Morze wyrzuca na brzeg ludzkie stopy

Cała Kanada próbuje rozwiązać zagadkę tajemniczych stóp pojawiających się na zachodnim brzegu Oceanu Atlantyckiego.

W tym tygodniu odnaleziono piątą i szóstą stopę. Ta ostatnia, jak się okazało, nie była ludzką stopą, tylko kośćmi ptaków, które ktoś na zasadzie głupiego żartu ubrał w skarpetkę i włożył do sportowego buta. Tak czy siak, jest pięć stóp i nie ma jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, skąd się wzięły.

"Coś nie dzieje się tu w sposób naturalny"

Wszystkie stopy odnaleziono w przeciągu ostatnich 10 miesięcy w okolicach Vancouver. Piątą w poniedziałek u ujścia rzeki Fraser. - Przechodzień zobaczył but pływający w wodzie. Wyciągnął go na brzeg i wezwał policję - mówi Sharlene Brooks, oficer policji.

Reklama

Wszystkie stopy zabezpieczono jako potencjalne dowody. Do lokalnego oddziału koronera telefony od dziennikarzy z całego świata dzwonią nieustannie. - Ta sprawa naprawdę działa na wyobraźnię - mówi Terry Smith, szef koronerów. - Musimy jednak pamiętać, że te stopy należały do prawdziwych ludzi, których ktoś kochał i odczuwa ich brak. Dlatego z niechęcią podchodzę do traktowania tej sprawy jako swego rodzaju policyjnego thrillera - zauważa.

Policja nie udziela informacji na temat rodzaju buta i rozmiarów piątej stopy, a także tego, czy należała ona do kobiety, czy mężczyzny. Ale oświadczyła, że jest to pierwsza lewa stopa, jaka została znaleziona.

- Wszystkie dotychczasowe były prawe i znajdowały się w bucie do biegania. Wyrzuca je morze na okoliczne wyspy - opowiada Annie Linteau z Kanadyjskiej Królewskiej Policji Konnej, która współdziała z lokalnymi organami ścigania w celu wyjaśnienia sprawy. - Rozważamy wszystkie możliwości, także tę, że historia tych stóp w jakiś sposób wiąże się w jedną całość - mówi Linteau.

W tym śledztwie nie wiadomo nawet, czy popełniono zbrodnię.

- Nasze badania nie popierają tezy, że stopy zostały oddzielone od ciała w wyniku ingerencji człowieka - zapewnia Linteau.

Eksperci twierdzą, że stopy mogły przypłynąć do wybrzeży Kanady praktycznie z każdego miejsca na świecie. Mogły przypłynąć też rzeką.

- Znalezienie pięciu stóp pod rząd i żadnych innych części ciała w międzyczasie, sugeruje, że coś nie dzieje się tu w sposób naturalny - stwierdza Curtis Ebbeyesmeyer, emerytowany oceanograf, który przez całą swoją karierę zajmował się tym, jak ocean przenosi ze swoimi prądami różne rzeczy po całym świecie.

Przyczyna tkwi w trzęsieniu ziemi?

Części ciała mogą naprawdę długo przetrwać w wodzie, szczególnie pod osłoną skarpetki i buta. - W takim ubraniu mogą pływać w oceanie przez lata - twierdzi naukowiec. - Zwykła koszula nie zabezpieczy ciała przed rozpadem, ale nawet dżinsy już mogą - dodaje.

Kryminolog Gail Anderson z Uniwersytetu Simona Frasera, międzynarodowej sławy specjalista w kwestii rozkładu ludzkiego ciała zauważa, że wcale nie musimy mieć tu do czynienia z jakąkolwiek zbrodniczą działalnością.

- Myślę, że mogą to być fragmenty ciał ofiar katastrofy lotniczej lub zatonięcia łodzi. Zwłoki mogły leżeć na dnie nawet bardzo długo. Gdy w wyniku aktywności sejsmicznej dno się poruszyło, wrak mógł wypuścić z siebie takie "niespodzianki" - mówi. - Dlaczego tylko stopy? Bo były "zabezpieczone" przez zawiązane buty - zauważa.

Poza tym, jak mówi Anderson, but lepiej pływa niż ciało, a znaleziska mogą pochodzić z naprawdę daleka (na przykład należeć do ofiar tragicznego tsunami z 2005 roku). - Stopy zwykle oddzielają się od reszty nogi w wodzie, a mięso ludzkie zamienia się w woskopodobną substancję, którą mikroby i padlinożercy w rodzaju krabów nie jedzą - mówi Anderson.

Sprawdzanie próbek DNA pobranych ze stóp jest w toku.

Deborah Jones, tłum. ML

INTERIA.PL/AFP
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy