność zawdzięcza morderczemu treningowi ciała oraz... znacznej fortunie, która pozwala mu na nieograniczone korzystanie ze zdobyczy najnowszych technologii. Z  nietoperzem Bruce Wayne dzieli upodobanie do przebywania w mrocznych przestrzeniach. Nieodłączną towarzyszką Batmana, choć pojawiającą się w rolach zarówno jego sojuszniczki, jak i wroga, jest oczywiście Catwoman, czyli Kobieta-Kot.

Można powiedzieć, że ma - jak ten czworonóg - zmienne usposobienie. Selina Kyle, w zależności od odcinka komiksu czy części filmu, współpracuje z Batmanem lub prowadzi z nim wojnę. Jest niesłychanie wygimnastykowana, potrafi walczyć wręcz i  używać w starciu bicza, zaś rękawice jej lateksowego kostiumu wyposażone są w  wysuwane pazury.

Bez wątpienia czarnym charakterem tej serii jest Pingwin, gangster i złoczyńca, który - według wizji Tima Burtona, który wyreżyserował film Powrót Batmana z  1992 roku - cierpi na ciężką postać syndaktylii, która sprawia, że jego zrośnięte palce przypominają płetwy. Wychowany w cyrku wśród pingwinów, czuje się bardziej wodnym ptakiem niż człowiekiem, a swoją frustrację i gorycz zmienia w nienawiść do świata "normalnych" ludzi...

Inny heros komiksowego uniwersum swoje nadludzkie umiejętności zyskał w  wyniku ukąszenia przez napromieniowanego pająka. To zwierzę zazwyczaj nie budzi sympatycznych skojarzeń, ale Spider-Man wykorzystuje jego moc w szlachetnych celach. Walczy z przestępcami, używając zdolności poruszania się po pionowych ścianach, niezwykłej siły i zręczności oraz błyskawicznego refleksu.

Do kompletu posiada skonstruowane przez siebie poręczne wyrzutnie pajęczych nici. Ostatnim wspomnianym tu bohaterem czerpiącym obficie ze świata walecznych zwierząt jest Wolverine, czyli Rosomak. On z kolei jest mutantem, łączącym twardy, niezłomny charakter ze zdolnością szybkiej regeneracji tkanek i niezwykłymi kostnymi szponami, ukrytymi w przedramionach. Jego wrodzone predyspozycje wzmocnili naukowcy, zespalając szkielet z  niezniszczalnym metalem - adamantium.

Tak wyposażony superbohater może przesądzić nawet o losach wojny w Iraku! Czy wejście tego typu bohaterów na karty komiksów i ekrany kin do reszty pozbawiło nas lęków przed mroczną, "zwierzęcą" naturą człowieka? Wątpliwe. Dopóki będzie tkwić w nas pradawny strach przed kłami, pazurami i nieposkromioną siłą, dopóty opowieści o  ludziach-zwierzętach wywoływać będą w nas dreszczyk emocji...

Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: zwierzęta
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama