Bojowy dziadek - sprzedał wszystko, by walczyć z ISIS

Ma 53 lata, dwoje wnucząt i od kilku dni jest na ustach całego świata. Bojowy dziadek - bo tak nazywany jest przez media Jim Atherton - sprzedał niemal wszystko, co miał, by wstąpić w szeregi chrześcijańskiej bojówki i walczyć z dżihadystami z ISIS.

"Jestem przygotowany na to, by walczyć z ISIS. Wiem, że żaden ze mnie młokos, w 2007 roku przeszedłem atak serca, ale po prostu czułem, że muszę to zrobić. Chcę, żeby moje wnuki wiedziały o co walczę i były ze mnie dumne" - motywuje swoją decyzję.

Człowiek, który ostatnie dwadzieścia lat spędził za kierownicą dostawczaka i taksówki sam opisuje siebie jako "biały facet w średnim wieku, posiadacz ciężarówki". "Nie jestem Rambo, ale wierzę, że dobry ze mnie żołnierz" - zapewnia.

Atherton już w kwietniu opuścił dom w brytyjskim mieście Washington i udał się do Holandii. Stamtąd odleciał do Turcji i skierował się w stronę Iraku, gdzie wstąpił w szeregi bojówki Dwekh Nawsha, organizacji broniącej syryjskich Chrześcijan przed islamistami.

Reklama

Dziś bierze już udział w zabezpieczaniu linii frontu, patrolując ją uzbrojony po zęby. Ma przy sobie karabin maszynowy, granaty i materiały wybuchowe. Nikt nie przejmuje się tym, że Jim nigdy nie przeszedł fachowego militarnego szkolenia.

53-letni dziadek odczuwał tak wielką potrzebę wymierzania sprawiedliwości w walce z islamskim terroryzmem, że pewnego dnia postanowił spieniężyć wszystko co miał i aktywnie włączyć się do pomocy uciemiężonym przez ISIS. Sprzedał swój samochód, łódź i dwa motocykle. W ten sposób uzbierał 18 tysięcy funtów, które przeznaczył na zakup broni: karabinu, shotguna, pistoletu i granatów.

"Moja żona jest przerażona i załamana. Błagała mnie, żebym nie jechał. Trójka moich dzieci też panikowała. Ale patrzenie na to, co robi Państwo Islamskie po prostu mnie wykańczało. Nie mogłem siedzieć bezczynnie, widząc jak mordują bezbronne kobiety i dzieci. Wyglądało, że nikt nic z tym nie potrafił zrobić, więc stwierdziłem, że ja coś zrobię" - opowiada.

Pytany przez rosyjskiego dziennikarza o okrucieństwa wojenne, których był świadkiem i o to, czy z jego rąk zginęli islamscy terroryści, udziela wymijających odpowiedzi.

"Zrobiłem to, co musiałem zrobić na wojnie. Odnośnie zbrodni ISIS, to nie mogę mówić o takich rzeczach. Musisz mi wybaczyć. Kiedy zaczynam o tym myśleć, płaczę. Dlaczego? Bo zatrzymałem się, zamiast pomóc. Ale gdybym to zrobił, od razu by mnie zabili. W tamtym momencie ani ja, ani moi przyjaciele nie byli w stanie nic zrobić" - mówi roztrzęsiony.

Miesiąc temu, gdy zrobił sobie krótkie wakacje od walki z terrorystami, był przesłuchiwany przez brytyjską policje. Przesłuchania trwały kilka godzin, Jim nie ukrywał, że zamierza wrócić do Iraku.

Dziś jest tam znowu, a jego rodzina znów zamiera każdego dnia śledząc wiadomości w telewizji. Jim bowiem kilkukrotnie znajdował się pod ostrzałem wroga.

"Każdy, kto ma jakiekolwiek emocje, jest przerażony, gdy strzelają do niego bojownicy ISIS. Miałem różne myśli - zastanawiałem się też, czy nie rzucić tego wszystkiego i wskoczyć w powrotny samolot do domu. Ale myślę, że zrobiłem dobrze zostając tutaj" - relacjonuje swoje wrażenia z pola walki.

Nie wszystkim w Wielkiej Brytanii podoba się fakt, że Jim samowolnie wyruszył na własną wojnę z terroryzmem. Niektórzy próbują przypisywać mu nawet współpracę ze skrajnie prawicowymi nacjonalistycznymi organizacjami. Atherton tylko śmieje się, słysząc takie pomówienia.

"Tak, jestem łysy więc najłatwiej tak powiedzieć. W rzeczywistości moja łysa głowa nic nie oznacza. Gdybym miał gęste włosy, nosiłbym bujną fryzurę. A moje włosy po prostu już wyszły. Wszystkie publikacje w brytyjskiej prasie na ten temat to kłamstwo. Ale nie obchodzą mnie plotki. Mam przyjaciół o różnych kolorach skóry i różnych wyznań" - dementuje zdecydowanie.


"Nie jestem rasistą, nie jestem antyislamistą. Nie jestem też zwolennikiem przemocy, ani na pewno zabójcą. Po prostu wierzę w wolność i chcę walczyć w imieniu tych, którzy nie mogą tego robić. Nowoczesny chrześcijański bojownik - tak myślę o sobie. Szczerze mówiąc, to nigdy dotąd nie czułem, że robię coś tak ważnego. Jestem z siebie dumny, bo żyję w zgodzie z własnym sumieniem" - podkreśla.

Jak donoszą oficjalne statystyki, na pójście w ślady kierowcy z Washington zdecydowało się już także 50 innych Brytyjczyków. Byłoby to niezwykle krzepiące, gdyby nie dane, które informują jednocześnie, że w tym samym czasie w szeregi ISIS wstąpiło aż 500 obywateli Wielkiej Brytanii. Wniosek? Świat nadal potrzebuje więcej Jimów Athertonów!

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy