Mrożąca krew w żyłach historia

Prawie sto lat temu rosyjski statek przedzierał się przez skute lodem Morze Karskie. Jego załoga miała wytyczyć szlak handlowy z Azji na zachód tzw. przejściem północno-wschodnim. Olbrzymie bryły lodu zatrzymały jednak okręt i uwięziły marynarzy na dobre. Tajemnicę tego rejsu może wyjaśnić odnaleziony niedawno dziennik pokładowy okrętu...

Przez dekady losy kapitana Grigorija Brusiłowa i jego 24-osobowej załogi inspirowały pisarzy i reżyserów. W 1912 r. legendarny podróżnik na pokładzie statku "Święta Anna" wypłynął wraz z załogą, w skład której wchodziła m.in. 22-letnia pielęgniarka Jermina Zdanko, córka jednego z bohaterów wojny rosyjsko-japońskiej (1904-1905), w pierwszą rosyjską wyprawę w celu wytyczenia szlaku handlowego z Europy do Azji tzw. przejściem północno-wschodnim. Jest to trasa biegnąca daleko za kołem podbiegunowym wzdłuż brzegów Eurazji przez Morze Barentsa, Morze Karskie, Morze Łaptiewów, Morze Wschodniosyberyjskie, Morze Czukockie i Cieśninę Beringa.

Reklama

Uwięzieni na morzu

Wyprawa Brusiłowa nie była pierwszą, która zapuściła się tak daleko na północ, lecz była jedną z najtragiczniejszych. Największe problemy załogi zaczęły się w sierpniu 1912 r., kiedy "Święta Anna" dotarła do Morza Karskiego. Bardzo szybko została uwięziona przez potężne lodowe bryły w pobliżu zachodnich wybrzeży Półwyspu Jamalskiego i stopniowo była spychana w kierunku bieguna...

Więcej o tragedii uwięzionego przez lód statku i jego złogi być może dowiemy się z fragmentu dziennika okrętowego i kilku przedmiotów należących do marynarzy, jakie znaleziono niedawno na brzegach Ziemi Franciszka Józefa, archipelagu leżącym w północno-zachodniej części Morza Barentsa.

- Nie ma żądnej wątpliwości, że szkielety i strony z notatnika, które znaleźliśmy pod koniec lipca są pozostałości wyprawy Georgija Brusiłowa. Wszyscy myśleli, że już nic nie uda się po nich odnaleźć - mówi Oleg Prodan, kierownik ekspedycji badającej losy załogi "Świętej Anny".

Ucieczka z uwięzionego statku

Lód zatrzymał statek na Morzu Karskim przez dwie zimy. Dotychczas jedyne informacje na temat losów wyprawy pochodziły od marynarzy, którzy opuścili statek i przez lodowe zatory pomaszerowali w kierunku Ziemi Franciszka Józefa.

Z 11 osób, które wyruszyły z uwięzionej przez lodowe bryły "Świętej Anny" do celu dotarli tylko dwaj: marynarz Aleksander Konrad i nawigator Walerian Albanow. Losy tego wyczerpującego marszu, a także - jak się wydawało - skazanej na niepowodzenie wyprawy spisał rosyjski pisarz Weniamin Kawerin w popularnej powieści "Dwaj kapitanowie".

Okulary z butelek

Aż do teraz wydawało się że "Święta Anna" i jej załoga przepadła bez śladu. Jednak strony z dziennika pokładowego, znalezione w zadziwiająco dobrym stanie na dalekiej północy, dają obraz heroicznej walce o przetrwanie toczonej przez marynarzy na pokładzie zatrzymanego przez lód statku.

"Dziś skończył nam się tytoń. Zapałek nie mamy już od bardzo dawna" - czytamy wspomnienia Brusiłowa. Kapitan zanotował również , że załoga poluje na niedźwiedzie polarne, bo skończyły się już zapasy żywności i nie ma co jeść.

Niedaleko dziennika pokładowego i szkieletów marynarzy znaleziono także inne ślady ich walki o przetrwanie: zegarek, rakietę śnieżną, nóż, łyżkę z wygrawerowanymi inicjałami i okulary zrobione z dna butelek po rumie.

- To było nieprawdopodobne uczucie, kiedy zobaczyliśmy te okulary. Wszyscy bardzo dobrze znaliśmy z opisu Albanowa - mówi Władimir Mielnikow, członek misji poszukiwawczej "Świętej Anny".

MW, na podst. AFP

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy