Ostatnie stulecie. Nasze dni na ziemi są policzone

Czy będziemy jednym z ostatnich pokoleń żyjących na ziemi? (kadr z filmu "Mad Max: Na drodze gniewu") /YouTube
Reklama

Ludzkość nie przetrwa kolejnych stu lat. Taką ponurą wizję snują naukowcy i ekolodzy. Niezależnie od tego, co zrobimy – zginiemy.

Stephen Hawking, jeden z największych wizjonerów przyszłości, nie ma złudzeń. Ludzkość nie przetrwa następnych stu lat. To wcale nie pesymizm czy czarnowidztwo. Liczby mówią same za siebie, a przyszłość naszej planety z dnia na dzień staje się coraz bardziej niepewna.

Zagubieni pośród skutków swoich własnych błędów - smogu, zanieczyszczeń, zmian klimatycznych, przeludnienia, ryzyka pandemii i wojny nuklearnej - nie mamy wielkich szans na zapewnienie następcom godnej przyszłości.

Odliczanie już się zaczęło... Nasz gatunek wyginie, i to niezależnie, co zrobimy - zginiemy. W przeszłości hipotezy te nie były brane na poważnie przez cały naukowy świat, jednak w naszym obecnym położeniu zaczyna się je traktować zupełnie serio.

Reklama

Wielu sądzi, że plan amerykańskiej kolonizacji Marsa to pierwszy krok ku ocaleniu choćby nielicznych przedstawicieli ludzkości miliony kilometrów stąd...

Wiek zagłady

Amerykański fizyk i futurolog nie jest w swojej teorii odosobniony - wielu innych znakomitych badaczy stawia podobne prognozy (m.in. laureat Nagrody Nobla w dziedzinie chemii Paul Crutzen). Według niego nasza planeta wkroczyła oto w nową epokę geologiczną, Antropocen, okres gwałtownej ekspansji i całkowitej dominacji człowieka nad procesami przyrodniczymi.

W terminologii naukowej termin ten oznacza moment, w  którym człowiek stanął do walki z naturą i nauczył się brutalnie ingerować w  ekosystem Ziemi. Sprawujący kontrolę nad całą planetą człowiek wpływa na postępujące ocieplenie klimatu tak samo, jak największe naturalne procesy rządzące tym światem od wieków.

Wszystko wskazuje na to, że udała nam się bardzo rzadka "sztuka": zainicjowaliśmy szóste masowe wymieranie gatunków na naszej planecie, a proces ów przebiega w tempie jeszcze szybszym niż ten, który doprowadził do wyginięcia dinozaurów 65 milionów lat temu.

Za dużo ludzi, za mało drzew

Jesteśmy wszyscy świadkami wielkiego zachwiania biologicznej równowagi, którego bezpośrednią przyczyną jest przeludnienie. Rosnące zapotrzebowanie na żywność zmusza nas do coraz gwałtowniejszej produkcji, a produkujemy zbyt wiele i w nieodpowiedni sposób. Jest nas dzisiaj na świecie ponad 7 miliardów, a według szacunków ONZ w  2050 roku ta liczba wzrośnie aż do 9 miliardów. Prognozy te nie byłyby może specjalnie przygnębiające, gdyby decyzje podejmowane przez poszczególne państwa i całą ludzkość szły w dobrym kierunku.

Niestety, środki przedsięwzięte w  celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych do atmosfery okazują się niewystarczające. Czeka nas dokładnie to samo, co spotkało niegdyś ludzi na Wyspie Wielkanocnej [ścięto wszystkie drzewa i wykorzystano wszystkie naturalne zasoby lądu; spowodowało to gwałtowny spadek liczby mieszkańców - przyp. red.] - mówił światowej sławy australijski biolog Frank Fenner.

- Zmiany klimatyczne dopiero się rozpoczęły, ale już teraz możemy dostrzec wyraźne ich konsekwencje w naszym codziennym życiu, chociażby obserwując anomalie pogodowe. Homo sapiens zniknie z planety, a wraz z nim wiele gatunków zwierząt i roślin. Myślę, że jest już za późno, aby móc naprawić nasze błędy; to sytuacja bez wyjścia.

Wolę nie mówić tego zbyt często i zbyt głośno, ponieważ są ludzie, którzy swoim zaangażowaniem próbują ratować nas i naszą planetę. Te wszystkie działania opóźniają nieznacznie czekającą nas zagładę, ale powstrzymać jej się nie da - jest nas tutaj za dużo.

Śmierć z pragnienia Konsekwencji, które wynikają z przel udnienia, jest więcej. Jeśli w 2025 roku ziemię będzie zamieszkiwać 8 miliardów ludzi, to już wtedy zaczną się ogromne problemy z zaopatrzeniem w wodę - jej źródła zaczną się nieodwracalnie wyczerpywać. Kryzys ten dotknie w pierwszej kolejności te kraje, które już teraz zmagają się z niedoborami zasobów naturalnych, takie jak np. Etiopia. Państwo to, jedno z najuboższych na świecie, zamieszkane jest przez 62 miliony ludzi - w 2025 roku liczba ta ma się podwoić.

Jednak brak wody stanowi problem globalny i nie tylko najubożsi poniosą jego konsekwencje. Ucierpią również (a może przede wszystkim) kraje rozwijające się, takie jak Chiny, których instalacje hydroelektryczne z pewnością okażą się niewystarczające. Przyjmijmy, że na świecie pojawią się 2 miliardy nowych mieszkańców: czy możemy mieć nadzieję, że obecnie istniejąca infrastruktura wodna poszczególnych krajów nowo uprzemysłowionych poradzi sobie z tak wielkim obciążeniem?

Nawet jeśli tak, potrzebne będzie wzmocnienie lub całkowita wymiana sieci urządzeń technicznych, a  związane z tym koszty nie są - jak na razie - przewidziane przez żadne stojące w obliczu kryzysu państwo.

Według raportu opublikowanego w 2012 roku przez międzynarodową Organizację Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD) trzeba by zainwestować 1000 miliardów dolarów na każde ubogie państwo, aby móc zapewnić wszystkim dostęp do odpowiedniego systemu kanalizacji i oczyszczania ścieków.

Huragany, powodzie, trzęsienia ziemi

Do grona zmartwień dochodzą mnożące się stale klęski żywiołowe, których częstotliwość i siła w ciągu ostatniego dziesięciolecia konsekwentnie rośnie. Najważniejszą przyczyną tych katastrof są zmiany klimatu, wynikające z globalnego ocieplenia.

Wygląda to trochę tak, jakby nasza planeta próbowała bronić swoich praw wobec agresywnych działań człowieka. I nawet jeśli uda się uniknąć wielkiej liczby ofiar, to uszkodzenia w  infrastrukturze przemysłowej, gospodarstwach domowych oraz urządzeniach użyteczności publicznej będą tak wielkie, że spowodują ogromny kryzys, niosący za sobą śmierć kolejnych ludzi.

Jedną z  najpoważniejszych katastrof ostatnich lat było trzęsienie ziemi w Japonii, będące przyczyną  czternastometrowej fali tsunami, która spowodowała serię wypadków jądrowych w  elektrowni atomowej Fukushima. Tragedia zdarzyła się już sześć lat temu, 11 marca 2011 roku, a japońskie władze w dalszym ciągu nie chcą ujawnić dokładnych danych dotyczących liczby osób poszkodowanych i wysokości strat finansowych.

Ludzkość jednak wyciągnęła z tego jakąś nauczkę. Od czasu awarii Fukushimy na całym świecie podwojono ochronę obiektów nuklearnych, aby podobna katastrofa więcej się nie powtórzyła.

Niestety, jednak nie zawsze dzieło ludzkich rąk może stawić czoła siłom natury. Tego rodzaju klęski żywiołowe są tym groźniejsze, im bardziej uprzemysłowionego kraju dotyczą. W  dzisiejszych czasach każde rozwinięte państwo jest czymś w rodzaju bomby o wielkiej sile rażenia. Nie wiadomo tylko, kiedy eksploduje...

Świat Tajemnic
Dowiedz się więcej na temat: zmiany klimatyczne
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy