Hitler chciał wykraść Całun Turyński

Całun Turyński, choć jego autentyczność jest podważana, budzi emocje w wielu ludziach. Do zagorzałych zwolenników świętości tego artefaktu należał nawet Adolf Hitler.

Całun Turyński całkiem niedawno znów wystawiono na widok publiczny. Od 10 kwietnia do 23 maja 2010 r. zobaczyło go w katedrze Świętego Jana w Turynie ponad 1,5 mln pielgrzymów. Poprzednio prezentowano go wiernym w roku 2000.

Kościół katolicki nie zajmuje oficjalnego stanowiska w sprawie autentyczności Całunu Turyńskiego, pozostawiając tę kwestię naukowcom. Domniemanie świętości tego przedmiotu jest jednak szeroko rozpowszechnione, co w przeszłości prowadziło do zaskakujących sytuacji.

Na początku kwietnia 2010 r. agencja Associated Press podała informację o dokonanej

Reklama

na zlecenie wodza III Rzeszy

próbie zagrabienia Całunu Turyńskiego, która została udaremniona przez Watykan.

Jak oświadczył włoski zakonnik, ojciec Andrea Cardin, bibliotekarz opactwa Montevergine, w czasie II wojny światowej Całun został ukryty. Taką decyzję podjął królewski ród Savoya wraz z papieżem. Domniemaną relikwię przeniesiono wówczas w wielkiej tajemnicy do benedyktyńskiego sanktuarium.

Adolf Hitler obsesyjnie interesował się artefaktami uznawanymi za cudowne. Uważał, że mogą one

wzmocnić potęgę III Rzeszy.

Na Całun zwrócił uwagę w 1938 r., kiedy to odwiedził Włochy i osobiście go obejrzał.

- Hitler od 1938 r. wciąż nagabywał współpracowników, by w jakiś sposób sprowadzili Całun do Niemiec - twierdzi o. Andrea Cardin. - W 1943 roku wojska niemieckie wkroczyły do Włoch i wysłannicy Hitlera zaplanowali natychmiastowe przejęcie Całunu. Jednak się zawiedli, bo Całun zniknął z katedry w Turynie. Mnisi ukryli go w ołtarzu kościoła w opactwie Montevergine. Przed tym ołtarzem bracia odprawiali przez lata całodobowe modły. Do Turynu Całun wrócił dopiero w 1946 r. Uważam, że tylko żarliwe modlitwy ochroniły Całun Turyński przed zakusami Hitlera.

Faktem jest, że Adolf Hitler był głęboko zainteresowany sprawami tajemnymi. Nawet hitlerowski symbol - swastyka - ma pradawną ezoteryczną tradycję. Przykładowo, jednym z tajemnych łupów Hitlera była

włócznia św. Maurycego.

Włócznię przechowywano w muzeum, w Berlinie. Według tradycji chrześcijańskiej, nią właśnie setnik przebił bok umierającego na krzyżu Jezusa.

Hitler nakazał przeprowadzenie badań nad włócznią: eksperci mieli nie tylko potwierdzić autentyczność tej relikwii, ale też odczytać tajemny kod wyrytych na niej symboli, co by wzmocniło III Rzeszę. Na szczęście dla aliantów, zarówno odczytanie kodu na włóczni, jak też kradzież Całunu Turyńskiego, nie powiodły się.

Historia Całunu Turyńskiego jest zagmatwana, w wielu miejscach niejasna. Do tego próby datowania tego artefaktu metodą radiowęglową wskazywały, że powstał on w średniowieczu. Wielu jednak badaczy uważa, że

wyniki datowania nie są wiarygodne,

bo przeprowadzono je na uszkodzonych fragmentach tkaniny, zszywanych i łatanych właśnie w XIII i XIV w. Do tej grupy należy dr Barbara Frale, włoska historyczka, która prowadzi badania w watykańskim archiwum.

Jak w listopadzie 2009 r. przekazały media, dr Frale utrzymuje, że odkryła na Całunie Turyńskim certyfikat śmierci Jezusa - są to spisane po grecku, aramejsku i po łacinie słowa "Jezus Nazareńczyk" oraz adnotacja, że został on skazany na śmierć.

Zdaniem dr Frale, eksperci zauważyli napisy na Całunie już w 1978 r., jednak odmówiono im wiarygodności, gdy testy metodą C 14 wykazały , że Całun powstał w średniowieczu. Włoska uczona uważa jednak, że

napisy, i sam Całun, są autentyczne.

Jak tekst trafił na płótno?

- Słowa mające identyfikować zmarłego zapisał na kawałku papirusu rzymski urzędnik, który zgodnie z obowiązującą wówczas regułą przekazał dokument krewnym Jezusa, aby mogli odebrać jego zwłoki z publicznej kostnicy. Następnie papirus umocowano klejem do ciała zmarłego - twierdzi dr Frale.

- To właśnie atrament, którym spisano ten dokument, naznaczył Całun, gdy doszło do zmartwychwstania Jezusa - dodaje.

Ostateczne ustalenie, czy Całun to relikwia, czy też średniowieczny falsyfikat, jak widać nie będzie łatwe.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama