Seabin - wynalazek, którego potrzebował świat

Dwóch facetów rzuciło robotę i ruszyło na ratunek planecie Ziemi. Dziś o ich pomyśle mówi się na całym świecie. Wymyślili bowiem genialny wynalazek - wiadro, które zasysa śmieci pływające po powierzchni wody.

Andrew Turton wraz ze swoim kolegą o polskobrzmiącym nazwisku Peterem Ceglinskim to australijscy surferzy, którzy z dużym niepokojem patrzyli na stopniową degradację mórz i oceanów. Pływające w wodzie śmieci tylko utwierdzały ich w przekonaniu, że trzeba coś z tym zrobić.

Pewnego dnia zgodnie stwierdzili, że dłużej nie mogą siedzieć z założonymi rękami i zabrali się do pracy. Wspólnie opracowali projekt wodnego wiadra, które zasysa śmieci z powierzchni i filtruje wodę. Oczywiście nic nie stało się z dnia na dzień. Stworzenie prototypu, który dziś chcą wcielić do produkcji zabrało im prawie dekadę.

Razem spędzili wiele dni w swojej pracowni, a następnie w profesjonalnym centrum designu na Majorce, aż w końcu zaprezentowali przełomowe dzieło światu. Jest niepozorne, niewielkich rozmiarów, ale niezwykle efektywne. Wystarczy zamocować je do brzegu, a rozpocznie sprzątanie "okolicy".

Z zewnątrz wygląda, jak wiadro z siatką rybacką w środku, ale to odrobinę bardziej skomplikowane. Od spodu do urządzenia podłączona jest idąca od pompy specjalna rura. Sprawia ona, że śmieci zasysane są do worka. Opcjonalnie - pompa zasysać może także wodę, którą przepuszcza przez filtry i wypuszcza z powrotem, wolną od zanieczyszczeń chemicznych.

Reklama


Siatkę należy co jakiś czas opróżniać, by zrobić miejsce na napływające kolejne śmieci. Twórcy podkreślają, że na tym etapie odbywać się powinna również wstępna segregacja morskich odpadów.

Co ważne - Turton i Ceglinski zapewniają, że ich wynalazek jest absolutnie bezpieczny dla ryb i innych wodnych stworzeń, które ich zdaniem nie mają szans dostać się do "wodnego śmietnika". Taka sytuacja nie zdarzyła się dotychczas w trakcie czterech lat testów urządzenia.

"Seabin", czyli "Morski kosz na śmieci", jak nazwali swój wynalazek znacznie obniża koszty czyszczenia powierzchni z różnego rodzaju odpadów. Nie trzeba wysyłać ludzi ze specjalistycznym sprzętem na łodziach, pojemnik po cichu napełnia się sam. Śmieci po prostu wpadają w jego pułapkę.


Wydawało się, że najtrudniejszym etapem dla australijskich wynalazców będzie zebranie funduszy na uruchomienie produkcji seryjnej. Jednak dzięki rozgłosowi, jaki uzyskali w internecie, udało się już zgromadzić aż 108 procent potrzebnej sumy. Jak pokazuje licznik na crowdfundingowym serwisie Indiegogo jest to już prawie 250 tysięcy dolarów!

Sami twórcy wiążą ze swoim projektem spore nadzieje. Już teraz cieszą się, że będą pływać w czystszej wodzie, a ryby, które zagoszczą na ich talerzach będą bardziej ekologiczne. W swoich planach podszytych marzeniami, spoglądają też o kilka kroków wprzód. Liczą, że pewnego dnia świat nie będzie potrzebował wynalazków takich, jak "seabin".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy