Milicja ściga wilkołaka

W Rosji ujawniono sensacyjny przypadek chłopca wychowanego przez wilki. Małego wilkołaka poszukuje teraz moskiewska milicja.

Pod koniec grudnia 2007 r. w Moskwie doszło do sensacyjnych zajść - tamtejsza milicja zaczęła ścigać... wilkołaka, jak zbiega ochrzciła rosyjska prasa bulwarowa.

Wszystko zaczęło się w połowie grudnia,

gdy mieszkańcy okolic Kaługi w centralnej Rosji natrafili w lesie na legowisko, w którym spał chłopiec.

- Dziecko było brudne, głodne. Widać było, że miało za sobą ciężkie przejścia. Początkowo nawet nie reagowało, gdy coś do niego mówiono - wyjaśniał szczegóły rosyjskim dziennikarzom Josif Tworskij, rzecznik moskiewskiej policji. - Chłopiec poruszał się na czworakach, ewentualnie w pozycji wyprostowanej, ale wyłącznie na nogach ugiętych w kolanach. Przypuszczalnie należał do stada wilków,które żyją w tamtej okolicy. Zachowywał się jak wilk i jak one się żywił.

Reklama

Wieśniacy znaleźli go w legowisku z liści, a że w rejonie Kaługi nadeszły mrozy, chłopiec był wychłodzony. Wieśniacy zabrali dziecko do domu, najpierw mówili o nim "dzikie stworzenie", potem nadali mu imię Ljoka i przekazali pracownikom opieki społecznej. Milicja zaczęła w tej sprawie śledztwo, ale

nie udało się ustalić tożsamości chłopca.

Z Kaługi dziecko przewieziono do kliniki w Moskwie. Lekarze stwierdzili, że chłopiec ma nie mniej niż 10 lat, jednak jego prawdziwego wieku nie potrafili ustalić. Chłopiec-wilk może być starszy o kilka lat, bo jego wzrost i wagę mogło ograniczyć niedożywienie.

Badania psychologów wykazały, że Ljoka, choć sprawia wrażenie inteligentnego, wydaje się nie mówić po rosyjsku, ani w żadnym z języków mniejszości zamieszkujących Rosję. Przypuszczalnie przez wiele lat żył w dzikim stanie i jeśli, zanim zaopiekowały się nim wilki, był na tyle duży, by nauczyć się mówić, zatracił tę umiejętność. Z otoczeniem chłopiec

komunikuje się warknięciami i pomrukami.

Przypadek chłopca-wilka z Kaługii nie jest w Rosji odosobniony. W ostatnich latach coraz częściej na odludnych obszarach tego kraju odkrywane są takie "dzikie dzieci", co tłumaczy się, niestety, porzucaniem potomstwa przez rodziców. Niektóre z porzuconych dzieci mają trochę szczęścia, bo przeżywają dzięki temu, że opiekę nad nimi przejmują zwierzęta - wilki lub zdziczałe psy.

Ljoka był w klinice krótko, zaledwie 24 godziny. Gdy tylko nadarzyła się okazja, uciekł. Natychmiast zaczęła go szukać milicja, jednak z góry przyjęto, że są małe szanse, aby

znaleźć wilkołaka w zakamarkach Moskwy.

- Chłopiec jest niebezpieczny dla ludzi - ostrzegł wszystkich rzecznik milicji. - Ma typowe dla wilka zwyczaje i zachowania. Jego zęby są silne i ostre i wie, jak ich użyć, o czym przekonali się milicjanci przewożący go z Kaługi. Chłopiec jest niebezpieczny ze swoimi psychologicznymi problemami, a przede wszystkim jako źródło zakażenia wirusami. Badania krwi i moczu, które przeprowadzono dziecku w klinice wykazały, że ukąszenie Ljoki naraża ludzi na niebezpieczeństwo zapadnięcia na poważne choroby.

Tadeusz Oszubski

MWMedia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy