Jak trwoga to do... bandyty

Poziom przestępczości w Caracas, prawdopodobnie najniebezpieczniejszym mieście w całej Ameryce Południowej, jest tak wysoki, że przerażonym mieszkańcom wenezuelskiej stolicy pozostał tylko jeden ratunek... modlitwa. Ale nie do byle kogo.

Każdego dnia przed kilkoma grobami na cmentarzu położonym w południowej części miasta zbiera się tłum ludzi. Setki mieszkańców Caracas przychodzą tu, by prosić o ochronę przed kulami świszczącymi na ulicach miasta czy innymi niebezpieczeństwami, jakie grożą postronnym osobom w zdominowanej przez bandytów, prawie dwumilionowej, aglomeracji.

"Święty" z giwerą i papierosem

Wenezuelczycy kierują swoje modły nie do świętego, ale do... przestępcy. Ismael Sanchez zginął czterdzieści lat temu. Nigdy nie wiódł przykładnego i prawego życia, a jego śmierć trudno zaliczyć do męczeńskiej. Watykan zapewne nigdy nie kanonizuje go, ale bynajmniej nie przeszkadza to przesadnie religijnym mieszkańcom Caracas modlić się do swojego nowego "świętego".

Jak przystało na prawdziwego zbawiciela, Wenezuelczycy modlą się do Ismaela Sancheza przedstawionego w postaci "świętej" figury. 80-centymetrowa statua, znajdująca się na grobie poważanego w Caracas eks-złoczyńcy, wygląda dość komicznie. "Ismaelito", jak Sanchez jest popularnie nazywany, ma na głowie czerwoną bejsbolówkę, patrzy na wznoszących modły przez okulary przeciwsłoneczne, a jego status dodatkowo podnosi zatknięty za pasem pistolet.

Reklama

Co chwila ktoś wkłada zapalonego papierosa w otwarte usta figury, a jej podstawa tonie w kwiatach.

Oficjalnie problemu nie ma

Dla każdego, kto odwiedza "Ismaelito" jest on jedyną instytucją, do której można się zwrócić w opanowanym przez bandytów mieście. Wzrastający poziom przestępczości, która zupełnie wymyka się spod kontroli policji, pogrąża mieszkańców w strachu i niepewności.

Rząd prezydenta Hugo Chaveza (piastującego zarówno funkcję głowy państw, jak i premiera), który we wrześniowych wyborach będzie liczyć na poparcie ze strony milionów wenezuelskich biedaków, nie udostępnia statystyk przestępstw.

Jednak nieoficjalne wyliczenia od razu uzmysławiają, dlaczego przestępczość jest największą obawą społeczności Caracas.

Tysiące trupów na ulicach

W każdy weekend w stolicy popełnianych jest 50 brutalnych morderstw. Przez cały zeszły rok w Wenezueli zamordowano aż 16 tysięcy osób!

Eksperci Wenezuelskiego Obserwatorium Przestępczości, niezależnej organizacji monitorującej poziom przestępczości w tym kraju, twierdzą, że sprawcy 9 na 10 przestępstw popełnionych w ostatnich trzech latach w ogóle nie byli ścigani.

Święci od spraw beznadziejnych

Co prawda liczba policjantów na ulicach została znacząco zwiększona, ale mieszkańcy Caracas boją się ich tak samo, jak uzbrojonych po zęby młodzieńców zaczepiających przechodniów i kierowców.

- Teraz tymi złymi są policjanci. Nie ufam im, bo wszyscy są skorumpowani, a rząd nic z tym nie robi - uważa Jenny Lameda, która regularnie odwiedza grób Ismaela Sancheza górującego nad grobowcami innych bandytów. Oni także, podobnie jak "Ismaelito", są ostatnimi czasy obdarzani większym szacunkiem niż za swego bandyckiego życia.

- Ci "święci" nigdy mnie nie zawiedli - dodaje Lameda.

Omar Alonso, kolejna osoba, która modli się do Ismaela Sancheza, twierdzi, że "święty" opiekuje się nim.

- Wierzę bardziej w niego niż we wszystkie siły porządkowe, bo widziałem, jak wiele przestępstw popełniono na oczach policjantów, którzy w ogóle nie reagowali - mówi Alonso.

Jorge, młody kurier motocyklowy, przychodzi do "Ismaelito", kiedy tylko może. - Codzienna jazda po mieście jest bardzo niebezpieczna. Tylko on może mnie chronić - zdradza motocyklista.

Święty, co każdą prośbę przyjmie

Coraz więcej mieszkańców Caracas wyraża podobne uczucia, co przekłada się na prawdziwe pielgrzymki do kwartału cmentarza, gdzie leżą "uświęceni" bandyci.

Większość przychodzi, by poprosić o ochronę dla siebie lub bliskich, ale zdarzają się także inne intencje. Były już podziękowania za wypuszczenie z więzienia oraz prośby o błogosławieństwo przed... popełnieniem przestępstwa.

- Wielu ludzi widzi sens w przychodzeniu tutaj, ale część z nich jest na złej drodze i pojawiają się, by prosić o pewne rzeczy - przyznaje Alonso.

Błogi spokój

Omar sam woli myśleć o bandytach wyniesionych przez mieszkańców Caracas na ołtarze, jak o urzeczywistnieniu legendy o Robin Hoodzie. Wielu ludzi twierdzi, że Ismael Sanchez rzeczywiście zabierał bogatym i oddawał biednym. Właśnie dlatego postanowili modlić się do niego.

Niezwykła popularność "Ismaelito" doprowadziła do sytuacji, w której ludzi zaczynają przypisywać mu zdolności nadprzyrodzone. Kilku z modlących się do niego mieszkańców Caracas wpadło w trans, a dwaj podobno słyszeli głosy "świętego".

- Mój 24-letni syn został niedawno zastrzelony. Wierzę, że ktoś sprowadził go na złą drogę i tylko tutaj mogę poznać prawdę - mówi mężczyzna, który nie chciał podać swojego imienia.

Prawie wszyscy, którzy przyszli do "Ismaelito" i jego kolegów twierdzili, że poczuli błogi spokój. To właśnie tego uczucia nie potrafią zapewnić im władze.

MW, na podst. AFP

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy