Strach się bać stróżów prawa

Korupcja, porwania, morderstwa i tortury... To najnowsze metody walki rosyjskich milicjantów. Bynajmniej nie z bandytami, lecz z niewinnymi obywatelami. Walki toczonej wyłącznie dla partykularnych korzyści milicjantów. I walki, w której nie obowiązują żadne reguły.

Rozliczne skandale, w które zamieszani są nadużywający swojej pozycji stróże prawa przestają już szokować Rosjan. Nie tylko z powodu liczby takich przypadków wychodzących na światło dzienne, ale i bezczelności samych milicjantów, którzy dla zysku posuwają się do użycia coraz brutalniejszych metod. Co więcej, Rosjanie stracili także nadzieję w to, że prezydent Dmitrij Miedwiediew rzeczywiście zreformuje zdegenerowaną służbę, co wielokrotnie zapowiadał.

Milicjanci w roli bandziorów

Całkiem niedawno rosyjskie media informowały o aresztowaniu czterech moskiewskich milicjantów, którzy porwali pewnego biznesmena, a potem godzinami wozili go w bagażniku samochodu. Paradoksalnie, tuż po porwaniu mężczyzny jego żona zgłosiła się na milicji płacząc, że czterej zamaskowani napastnicy porwali jej męża spod domu.

Historia biznesmena nie jest bynajmniej odosobnionym przypadkiem. W lutym trzej milicjanci, także z Moskwy, porwali dwie kobiety. Za ich wypuszczenie domagali się 50 tys. euro. Grozili, że w przypadku niespełnienia ich żądań rodziny kobiet zostaną osadzone w więzieniu za przestępstwa narkotykowe.

Reklama

Myślał, że nic mu nie grozi

Milicjanci często posuwają się do przemocy: biją, torturują oraz trwale okaleczają, tak przesłuchiwanych podejrzanych, jak i zupełnie niewinnych ludzi. Nierzadko wyciągają także broń. Oczywiście służbową. W styczniu, milicjant z Omska pobił na śmierć dziennikarza. Mniej więcej w tym samym czasie w Moskwie podpułkownik milicji zastrzelił kierowcę pługa śnieżnego, który zarysował prywatny samochód stróża prawa. Natomiast na Syberii milicjant zastrzelił podejrzanego podczas przesłuchania.

Najsłynniejszą, i chyba najbardziej szokującą, historią była jednakże sprawa majora Denisa Jewsjukowa, którego w lutym tego roku skazano na dożywocie za dwa zabójstwa oraz 22 przypadki usiłowania zabójstwa. Były szef milicji w jednym z południowych okręgów Moskwy w kwietniu ubiegłego roku upił się z okazji swoich urodzin i kazał kierowcy taksówki zawieźć się do centrum handlowego. Major zabił taksówkarza, a krótko potem także jednego z kasjerów. Zanim inni milicjanci zdołali go obezwładnić ranił jeszcze siedmiu klientów sklepu.

Bezczelność milicjantów i bezsilność sędziów

Jewsjukow, który podczas akcji w supermarkecie był po służbie, ale miał na sobie mundur i strzelał ze służbowej broni był absolutnie pewien, że nie poniesie większych konsekwencji swojego czynu. Podczas procesu odmawiał współpracy z sądem i przyznał się tylko do tych przestępstw, które zarejestrowały kamery sklepowego monitoringu. Major przeprosił rodziny ofiar dopiero po ogłoszeniu wyroku.

Zobacz milicjanta strzelającego w supermarkecie:

Tuż po zapadnięciu wyroku w sprawie Jewsjukowa prezydent Miedwiediew zwolnił dwóch urzędników wysokiego szczebla w ministerstwie spraw wewnętrznych oraz 15 generałów milicji, którzy byli zamieszani w rozmaite przestępstwa. W ciągu jednego dnia Miedwiediew zwolnił więcej wysokich rangą milicjantów, niż Władimir Putin w ciągu ośmiu lat swojej prezydentury.

Góra kryje wybryki

Mimo to Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu notorycznie napomina Rosję w sprawie tortur, do stosowania których posuwają się milicjanci oraz zwraca uwagę na ślamazarnie toczące się śledztwa w sprawie popełniających przestępstwa stróżów prawa. Trybunał wypomina władzom w Moskwie również niechętne stawianie skompromitowanych milicjantów przed sądem oraz łagodne wyroki, które zapadają - o ile w ogóle zapadają - w takich sprawach. Zdaniem Trybunału działania rosyjskich władz zachęcają wręcz milicjantów do nadużywania swojej pozycji oraz tego, że czują się zupełnie bezkarni.

Jednym z ostatnich przypadków tuszowania przestępstw popełnionych przez milicjantów i umywania przez przełożonych rąk od ich wybryków jest przypadek stróżów prawa z Petersburga. Wymuszali oni zeznania od dwóch, podejrzanych o kradzież, nastolatków... przypalając im genitalia papierosami oraz podduszając foliowymi torbami.

Milicjanci za swoje czyny zostali skazani w lipcu na trzy lata pozbawienia wolności. Jeden z nich otrzymał wyrok w zawieszeniu.

Przykład brutalności funkcjonariuszy OMON-u (oddziałów specjalnych milicji):

W świetle powyższych wydarzeń nie można się dziwić, że zdecydowana większość Rosjan boi się milicjantów. Jak wynika z badań niezależnego Instytutu Lewady, instytucji monitorującej opinię publiczną w Rosji, 67 proc. respondentów obawia się działań milicji.

Mimo to, Kreml ogranicza się wyłącznie do usuwania ze stanowisk najwyższych rangą milicjantów i nawołuje do reform, by ukrócić przestępstwa popełniane przez milicjantów, a zwłaszcza wszechobecną korupcję.

Tysiące dolarów pensji

Według raportu przygotowanego przez Związek Rosyjskich Prawników, milicjant, który oficjalnie zajmuje się zwalczaniem przestępczości zorganizowanej, a tak naprawdę za łapówki chroni interesów gangsterów zarabia miesięcznie nawet 20 tys. dolarów! Natomiast milicjant z drogówki z samych łapówek będzie miał 5 tys. dolarów.

Choć zdarzają się oczywiście tacy, którzy zarobią dzięki kierowcom znacznie więcej. Kapitan Arkady Kirsanow z obwodu astrachańskiego na południu Rosji wyłudzał miesięcznie nawet 10 tys. dolarów. Razem z 13 kolegami z jednostki został aresztowany w lutym. Proces w ich sprawie trwa.

Z pięciu tysięcy przestępstw, jakich dopuścili się w 2009 rosyjscy milicjanci (wzrost o 11 proc. w stosunku do 2008 r.), ponad 3 tys. były związane z korupcją i nadużyciem siły. Kiedy uwzględnimy, że w Rosji służy 1,2 mln milicjantów, to ujawnione przez władze przypadki przestępstw są tylko ułamkiem procenta prawdziwej skali zjawiska.

Posłuchaj, jak Aleksiej Dymowski opowiada o bolączkach milicjanta:

Oczywiście, nie wszyscy milicjanci w Rosji są skompromitowani. Dwóch nawet odważyło się ujawnić swoje personalia i otwarcie powiedzieć o tajemnicy poliszynela - problemach zdeprawowanej rosyjskiej milicji.

Pierwszym z nich jest Aleksiej Dymowski, major milicji z Nowosybirska, który za opublikowanie klipu na YouTube, w którym oskarżył kolegów i przełożonych m.in. o korupcję stracił pracę. Przesiedział również półtora miesiąca w areszcie i został skazany za pomówienie przełożonych. Jego szefów najbardziej zabolało to, że Dymowski w klipie, który obejrzały miliony Rosjan, skarżył się na warunki pracy oraz na to, że oficerów w milicji "traktuje się jak bydło".

Drugim milicjantem, który odważył się głośno powiedzieć o problemach służby jest major Michaił Jewsiejew. On także został aresztowany za swoje wideowystąpienie, w którym mówił m.in. o fabrykowaniu dowodów. Miały one doprowadzić do skazania niewinnych osób.

Choć rozpaczliwe wystąpienia obu zirytowanych do granic możliwości milicjantów komentowano jako początek końca starych porządków w skompromitowanych resortach siłowych Rosji, to póki co - jak widać - na nastanie równego dla wszystkich prawa w Rosji nie ma szans.

MW na podst. AFP

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Dmitrij Miedwiediew | przestępstwa | strach | YouTube
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy